Wszystko jest cytatem

"Odyseja" - reż: Krzysztof Garbaczewski - Teatr im. Kochanowskiego w Opolu

Krzysztof Garbaczewski i Marcin Cecko w opolskiej "Odysei" podjęli próbę odtworzenia rozbitej świadomości człowieka, który nie ma już własnej biografii, pamięci, języka, ale w całości składa się z cytatów.

Bywają wydania dzienników, za które edytorzy powinni dostawać nagrody zgodnie z zasadą: ocalić pamięć, to ocalić człowieka. W tych publikacjach skrupulatność przypisów bywa porażająca. Każdy szczegół zostaje rozszyfrowany. Żadne nazwisko, żadne odwołanie, sugestia, niedopowiedzenie nie pozostają bez wyjaśnienia. Wydaje się, że o autorze tekstu wiadomo wszystko. Co jednak, jeżeli przypisy przysłaniają samą historię? 

Reżyser Krzysztof Garbaczewski i Marcin Cecko (poeta, performer) stworzyli opowieść, która w całości "jest" i "musi być" przypisem. Sięgając po jeden z podstawowych tekstów kultury - "Odyseję" - próbowali oddać doświadczenie współczesnego Telemacha (Paweł Smagała). Żaden jego gest nie będzie własny. Nad wszystkim ciąży dziedzictwo kultury, pamięć, tradycja, cień nieobecnego ojca Odysa (Mirosław Bednarek).

Wszystko jest zapożyczeniem, powtórzeniem, cytatem. Każde słowo, motyw, temat, monolog, rekwizyt, fragment kostiumu, muzyczny cytat eksploduje znaczeniami, jakby stał się obiektem burzy mózgów studentów kulturoznawstwa... Grecy? No to fragment "Le Mépris" Godarda, "Pilades" Pasoliniego, "Ulysses" Joyce\'a. Konflikt z ojcem? No to: "The End" Jima Morrisona (ze słynnym "Father/Yes son?/I want to kill you"). Pamięć? "Zwierciadło" Tarkowskiego. Poczucie wyobcowania? Wyśpiewane przez pozującego na cheerleaderkę Telemacha "Creep" Radiohead. Zapowiedź morderstwa? Parę nut z "Heads Will Roll" YeahYeahYeahs.... 

Znaki, ślady, symbole, metafory. Ogromna dziura w parkiecie proscenium staje się blizną po ojcu, kasety wideo - niechcianym dziedzictwem, identyczne stroje trzech aktorek grających Penelopę (Zofia Bielewicz, Aleksandra Cwen, Grażyna Misiorowska) - znakiem, że każda kobieta to dla mężczyzny tylko odbicie matki, zwierciadło... sarmackie wąsy Telemacha... wanna... wentylator... męski strój zrodzonej z ojca Ateny (Andrzej Jakubczyk)... płowe frędzle zwieszone w drzwiach, z których tak łatwo udrapować na głowie syna kobiece włosy... 

Przez trzy godziny twa kołowrót skojarzeń, piekło egzegezy, wyciskania z najmniejszego szczegółu maksimum znaczeń. W pewnej chwili pojawić się może wręcz współczucie dla wykorzystywanych, wydrążonych, nadużywanych przedmiotów i słów. Wanna? Tylko nie wanna! Zostawcie tę wannę! Niech sobie prostu stoi. Niech nie wybuchnie zaraz odniesieniami do "Spalonych słońcem", "Orestei", "Marat/Sade"... 

Ale nie. Wszystko wybucha. Wszystko odnosi, przywołuje, wyjaśnia. Wszystko ma swoje miejsce w skrupulatnym referacie o współczesnym mężczyźnie, który próbuje dojrzeć. I nie może. I czuje się dziwnie. I targają nim odwieczne konflikty. I targają nim zupełnie nowe konflikty. W tej "Odysei" perspektywy wszystkich postaci zostały uwzględnione. Uwzględniony został także krytyczno-ironiczny komentarz dla wybranej przez twórców metody przypisu, cytatu, zapożyczenia. 

W pokawałkowany spektakl kilkakrotnie wkraczają wykładowcy performerzy (Waldemar Kotas, Jacek Dziesiewicz). Ich absurdalne, komponowane na zasadzie "co mi się wygooglowało" referaty o "Odysei" kompromitują akademicką egzegezę... na której bazuje przecież adaptacja. Uwzględniono nawet perspektywę bohaterów pozostających jedynie "w domyśle". W reżyserowanym przez Anną-Marię Kaczmarską monologu kobiecym pojawia się potencjalna partnerka (Aleksandra Cwen) dojrzewającego Telemacha. Ubrana w jarmarczną wariację kostiumu a la Wenus z Willendorfu, z usmarowanymi szminką ustami skanduje histeryczne wyznanie kobiety zmagającej się na co dzień z mężczyzną potworem. Nie mężczyzną patriarchalnym, surowym, brutalnym, ale mężczyzną okrutnym w sposób zupełnie nowy. Okrutnym przez swoje niezdecydowanie, brak wiarygodności, rozmamłanie, humory, zacukanie we własnym dramacie. 

Z niektórych obrazów czy motywów można by stworzyć wspaniałe eseje. Np. z sennej sceny, gdy tancerz (Jarosław Dziedzic) przy dźwiękach "Popołudnia fauna" odtwarza pozy z greckich waz, na nowo ucząc obecne na scenie postaci historii. Niektóre fragmenty układają się w gotowy traktat o kłamstwach pamięci. Jak naprawdę potoczyła się ta historia? Czy prawda może przetrwać np. na kasetach wideo? Telemach zakłada na ramiona zwoje taśmy, ale te raczej go krępują, niż uskrzydlają. Z pozwijanych kłębów niczego się nie odczyta. Penelopa ma alzheimera i rzuca jedynie banalne przysłowia. Posłaniec, który w antycznych tragediach zwykle referował krwawe zajścia, prawdopodobnie zmyśla... 

Spektakl jest zaprzeczeniem wszelkiej historii, wszelkiej biografii, wszelkich spójnych wspomnień. Kilkanaście punktów kulminacyjnych. Nieustająco powracający wstęp. Niekończące się rozwinięcie. Niemożliwe zakończenie. Eksperyment Garbaczewskiego i Cecki to już nawet nie postmodernizm. To jakaś forma graniczna. Fascynująca. Szatańsko konsekwentna. Absolutnie nie do zniesienia. 

Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu, "Odyseja" wg Homera, scenariusz, reż., scen. Krzysztof Garbaczewski, scenariusz, dramaturgia, opr. muz., wideo Marcin Cecko, kostiumy Anna Maria Kaczmarska, choreografia Mikołaj Mikołajczyk, światła Wojciech Puś, występują m.in. Paweł Smagała, Aleksandra Cwen, Mirosław Bednarek, premiera 15 listopada

Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
21 listopada 2009

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia