Wszystkie słowa Szekspira

"Wyobraźcie sobie...William Szekspir" - Stary Teatr w Krakowie

"Ofiarowuję panu pierścień króla". To zdanie usłyszał nieistniejący Hermann Soergel pewnej nocy, której nie było, gdyż była słowem, jak wszystko w tej opowieści, jak Soergel, Daniel Thorpe i pierścień cudowny, co pozwalał rozumieć mowę ptaków. Najpierw posiadał go król Salomon, później żebrak, po nim - nie wiadomo kto. Gdzie szukać go teraz? Na palcu człowieka, który żyje tam, gdzie nie ma ptaków? A może ptaków jest tak wiele, że sens ich mowy gubi się w chaosie nadmiaru i pierścień milczy? Soergel i Thorpe marzyli tak, aż ten ostatni wyszeptał wielkodusznie...

"Ofiarowuję panu pierścień króla. Oczywiście chodzi o metaforę, ale to, co kryje owa metafora, jest równie cudowne jak pierścień. Ofiarowuję panu pamięć Szekspira". Soergel nic nie odrzekł. Pomyślał tylko: "Było tak, jakby podarowano mi morze". Biedny. Niby jak to udźwignąć? Z takim morzem w głowie - jak być czymś więcej, niż piękną bezradnością? Biedny... Hermann Soergel? A może Andrzej Seweryn? W gruncie rzeczy - jaka to różnica? Widziałem Seweryna, który był monologami Szekspira. I wiem - nie ma różnicy.

Być monologiem jednym, piątym, dwunastym... Dziwnie to brzmi? Może, lecz jak inaczej być Otellem, Makbetem, Lady Makbet, Hamletem, Ryszardem III, Tymonem Ateńczykiem, Falstaffem, Prosperem, bądź Julią? Jak inaczej być nimi przez chwilę, skoro w istocie ich nie ma, nigdy nie było, bo są tylko słowami, które mówią? W wyreżyserowanym przez Jerzego Klesyka monodramie "Wyobraźcie sobie...", w tym półtoragodzinnym seansie samotności, pustej sceny, kilku rekwizytów biednych, wędrujących świateł i nieogarnionego języka Szekspira - Seweryn był właśnie tak.

Królem i błaznem, królową i pijakiem, księżną i ludzkim potworem o uschniętym ramieniu, wahającym się księciem i nieznającą wahania Lady, śmiertelnie zakochaną dziewczynką i nikim, co w postrzępionym kapelutku i umordowanych butach gada z psem. Był ich słowami. Był słowami, którymi oni są, dzięki którym żyją przez chwilę, o ile znajdzie się aktor. Na dnie nieruchomego powietrza, wędrującym światłem wykrawany z ciemności, dotykając ażurowego krzesła, flaszki przeźroczystego trunku, białego szala, motka pomarańczowej włóczki, kupki piachu obojętnego jak czas - sylaba po sylabie stawał się opowieścią. Był niczym Proteusz - coraz mniej sobą, coraz mocniej skórą nie swoich słów. Ciepłotą lub lodem cudzych zdań. Włosami intonacji, co przychodzi z daleka. Palcami odległego rytmu. Twarzą wszystkich twarzy stamtąd. Był kilkunastoma odpryskami brzmienia morza, które mu podarowano?

Ciszej powiem. Seweryn był teatrem. I jak w "Pamięci Szekspira" Jorge Luisa Borgesa biedny Soergel - był pięknie bezradny. Bo ile z aż takiej pamięci zmieścić się może w głowie Soergela, zwyczajnej przecież, ułomnej i ciasnej jak każda? Nigdy wszystko. Tak Seweryn mówi zdania Szekspira. Wie, że nie sposób dotknąć wszystkiego, co w nich tkwi, że jutro trzeba będzie doń wrócić, jutro, pojutrze, a później znów, jeszcze raz, i jeszcze - i tak aż do końca. I wie, że po każdym mówieniu - tego, który mówi, i tych, co słuchają, zawsze to samo czeka. Niedosyt, czerstwy smak fiaska. Wie to, dlatego jego "Wyobraźcie sobie..." jest, wyobraźcie sobie, lekcją pokory. Seweryn był mniejszy od zdań Szekspira - i w tym cała moc Seweryna.

Gdy już przyjął i oswoił dar - Soergel wie to samo. Wyznaje: "Księżyc dla Szekspira był nie tyle księżycem, ile Dianą, i nie tyle Dianą, ile owym mrocznym, zwlekającym słowem - moon". Ilu jest takich w teatrze, którzy pytają: w jaki sposób Szekspir jest dziś aktualny? I ilu jest tych, co mają pychy na tyle, by odpowiadać? W zupełnie innym teatrze Klesyk i Seweryn nie sprawdzają poziomu aktualności księżyca. Stąd bierze się czystość brzmienia ich opowieści. Przyjmują mroczność i wieczne zwlekanie księżyca. To im wystarcza: skóry, zapachy, barwy i gesty wszystkich słów Szekspira.

Tak, to im wystarcza. Dlatego każda minuta jest cierpka niczym żal Pałasza w "Dwóch panach z Werony". Oto Seweryno-Pałasz, albo Pałaszo-Seweryn, w postrzępionym kapelutku i umordowanych butach, psu o imieniu Śledzik spowiada się z bólu. Żywego ducha w pobliżu. Tylko pies. I psie oczy jak słowo śledzik. Błyszczące. Mokre.

Teatr im~~ Juliusza Słowackiego. "Wyobraźcie sobie..." wg Williama Szekspira. Reżyseria Jerzy Klesyk. Scenografia i kostiumy Magdalena Maciejewska. Muzyka Antoni Komasa-Łazarkiewicz.

Paweł Głowacki
Dziennik Polski
29 września 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia