Wyjściowy brak zaufania

"Persona" - reż. Grzegorz Wiśniewski - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Grzegorz Wiśniewski po raz drugi z rzędu odważył się sięgnąć po rzecz pisaną z przeznaczeniem dla innego medium i zmierzył się z kolejnym, po Viscontim, mistrzem, który zawładnął niegdyś wyobraźnią milionów

Grzegorz Wiśniewski pokazał własną wersję „Persony” na podstawie scenariusza Ingmara Bergmana. Pośrednio kierował się głośnym filmem z 1966 roku, nie wchodząc jednak głębiej w psychologię postaci. Zrezygnował z konsekwentnego napięcia dramaturgicznego, dzięki któremu można było pokazać proces – otwierania się i wizualizacji traum obu bohaterek i przeniesień osobowości. Reżyser poszedł na skróty w portretowaniu, jakby nie miał zaufania do widza, do jego cierpliwości percepcyjnej i konstatacji głębi zachowań. Sam pomysł tworzenia teatru psychologicznego, w którym przeobrażanie się postaci lub jej odsłanianie dokonuje się w czasie i kiedy widz traci poczucie ustawicznego przypisywania aktorowi tylko roli, a zaczyna widzieć transformację, to dobry pomysł na teatr i spektatora spragnionego autentyczności. Scenariusz Bergmana otwiera pole do rozmaitych interpretacji, dlatego inscenizacja Wiśniewskiego nie dziwi, lecz rozczarowuje.

Bergman w filmie pokazał nie tylko historię hospitalizacji Elizabeth Vogler, aktorki, która odgrywając Elektrę wg Eurypidesa, zaniemówiła. W jego filmie ta historia pozwala wejść w zakamarki psychiki człowieka, z której wydobywają się tłamszone i ukrywane myśli, będące odzwierciedleniem strachu i przerażenia samym sobą. Bergman posłużył się postacią opiekunki Elizabeth, Almą, by spersonalizować te lęki. Bohaterki czerpią z siebie nawzajem, przenoszą zachowania, pasożytują na sobie, stają się jednością i wyraźnie się izolują. Procesy dokonują się na różnych płaszczyznach, z zachowaniem uważności na każdą z kobiet. Kobiecość to jedna z płaszczyzn interpretacyjnych, ilustrujących poglądy na świat, rolę matki, żony, cielesność, stosunek do mężczyzn. Innym aspektem jest stosunek do sztuki, autokracja i deformacja, będąca wynikiem permanentnego utożsamiania się z rolą. Tytułowa persona to maska lub rola, jaką można przybrać czy grać przed ludźmi, czekając na ich uznanie. Społeczny aplauz jest ważniejszy niż możliwe konsekwencje psychiczne takiego uwikłania. Bergman nie daje wyraźnej odpowiedzi, ile jest innych osobowości w postaciach kobiet ani nie deklaruje, że jedna kobieta stanowi lustro drugiej; pokazuje cienie i półcienie ich koegzystencji, odkrywa ich naturalne piękno i brzydotę strachu, pokazuje ulotność czułego gestu i mechaniczne zachowania przypisanie do roli.

Grzegorz Wiśniewski poprowadził swoje aktorki nieco schematycznie, bez wyraźnego, indywidualnego portretowania. Reżyser skupił się na zilustrowaniu osobowości w działaniu, w interakcji dwóch kobiet. Zrezygnował z zatrzymań, na rzecz ruchu scenicznego. Alma (Ewa Jendrzejewska) nie była Bergmanowską 25-latką, a Elżbieta (Joanna Bogacka) przestała mówić grając Jokastę, nie Elektrę. Schematyczność przejawiła się w zbyt szybkim „ubraniu” Almy w kostium Elżbiety oraz w gestach Elżbiety, która panowała nad tym, aby jej towarzyszka upiła się i wywnętrzniała. Tego typu dosłowność spłyca interpretację.

Sama koncepcja Elżbiety jest ciekawa. W odróżnieniu od Bergmana Wiśniewski pokazał ją silną, z uśmiechem na twarzy, pozbawioną wrogości do świata, a nawet ze spokojną akceptacją rzeczywistości. Dał jej możliwość emocjonalnego panowania nad Almą, która gubi się, zapatrzona w postać i historię aktorki. Joanna Bogacka zagrała spokojnie, panując na scenie, nie tylko ze względu na przypisaną rolę. Życzliwy uśmiech Elżbiety zmienia się w uśmieszek w dwóch momentach – kiedy złowieszczo ubawiona słuchowiskiem, zmusza Almę do słuchania nastawionego maksymalnie radia i kiedy właśnie kontroluje stan kieliszka pielęgniarki.

Ewa Jendrzejewska pokazała energiczną i rozbieganą Almę, o skłonnościach do odgrywania małej dziewczynki, która może pozwolić sobie na zapatrzenie w Elżbietę. Mająca swoją historię, ale bez silnej konstrukcji charakterologicznej, ulega wpływowi milczącej aktorki. Rozkoszuje się jej życiem. Życzliwy dystans Elżbiety prowokuje do uprawiania mistyfikacji – w przypadku Almy do identyfikacji z pacjentką. Jendrzejewska gra początkowo zbyt grubą kreską, wchodząc zbyt koleżeńsko w zależności z drugą bohaterką. Skupia uwagę w scenie konfrontacji masek, przybranej i tej odgrywanej na co dzień. Roznegliżowana autentycznie demonstruje swój protest.

Prosta scenografia Czarnej Sali nie rozpraszała widza, w przeciwieństwie do czterech lamp fotograficznych, błyskających światłem po oczach w finałach poszczególnych scen. Widać tu nawiązania do filmu Bergmana, który rozpoczyna się i kończy błyskiem lampy łukowej w projektorze filmowym. Szwedzki reżyser dokonywał podziału scen przez ilustracje, także dokumentalne, cierpienia i przemocy, co podkreślało przepaść między przybranymi i narzuconymi rolami bohaterek. Urokliwa i ciepło przyjęta okazała się projekcja kreacji Joanny Bogackiej w różnych wcieleniach scenicznych. Otwarte zakończenie pozwala zapewne na swobodę interpretacyjną, ale według mnie reżyserowi zabrakło pomysłu i konsekwencji w finale.

Przedstawienie poprawne, z kilkoma ciekawymi pomysłami. Denerwować może kogoś ustawiczne porównywanie dwóch reżyserów, lecz jak nie odnosić się do mistrza kina, który poważył się dokonać przejmującego eksperymentu filmowego? A zatem będę trwać w oczekiwaniu na teatr pogłębiony psychologiczną analizą, który nie boi się zaufać widzowi.

Ingmar Bergman, Persona Przekład: Stefan H. Kaszyński, Genowefa Sadalska, Reżyseria: Grzegorz Wiśniewski Dramaturgia: Jakub Roszkowski Obsada: Joanna Bogacka Ewa Jendrzejewska. Premiera:26 marca 2010, Czarna Sala Teatru Wybrzeże.Czas trwania:ok. 90 min.

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świetojanska1
30 marca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...