Wybory Jana

"Żeglarz" - reż: Maciej Kowalewski - Teatr im. Szaniawskiego w Płocku

Pod tym pomnikiem wciąż ktoś staje, przymierza się do niego, marzy, żeby się na nim znaleźć. Są młodzi i starzy. Młodzi - chcący zmieniać świat i wprowadzać nowe porządki, starzy - przyzwyczajeni do układów na drabinie społecznej. Jedni i drudzy nie do końca pewni swoich racji.

Romantyczna opozycja odżywa w spektaklu "Żeglarz", wpleciona pomiędzy tęsknotę za legendą i autorytetem a poszukiwaniem szczęścia w relacjach z innymi ludźmi.

"Żeglarz" w reżyserii Macieja Kowalewskiego wydaje się adresowany przede wszystkim do młodej widowni. Niewątpliwie świadczą o tym wykorzystane w przedstawieniu rekwizyty. Jest multimedialnie: rzeźbiarz biega z najnowocześniejszym odtwarzaczem, lokalni decydenci oglądają trójwymiarową makietę zagospodarowania przestrzeni miejskiej. Do tego - bardzo współczesna muzyka (z jednym smaczkiem w postaci fragmentu kompozycji Jeana-Michela Jarra). Również scenografia - prosta, ale ciekawa, której głównym elementem jest baro-wyspa kuchenna i "zasłony" z przezroczystego tworzywa, umieszczają sceniczną opowieść Szaniawskiego bliżej naszych czasów. Reżyser chwilami zaciera ślady, a nawet wybiega w przyszłość, jednak te zabiegi nie są zdecydowane. Jest defilada, w której na odsłonięcie pomnika kroczą: jacyś przedstawiciele mieszkańców, wojskowi, młodzież - ten pochód jest już całkiem z tej epoki. Większość kostiumów (Pola Gomółka) to także ukłon w stronę nowoczesności. Med w swoich sukienkach mogłaby spacerować po Płocku, jej brat też. Barów "U doktorowej" znalazłoby się kilka w każdym mieście. Lateksowe "kelnerki" jeszcze co prawda obsługują klientów, ale...

Czy czytelne dla widza jest przesłanie sztuki? Reżyser zapowiadał, że zostanie wierny tekstowi, ale spróbuje wydobyć tkwiący w nim nowoczesny potencjał. Powtórzył zadane przez Szaniawskiego pytania: Komu postawić pomnik? Kto ma przejść do legendy? Ile można poświęcić w imię prawdy? A prawda wygląda niezbyt różowo. Kapitan Nut to nie żaden autorytet, bohater, który trwał do końca na posterunku, niezłomny, prawy, do tego o niezwykłym talencie literackim. To po prostu marynarz, zaczynający dzień od alkoholu, po-rywczy, grubiański, niewierny, przemycający opium pod ładunkiem bawełny. Wcale nie zginął w katastrofie statku, ale natychmiast wsiadł do szalupy ratunkowej. W interpretacji Jacka Mąki to człowiek pogodzony ze swoim losem i niewymagający już wiele od innych. Jednak swojej legendy burzyć nie chce, choć nie czerpie z niej korzyści, bo przecież "nie żyje", ale dostosować się do czasów potrafi. Jak sam twierdzi w końcowych scenach spektaklu, jest mu wszystko jedno, co Jan zrobi z jego legendą, ale jednocześnie może z wyrafinowania, a może nie, pyta go: po co chcesz niszczyć wszystko, co kochasz?

Reżyser zaakcentował trudne relacje pomiędzy mężczyznami (oj-ciec-syn). Scena rozmowy pomiędzy Kapitanem a Janem (Mariusz Pogonowski) może mieć miejsce w każdej epoce (dowód na uniwersalność tekstu Szaniawskiego). Młodzi i starzy - dwa światy, czasem różne systemy wartości, inny światopogląd, raz walczące ze sobą, raz próbujące znaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia. Jan jest idealistą, wierzy w prawdę, fakty poparte dowodami. Nie przekonują go pieniądze, zaszczyty, sława. Przyjeżdża do swojego miasteczka po kilku latach. A tu nic się nie zmieniło. Wciąż powstają biografie według klucza. Wciąż najlepiej żyją ci, którzy potrafili się w życiu ustawić. A jednak i on grozi ujawnieniem teczki (odniesienie oczywiste). Jan szuka prawdy i to jest również trochę zasługą jego starego nauczyciela, który wprawdzie pisze teraz książki nie tyle dla idei, ile dla pieniędzy, ale robi to dobrze. Jan gotów jest poświęcić wygodne życie dla prawdy. Czy w rezultacie stojąc na czele zbuntowanych młodych ludzi doprowadzi do skandalu podczas odłonięcia pomnika fałszywego bohatera? Czy ulegnie presji "tłumu potrzebującego autorytetu? Spektakl nie przynosi na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Przygotowano już jaja do obrzucenia pomnika, studenci czekają na sygnał. A jednak Jan jakby się wahał. Mariusz Pogonowski stworzył niezłą rolę. Chwilami nierówną, ale wyrazistą. Konsylium składające się z najważniejszych lokalnych notabli (Marek Walczak, Szymon Cempura, Piotr Bała) wypadło barwnie. Kiedy trzeba, panowie poważnie trzymają się swoich społecznych ról, innym razem dają publiczności powód do śmiechu. Na uwagę zasługuje rola epizodyczna: Henryk Błażejczyk jako stary wilk morski.

Kiedy reżyser jest najbliżej Szaniawskiego, wtedy zdarza się naprawdę ładna, nastrojowa scena. Rozmowa Jana i jego narzeczonej jest kwintesencją dramaturgii patrona płockiego teatru. W innych scenach Med (Katarzyna Anzorge) jest tylko takim ozdobnikiem w męskim świecie i niczego do akcji nie wnosi. Zakochana kobieta powinna wspierać mężczyznę, podzielać jego poglądy - to wystarczy? Ale też i Szaniawski roli Med nie przeceniał, stworzona przez niego postać nie była szczególnie ważna. Mankamentem pierwszej części spektaklu jest zbyt wolne tempo. Potem jest coraz lepiej. Ładnie ustawione światła dodają szczególnego klimatu, "grając" ważną rolę przez cały czas trwania scenicznych zdarzeń.

Lena Szatkowska
Tygodnik Płocki
4 kwietnia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia