Wyjść z pułapki

"Pułapka" - reż: Ewelina Pietrowiak - Opera Wrocławska

Muzyka teatralna to dopełnienie spektaklu, dźwiękowa interpretacja tekstu, tło emocjonalne. Jako taka, muzyka teatralna operuje wyrazistymi, konwencjonalnymi gestami dźwiękowymi, symbolami, które widz może bez problemu rozpoznać i skojarzyć z daną treścią. Służą temu przede wszystkim takie środki artystyczne jak stylizacja, ilustracja i budowanie nastroju. Utwory operowe Zygmunta Krauzego są silnie naznaczone teatrem. Taka jest też "Pułapka" według dramatu Tadeusza Różewicza, najnowsza opera Krauzego, piąta w jego dorobku, która premierę miała 17 grudnia w Operze Wrocławskiej

Wydarzenie wieńczyło Rok Różewiczowski. Oś opery stanowi skrócony dramat Tadeusza Różewicza. Napisana w 1979 roku "Pułapka" należy do kanonu dwudziestowiecznych tekstów teatralnych i uznawana jest za najważniejszy dramat wrocławskiego poety i dramaturga. Poprzez biografię Franza Kafki, jego konflikt z ojcem, problemy z kobietami dotyka takich tematów jak wyobcowanie artysty, destrukcyjny charakter rodziny, siła obsesji seksualnych, ale także nastroje polityczne lat trzydziestych XX wieku, narodziny nazizmu, nasilające się antagonizmy narodowe i klasowe. Wszystkie sfery życia - rodzinna, artystyczna, erotyczna, polityczna - są dla Franza pułapką. Powiązanie osobistych dramatów Kafki z przeczuwanym przez pisarza Holokaustem zrealizowane jest mistrzowsko za pomocą onirycznych wizji. To także najmocniejsze fragmenty spektaklu Eweliny Pietrowiak.

Krauze dostarczył reżyserce wdzięcznego materiału do pracy. Dramatycznym motorem Pułapki są bowiem tekst i teatr. Powstał spektakl wyważony, spójny i bezpretensjonalny.

Zapamiętałam szczególnie trzy sceny. W jednej z nich mały Franz mordowany jest przez swego ojca jak zwierzę ofiarne - przez podcięcie nożem gardła. W kolejnej scenie wspomnieniu beztroskich zabaw z siostrami w ogrodzie towarzyszą ledwie wyłaniające się z ciemności sylwetki esesmanów. Trzecia rozgrywa się u fryzjera; dochodzi w niej do nagłego przeistoczenia się fryzjerskiego pomocnika w bestię, która zaczyna bezlitośnie torturować klienta zakładu.

Wizje o charakterze prefiguracji wplecione są w naturalistyczny obraz rodzinnego piekiełka, mieszczańskich ambicji kobiet, którym pisarz nie umiał sprostać. Spektakl unika odwołań do współczesności. Oszczędna scenografia (projekt Eweliny Pietrowiak) wnosi pewien element abstrakcji, łączy naturalistyczny detal ze sceniczną architekturą. Stół, krzesła, łóżko pojawiają się obok ogromnej kratownicy, symbolizującej tytułową pułapkę. Eksponowane miejsce zajmuje także szafa, stająca się symbolem wszelakich opresji. Ostatecznie to w niej Franz widzi stłam-szonych Żydów.

Partie wokalne w operze Zygmunta Krauzego napisane zostały przeważnie recytatywnie, umożliwiają wręcz podążanie za tekstem bez konieczności wspomagania się napisami. W takim ujęciu całkowicie niemuzyczny tekst "Pułapki" brzmi czasem dziwacznie, groteskowo. Jego dźwiękowa interpretacja jest niedosłowna i przez to zaskakująca. Niesymetryczne frazy są nieustannie "przekomponowywane" (rządzi tu zasada permanentnej zmienności), węzły formalne pojawiają się sporadycznie pod postacią powtórzeń.

Orkiestra operuje wyrazistym kontrastem, jaskrawymi odcieniami, elementami groteski. Filmowego kolorytu nadają muzyce kabaretowe stylizacje, a także rozstrojone pianino. Ten charakterystyczny dla utworów Zygmunta Krauzego instrument - pojawia się on m.in. w One Piano Eight Hands (1973), // Koncercie fortepianowym (1996) i Adieu (2001) - występuje w towarzystwie innych idiomatycznych rozwiązań: np. "międlone" krótkie motywy smyczków to dziedzictwo unizmu.

Poziom wokalny premierowego spektaklu był dobry i wyrównany. Ewa Michnik postawiła na solistów Opery Wrocławskiej, wśród których znaleźli się m.in. Mariusz Godlewski (Franz), Wiktor Gorelikow (Ojciec), Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak (Matka), Aleksandra Kubas (Ottla) i Jacek Jaskuła (Max). Wyróżniał się piękny, jasny i mocny sopran Joanny Moskowicz (Felicja), a także czysty, pewny sopran chłopięcy Marka Łykowskiego (Franz dziecko). Orkiestrę poprowadził Tomasz Szreder, który nie pierwszy raz potwierdził dobrą rękę do muzyki współczesnej. Drażniło tylko słabe aktorstwo, pełne sztuczności i pretensjonalnych gestów.

Nowa opera Zygmunta Krauzego jest silnie teatralna i konwencjonalna. Kompozytor nie włączył się nią w dyskusję o współczesności gatunku. Pułapka nie wykazuje też żadnej ewolucji w języku muzycznym Zygmunta Krauzego, który niczym nie różni się od tego, jaki znamy choćby z poprzedniej opery "Iwona, Księżniczka Burgunda" (2004). Nawiązując do wypowiedzi krytyka teatralnego, podsumowującego ubiegły rok w polskim teatrze, mogę powiedzieć: o muzyce Zygmunta Krauzego nie dowiedziałam się niczego, czego bym wcześniej nie wiedziała.

Tacy kompozytorzy jak Lutosławski, Lachenmann, Stockhausen czy Nono swe najważniejsze utwory komponowali w jesieni życia. Skrajnym przykładem biologicznej i artystycznej żywotności jest amerykański kompozytor Elliott Carter, który w tym roku będzie obchodził sto czwarte urodziny. Swą pierwszą operę, "What Next?" - muzyczny majstersztyk - napisał jako dziewięćdziesięciolatek. W Polsce często około pięćdziesiątki przechodzi się na artystyczną emeryturę.

Swoiste artystyczne wyhamowanie jest jakimś symptomem polskiej muzyki i wiąże się albo z powtarzaniem wcześniejszych pomysłów (Szymański, Krauze), albo z nostalgicznym powrotem do epoki romantyzmu i jej rozszerzonej tonalności (Lasoń, Knapik, Penderecki), a w niektórych przypadkach nawet z całkowitym wycofaniem się z życia muzycznego. Wczesna rezygnacja z rozwijania języka muzycznego powoduje, że po kilkunastu-, kilkudziesięciu latach podtrzymywania estetycznego status quo kompozytor dochodzi do krytycznego momentu, w którym nie jest już możliwy twórczy zryw. Nie ma się od czego odbić ani na czym zbudować interesującej wypowiedzi. Własny idiom staje się wtedy PUŁAPKA.

Czy Zygmunta Krauzego stać na twórczy zryw? Mam nadzieję, że tak, choć nie potwierdziła tego ostatnia opera, której brakuje muzycznej witalności. Póki co, Zygmunt Krauze woli trzymać się wypróbowanych rozwiązań. Odwołuje się przy tym do takich wzorców współdziałania tekstu, teatru i muzyki, które budują hierarchię niekorzystną dla tej ostatniej. Z pewnością bliski Krauzemu ekspresjonistyczny teatr muzyczny Albana Berga opierał się, na muzyce. Tymczasem Pułapka to zaledwie ładna "muzyka teatralna". Dramat Tadeusza Różewicza (jak również okazjonalność operowej premiery) zobowiązywał do godnego potraktowania. Ale czy chowanie się za tekstem to najlepszy sposób na zmierzenie się z jego wielkością?

Z historii wiemy, że opery żyją nie dzięki librettom, lecz dzięki muzyce.

Monika Pasiecznik
Odra
9 lutego 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia