Wszyscy staramy się być dobrzy i lepsi

Rozmowa z Magdaleną Placek i Krzysztofem Chudzickim

"Ten spektakl jest dla kogoś, kto nosi w sobie ważne pytania, z którymi się zmaga. Dla kogoś, kto jest na tyle dojrzały żeby zadać sobie pytanie „czym się właściwie jest”. Bo, jak mówi główna bohaterka spektaklu, nie jesteśmy „kimś” tylko „czymś”, czymś elastycznym, co łatwo zmienić i ukształtować."

Z Magdaleną Placek i Krzysztofem Chudzickim, odtwórcami głównych ról w spektaklu "Kształt rzeczy" w Teatrze Powszechnym w Radomiu rozmawia Agnieszka Bednarz.

Agnieszka Bednarz: Premiera „Kształtu rzeczy" już w najbliższy piątek w Teatrze Powszechnym w Radomiu. Czy wszystko już gotowe? Jakie są nastroje wśród wykonawców przed tym ważnym dniem?

Krzysztof Chudzicki: Nastroje jak najbardziej pozytywne, może z lekkim podenerwowaniem, jak chyba zawsze przed premierą. Natomiast czy wszystko jest gotowe – okaże się jutro! Premiera rządzi się swoimi własnymi prawami i może być bardzo różnie.

W spektaklu oprócz was biorą udział Maria Gudejko oraz Kamil Woźniak. Jakie są wady i zalety współpracy w tak małym gronie?

Magdalena Placek: Zalety są na pewno takie, że możemy bardzo dobrze poznać się prywatnie, co pomaga w pracy nad rolą, nad relacjami między naszymi postaciami. Czujemy między sobą bliskość, na czym zyskuje spektakl.

K.Ch.: Wadą jest to, że wiemy o sobie wszystko (śmiech).

M.P.: To prawda, nic się nie da ukryć. Przy sztuce wieloobsadowej jest łatwiej – gdy ktoś się pomyli, zawsze jakiś kolega podpowie, da znak. W „Kształcie rzeczy" jest inaczej bo jesteśmy zdani na naszą czwórkę. Ale czy to jest jakaś wada? Chyba nie.

Większość z was związana jest z Teatrem Powszechnym w Radomiu od kilku lat, ale nigdy wcześniej nie graliście w tym samym spektaklu, nie licząc „Cafe Sax. Piosenek Agnieszka Osieckiej", w którym wystąpiła pani oraz Kamil Woźniak. Jak układa się praca nad spektaklem, jak współpracuje się w nowym składzie?

K.Ch.: Współpracuje się fantastycznie. Cała nasza czwórka to sami młodzi ludzie. Mamy porozumienie w ramach naszych własnych, podobnych doświadczeń.

M.P.: Dla mnie, jako aktorki, która dopiero zaczyna, poznawanie nowych aktorów jest dobrym doświadczeniem, bo od każdego z nich można się cennych rzeczy dowiedzieć i nauczyć.

Główna bohaterka sztuki jest przebojową studentką Akademii Sztuk Pięknych, która pragnie dokonać rewolucji w sztuce. Czy myślicie, że w dobie dzisiejszej kultury rewolucja w sztuce jest możliwa, a jeśli tak – w jakim aspekcie, dziedzinie i w jakim stopniu?

M.P.: O rewolucję jest trudno w dzisiejszych czasach bo tak naprawdę nie ma przeciwko czemu się buntować.

K.Ch.: Wydaje mi się, że współczesny świat nie bardzo „kupuje" rewolucję, może dlatego, że parę ich w naszej historii już było i nie kończyły się zbyt dobrze. Rewolucja sama w sobie nie jest niczym dobrym. Natomiast rozmowa o problemach, poddawanie tego problemu pod dyskusję, co czyni w sztuce Evelyn, to są znamiona buntu i pewnej niezgody na rzeczywistość. Bohaterka bardziej zadaje pytania niż przeprowadza rewolucję.

M.P.: Evelyn zarzuca społeczeństwu dokładnie to samo, co społeczeństwo zarzuca jej – że jest niemoralna i robi niemoralne rzeczy. W ostatecznym rozrachunku, przy końcu spektaklu, Evelyn mówi - „jestem taka jak wy, postąpiłam dokładnie tak, jak wy postępujecie na codzień". Wszyscy sttaramy się być moralni, dobrzy i lepsi, a tak naprawdę niewiele z tego wychodzi.

W tekście LaBute pada pytanie o granice ingerencji sztuki w prywatne życie i o jej znaczenie w dzisiejszym świecie. Czy „Kształt rzeczy" daje odpowiedź na pytanie czy sztuka jest dziś w ogóle dla ludzi jakąś wartością i czy jest wartością na tyle ważną, że potrafi głęboko wpływać na miłość, na relacje międzyludzkie?

M.P.: To trochę ryzykowne pytanie, gdyż nieco zdradza same nasze założenia. Myślę, że sztuka ma ogromny wpływ na uczucia i relacje międzyludzkie.

K.Ch.: Twórca, artysta dotykając sztuki, prezentując swoje dzieła, jak zakładam – jest szczery. Jego sztuka jest prawdziwa i jest prawdziwym komentarze dotyczącym całego świata. Z jednej strony sztuka może być pochwałą, z drugiej – negacją, buntem, niezgodą na rzeczywistość. Jestem pewien, że to samo dzieło może budzić zachwyt wśród jednych, a obrzydzenie u drugich. To jest właśnie ta subiektywność, o której nie można jednoznacznie powiedzieć: dobre/złe, białe/czarne. To bardzo indywidualne. W przypadku naszego spektaklu to na pewno również będą bardzo subiektywne i różne oceny widzów po tym jak wyjdą z sali teatralnej. Chyba trudno

M.P.: Nie da się powiedzieć, czy sztuka ma dobry czy zły wpływ na nas, wydaje mi się, że nie można tego wartościować. Wszystko jest, jak to podkreśla w wielu miejscach Evelyn, subiektywne.Temat sztuki jest na tyle aktualny i trudny, że każdy musi sam się w nim odnaleźć i go przemyśleć.

K.Ch.: Myślę, że każdy w swoim życiu w mniejszym lub większym stopniu zetknął się z tą problematyką, której „Kształt rzeczy" dotyczy.

Tekst dotyka tematu miejsca sztuki w życiu, artystycznych ambicji. Czy wobec tego „Kształt rzeczy" jest dla was w pewien sposób autotematyczny?

K.Ch.: Zdecydowanie tak. Choćby z racji zawodu, który uprawiamy. Aktor poddawany jest permanentnej ocenie, stawiane są przed nim ogromne wymagania. Musi być więc piękny, idealny, wspaniały, najmądrzejszy, najbardziej elokwentny, najlepszy, najcudowniejszy. Problem wygórowanych wymagań pojawia się w spektaklu. Myślę, że wiele jest w „Kształcie rzeczy" odniesień do naszego prywatnego życia.

Dla jakiego widza to spektakl? Kto powinien go zobaczyć i na jakie pytania może ta sztuka odpowiedzieć?

K.Ch.: Dla każdego widza, który jest ciekaw świata, który się mu dziwi, który próbuje odpowiadać na nowe i nowe, wciąż pojawiające się pytania. Myślę, że ten spektakl jest dla osób, które przynajmniej raz w życiu zadały sobie pytanie „o co w tym wszystkim chodzi?".

M.P.: Ten spektakl jest dla kogoś, kto nosi w sobie ważne pytania, z którymi się zmaga. Dla kogoś, kto jest na tyle dojrzały żeby zadać sobie pytanie „czym się właściwie jest". Bo, jak mówi główna bohaterka spektaklu, nie jesteśmy „kimś" tylko „czymś", czymś elastycznym, co łatwo zmienić i ukształtować.

O kształt jakiej rzeczy chodzi w spektaklu, jaki jest jego główny sens?

K.Ch.: Myślę, że jest kilka tych kształtów i nie da się odpowiedzieć jednoznacznie. Nadrzędną sprawą jest kwestia moralności i naszego odnoszenia się do niej.

M.P.: Na pewno chodzi o kształt rzeczy człowieka, dlatego mówiłam o tym, że nie jesteśmy „kimś" tylko „czymś". Zawsze oceniamy po pierwszym wrażeniu. Wymaga się w dzisiejszych czasach, nie tylko od aktorów, żeby być pięknym, młodym, szczupłym, mieć piękną sylwetkę, piękne i zdrowe włosy. Patrzymy tylko i wyłącznie oczami, nie zagłębiając się we wnętrze człowieka. Nikogo nie obchodzi co dany człowiek znaczy. Nikogo nie obchodzi czy czytamy Kafkę i dobrą literaturę. Mamy po prostu dobrze wyglądać, jak z okładek czasopism. Chodzi właśnie o ten zewnętrzny kształt człowieka, bardzo powierzchowny.

K.Ch.: Nie liczy się już emocjonalność, tylko pierwsze 5-6 sekund kontaktu, po których wydaje nam się, że wiemy już o człowieku wszystko. To jest ten rodzaj myślenia, który skupia się na zewnętrzności, na powierzchowności, na tym, czy ktoś ma ładną fryzurę, czy jest szczupły, czy chodzi na siłownię. Bez patrzenia na to, jakim ktoś jest człowiekiem tak naprawdę.

To nieco smutna diagnoza rzeczywistości.

M.P.: Taka jak życie. Ale nie jest takie zawsze. Tylko momentami.

Agnieszka Bednarz
Dziennik Teatralny
22 marca 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia