Wykorzystujemy nawet schody
podsumowanie sezonu w teatrze w TarnowieKończący się sezon teatralny był dla Tarnowskiego Teatru pod wieloma względami szczególny. Po tragicznym odejściu dyrektora Edwarda Żentary w ubiegłym roku i powstałymi w związku z tym zawirowaniami organizacyjnymi i personalnymi, trzeba było odbudować w placówce nie tylko kierownictwo, zespół aktorski, repertuar, ale także panującą w niej atmosferę.
Wydaje się, że zadania te udało się w dużym stopniu zrealizować, a nowi ludzie, którzy związali się z teatrem w Tarnowie, wnieśli trochę świeżości do budynku przy ul. Mickiewicza.
Zaczęło się jednak od wpadki. Pierwszej premiery sezonu 2011/2012 nie można było uznać za udaną, choć dowcipny tekst monodramu Tomasza Jachimka obiecywał dobrą zabawę. Niestety, na twórcach spektaklu "Kolega Mela Gibsona" zemściło się przysłowie: co nagle, to po diable. Pokazano publiczności przedstawienie niegotowe, wymagające jeszcze prób i dopracowania. Dziś wygląda ono, podobno, inaczej - aktor opanował tekst, zgrał się z postacią i bawi widzów nie tylko w Tarnowie. Niemniej po takim początku sezonu można było poczuć niesmak i zastanawiać się nad kondycją miejskiej sceny. Na szczęście podobny przypadek nie powtórzył się, a kolejne tarnowskie premiery prezentowały coraz lepszy i wyższy poziom.
Już podczas październikowej Talii, która zyskała na prestiżu dzięki powrotowi do formuły konkursu z udziałem profesjonalnego jury, spektakl gospodarzy - komedia Michaela Frayna "Czego nie widać" w reżyserii Jana Tomaszewicza - rozśmieszał widzów w nie mniejszym stopniu niż przedstawienia stołecznych teatrów, nie odstając przy tym poziomem od innych festiwalowych prezentacji, co z zadowoleniem komentowali tarnowscy teatromanii. Żadnych laurów wprawdzie nie zdobył, ale wstydu też nie było.
W grudniu z kolei mieliśmy niespodziankę - premiera "Makbeta" zaskoczyła publiczność kontrowersyjnym sposobem wystawienia Szekspira. W efekcie to, co bulwersowało jednych, inni uznali za zaletę widowiska. Oryginalność koncepcji reżyserskiej Rafała Matusza, tempo i barwność przedstawienia szczególnie doceniła młodzież, która chętnie i tłumnie odwiedzała teatr, przekonując się, że lektura na scenie wcale nie musi być nudna. To był całkiem dobry pomysł na przyciągnięcie do teatru nastoletniego widza, który wyrósł już z bajek, a przed poważnym i trudnym repertuarem jeszcze się wzbrania.
Zwolenników nowości i miłośników tradycji pogodziła natomiast kolejna dawka klasyki w Tarnowskim Teatrze - "Trzy siostry" Antoniego Czechowa w reżyserii i scenografii Eweliny Pietrowiak, nowej dyrektor artystycznej placówki. Jej inscenizacja niełatwego w odbiorze dramatu robi wrażenie pod każdym względem i zasługuje na miano wyjątkowego wydarzenia teatralnego w mieście.
Na duże brawa zasłużyła też ostatnia premiera sezonu, przeznaczona dla widzów dorosłych, czyli "Blackbird" [na zdjęciu] Davida Harrowera w reżyserii Tomasza Gawrona. Ten sceniczny obraz utrzymany w bardzo osobistych klimatach zrobił naprawdę spore wrażenie na wszystkich, którzy mieli okazję go zobaczyć.
Obok wymienionych spektakli tarnowska scena miała również dwie nowe propozycje dla widzów najmłodszych - nieudaną i udaną. Za tę pierwszą trzeba uznać kameralne przedstawienie "Powrót krasnoludków" - słabemu tekstowi nie pomogły aktorskie wysiłki. Choć aktorzy dwoili się i troili, bajce zabrakło dramatyzmu, konfliktu, a przede wszystkim czegoś, o czym warto ze sceny powiedzieć dzieciom. Za to całkiem odwrotnie rzecz ma się ze spektaklem "Babcia mówi pa pa" w reżyserii Agaty Biziuk, który jest wartościowy pod względem tematycznym, fabularnym, a zarazem bardzo widowiskowy.
Wspominając repertuarowe nowości sezonu 2011/2012 Tarnowskiego Teatru, wypada poświęcić parę słów dwóm przedsięwzięciom muzycznym, szumnie zapowiadanym, które jednak przeminęły prawie niezauważone. W ramach koncertu "Solski o miłości" aktorzy pośpiewali dla krewnych i znajomych, zrobili to zresztą na poziomie, mówiąc oględnie, zróżnicowanym, po czym nikt nie pokusił się, by nad tym surowym materiałem popracować i udostępnić przedstawienie szerokiej publiczności. A szkoda! Aktorzy wprawdzie zaśpiewali ponownie w charytatywnym koncercie "Solski dla Gaertner", niestety także jednorazowym. Może tego typu spektakle cieszyłyby się powodzeniem w Tarnowie, ale by się o tym przekonać, należałoby je włączyć do repertuaru, jako propozycję dla miłośników piosenki aktorskiej.
Ogólnie druga część mijającego sezonu była w Solskim dużo lepsza (trzy naprawdę udane premiery), co zbiegło się w czasie, i chyba nie przez przypadek, z pojawieniem się w mieście Eweliny Pietrowiak. Z wydarzeń pozascenicznych objęcie przez nią funkcji dyrektora artystycznego tarnowskiej sceny jest najbardziej znaczącym faktem dla teatru w perspektywie ostatnich miesięcy. Zarówno inscenizacja jej autorstwa, jak i trafny wybór twórców dwóch kolejnych dobrze rokują na przyszłość i pozwalają spodziewać się jeszcze wielu interesujących spektakli.
Przebudowana została też struktura zatrudnienia w placówce, z korzyścią dla zespołu artystycznego, który liczy obecnie 21 osób (11 w ubiegłym roku), w tym 15 aktorów. Do osób znanych tarnowskim teatromanom z lat poprzednich w tym roku dołączyli, zasilając aktorskie grono: Ireneusz Pastuszak, Tomasz Wiśniewski, Ewa Sąsiadek, Zofia Zoń, Kinga Piąty. Niestety nie znalazło się wśród nich miejsce dla tarnowianki Ewy Cypcarz-Boguckiej, którą starsi widzowie pamiętają z wielu znakomitych ról sprzed lat, a ostatnio mogli obejrzeć w "Makbecie" śpiewającą sonety Szekspira. Naprawdę szkoda. Natomiast na prawdziwą gwiazdę tarnowskiej sceny w ostatnim sezonie wyrósł Ireneusz Pastuszak, z powodzeniem kreujący główne role w "Makbecie" i "Blackbirdzie" oraz wcielający się w postać Wierszynina w "Trzech siostrach". Uwagę swą grą zwracały też Matylda Baczyńska i Zofia Zoń.
Warto pamiętać ponadto, że niedawno w teatrze pojawiło się nowe miejsce, nazwane sceną underground. To zdarzenie dyrektor Rafał Balawejder uznał za najważniejsze w sezonie i wręcz przełomowe dla działalności placówki. - Otwarcie sceny underground zmieniło wyobrażenie o teatrze, który dotychczas kojarzył się przede wszystkim z dużą sceną i nobliwymi spektaklami. Jest to więc jakiś przełom - mówi. - Zmierzamy do udostępnienia jak największej powierzchni budynku na potrzeby teatralne. W foyer przygotowujemy czytanie poezji przy stoliku, wystawiamy sztuki na trzech scenach, wykorzystujemy nawet schody, na których np. w grudniu zaśpiewał chór Gos.pl. Dysponujemy obecnie pięcioma przestrzeniami, które mogą być wykorzystane do różnych działań aktorskich i prezentacji. Wszystkie będą regularnie wypełniane pomysłami dyrektor Pietrowiak - obiecuje.
Na koniec kilka liczb. Niewiele, bo sztuka, także teatralna, statystyce nie bardzo się poddaje, aleW sumie budynek przy ul. Mickiewicza 4 w ostatnim sezonie był miejscem 262 imprez biletowanych - w tym zarówno własnych, jak i impresaryjnych - które przyniosły wspólnie teatralnej kasie wpływy wysokości ok. 725 000 zł. Na teatralnych widowniach trzech scen zasiadło 49 000 widzów, co wyraźnie wskazuje na wzrost popularności teatru, zważywszy, że rok wcześniej chętnych do udziału w tarnowskich przedstawieniach było o ok. 13 000 mniej. Dodajmy przy okazji, że wśród imprez impresaryjnych największym zainteresowaniem tarnowian cieszyły się komedie: "Klimakterium i już" Agencji Artystycznej Klimaty z Warszawy oraz "Szalone nożyczki" teatru z Rzeszowa. Fakt ten potwierdza powszechną opinię o zapotrzebowaniu, nie tylko zresztą w Tarnowie, na spektakle typowo rozrywkowe. Niewątpliwy znak czasu, którego notabene nie należy lekceważyć, planując repertuar na przyszły sezon.