Wszystkie filmy, w których zagrałem, uwielbiam

rozmowa z Borysem Szycem

Z Borysem Szycem, najlepszym aktorem 34 FPFF, rozmawia Ryszarda Wojciechowska

Na tym festiwalu niemal każdego dnia widzieliśmy Pana w jakimś filmie. I codziennie, i dziennikarze i widzowie, wszyscy na Pana czekaliśmy. Na próżno... 
A ja nie mogłem przyjechać, ponieważ pracowałem przy kolejnym filmie. 

Przyjechał Pan więc po nagrodę prosto z planu. I to z podgoloną głową. 
Właściwie przyleciałem. Biorę udział w zdjęciach do "Ślubów panieńskich" według Fredry, które reżyseruje Filip Bajon. Jeszcze o g. 16 byłem w Kielcach, 550 kilometrów stąd. Ale szybkim samochodem dojechałem na lotnisko, a potem wsiadłem do czteroosobowej cesny i przyleciałem do Gdańska. 

Czy nagroda za rolę "Wojna polsko-ruska" to dobry wybór? Bo przecież jeszcze grał Pan główne role w filmach: "Handlarz cudów" i "Enen". 
Ja sam nie mogę oceniać. Wszystkie filmy, w których zagrałem, uwielbiam. One są jak moje dzieci. I nie dzielę ich na lepsze czy gorsze. Cieszę się z Silnym i za Silnego "Wojny...", bo w tę rolę włożyłem naprawdę dużo pracy. 

Ta rola to było rzeczywiście trudne dziecko. 
Trudne, ale ja sam byłem trudnym dzieckiem. Więc starałem się być wyrozumiały (śmieje się). Przy "Wojnie polsko-ruskiej" łatwo nie było. Trzy miesiące przygotowań, także fizycznych. Zacząłem od treningów, żeby zmienić swoje ciało, "napakować" je. A potem były wielotygodniowe próby, tak jak się to robi przy stoliku - czytanie, rozgryzanie tekstu. Bo na początku nie wiedzieliśmy, jak go przełożyć na język filmowy. 

Trzy główne role i trzy szanse na tym festiwalu. 
Czysta matematyka, wziąłem jury na liczby (śmieje się). Postaram się ten rekord ról pobić w przyszłym roku. A tak poważnie, to warto było. Zwłaszcza jeśli się spojrzy na nazwiska twórców, z którymi pracowałem. Po prostu nie mogłem im odmówić. 

Wygląda na to, że na tym festiwalu wystarczyło nazywać się Borys, żeby zwyciężyć. Bo Borysowi Lankoszowi dostały się Złote Lwy, a Borysowi Szycowi nagroda dla najlepszego aktora. 
Borysa Lankosza znam i bardzo go lubię. Borys to imię zwycięskie, przywódców. Tak więc: ludzie, nazywajcie swoich synów imieniem Borys!

Ryszarda Wojciechowska
Dziennik Bałtycki
21 września 2009
Portrety
Maria Zenowicz

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia