Wszyscy jesteśmy Ryszardami?
"Rok Ryszarda" - reż. Joanna Zdrada - Teatr C. K. Norwida w Jeleniej GórzeO tym spektaklu było głośno już przed jego premierą. Głównie za sprawą pracy graficznej "Symulator strachu", wystawionej w holu jeleniogórskiego Teatru im. Cypriana Kamila Norwida, autorstwa czeskiego artysty - Jiřígo Surůvki. Instalacja przedstawia kata (zamaskowanego dżihadystę) i jego ofiarę (przed egzekucją, zanim oprawca odetnie głowę), nawiązuje do esencjonalnego monodramu "Rok Ryszarda" (El ao de Ricardo) hiszpańskiej dramatopisarki Angéliki Liddell, w reżyserii Joanny Zdrady, z Robertem Dudzikiem w roli tytułowej.
Historycy dopatrują się pewnych zasług w krótkim panowaniu Ryszarda III, trwało ono bowiem zaledwie dwa lata, ale William Szekspir zrobił z niego potwora wszech czasów, Józefa Stalina piętnastowiecznej Anglii, gdy poświęcił mu najokrutniejszą ze swoich sztuk. Ryszard miał być tak brzydki, że nawet psy wyły, gdy kuśtykał koło nich. W jego charakterze utrwaliły się zaś same skłonności do intryg i zbrodni.
Jeleniogórski spektakl ukazuje tragedię człowieka, który ośmielił się naruszyć moralny ład świata. Albo raczej spostrzegł fakt naruszenia owego ładu, by wyciągnąć z tej obserwacji ostateczne konsekwencje i opowiedzieć się po stronie zła. Inspiracją oraz punktem wyjściowym procesu kreacji był dla Joanny Zdrady (reżyserki, scenografki i autorki kostiumów) i Roberta Dudzika (wykonawcy) współczesny tekst "Rok Ryszarda" Angéliki Liddell, która przedstawia tytułowego Ryszarda jako szaleńca i potwora, prowadzącego szokujący monolog ideologii, hipokryzji i kompleksów.
Ten Ryszard, ubrany w kurtkę z pagonami w kolorze khaki, bojówki i glany, jest niezwykle współczesny. Takie są nasze czasy. Czasy okrucieństwa bez uzasadnienia. Świat utonął w czerni, a akcja to rezultat działań ludzi, którzy mają sprzeczne interesy. Każdy człowiek jest zły. Dlatego nigdy nie wygrywa ten lepszy, ale ten sprytniejszy. Wygrywa fałsz. Nie ma podziału na większe i mniejsze zło. U Angéliki Liddell w tej interpretacji nie tylko istnieje zło jawne i bezwstydne, lecz także zło skryte, o obliczu jasnym i promiennym. Zło świadome siebie i zło samookłamujące się.
To wahanie, nieustanne sprawdzanie swoich możliwości popycha Ryszarda do działania, jest w nim sens, ale i perwersja. Niebanalna, teatralna wyobraźnia Joanny Zdrady daje znać o sobie co chwila. Każda ze scen ustawiona jest z precyzją i plastycznym wyczuciem, ze świadomością teatralnego efektu, który służy tu wydobyciu przejmującej prawdy o ponadczasowości zła.
Robert Dudzik zbudował autodestrukcyjną postać złożoną: cynik, morderca, ale jednocześnie człowiek bardzo wewnętrznie i zewnętrznie nieszczęśliwy, skrzywdzony. Ruch zaciśniętej ręki, grymas i spojrzenie aktora wystarczą, by zrozumieć tragedię Ryszarda, zostawionego samemu sobie. W jego ujęciu to genialny gracz, człowiek z planem; człowiek, który coś sobie wymyślił i teraz to realizuje. Bez wahania, bez niepewności. Czasem wydaje się ogłuszony przez popełnione morderstwa, onieśmielony potwornością wspomnień, a czasem popada w ekstatyczne, bliskie malignie stany i z natarczywą żarliwością prezentuje swoje wnętrze, okaleczone szaloną ideologią i niedorzeczną hipokryzją. Wbrew temu, że posiada nieograniczoną władzę, przypomina zwierzę w klatce, miotające się w poczuciu bezsilności. Jest zbrodniarzem, synonimem zła, otoczonym przez nie mniejsze zło.
Czy wszyscy jesteśmy Ryszardami? W nowotestamentowym Liście św. Pawła do Rzymian czytamy: "Jak napisano: Nie ma ani jednego sprawiedliwego, nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto by szukał Boga; wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego Nie ma bowiem różnicy, gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej".