Wypalanie rany

"Całopalenie" - reż: I. Gańczarczyk - Teatr Nowy w Krakowie

"Całopalenie" w krakowskim Teatrze Nowym to spektakl poruszający i boleśnie prawdziwy. Przedstawienie Gańczarczyk, będące polską prapremierą najnowszego tekstu Dei Loher, to przenikliwa analiza wewnętrznego rozkładu społeczności, składającej się z pokiereszowanych jednostek nie potrafiących pomóc sobie nawzajem.

W dramacie Loher tragiczna śmierć małego chłopca pod kołami pędzącego samochodu staje się katalizatorem rozpadu relacji pomiędzy mieszkańcami osiedla, obnażając ich kruchość i powierzchowność. Każda z postaci wkraczających na scenę zmaga się przede wszystkim z własną wewnętrzną traumą, bólem, chorobą, strachem. Pozbawieni możliwości czerpania siły od bliskich, bohaterowie spektaklu łamią się. Dopóki świadek tragedii nie zniknie, nikt nie jest w stanie o niej zapomnieć.  

Historia ta przypomniała mi „Nocne czuwanie” Tarjei Vesaasa. Książka opisuje historię, w której po tragicznym wydarzeniu mieszkańcy wsi spotykają się i czuwają wspólnie, by oczyścić się z traumy poprzez doświadczenie wspólnoty przeżywania. Siedemdziesiąt lat temu norweski mistrz wierzył w możliwość poradzenia sobie z tragedią poprzez zjednoczenie się społeczności i wspólne, w skupieniu, stawienie jej czoła. Dziś Dea Loher ukazuje relacje ludzkie tak pozamykane, że wspólnotowe przeżycie tragedii staje się niemożliwe. Pokazuje też świat zapełniony ludźmi wewnętrznie okaleczonymi, zmagającymi się własnymi traumami. 

Tytułowe całopalenie okazuje się nieskuteczne; nie przynosi odkupienia. Jest podobne do wypalania rany, która nawet jeśli się zasklepi, pozostawi ogromną bliznę. Nawet kiedy świadek tragedii zniknie, rzeczywistość nie wróci do równowagi. „Nikt z nas już tu nie mieszka” - informują nas bohaterowie w ostatniej scenie. „My już nie żyjemy”. „Nikt nie wie, co się ze mną stało”. W prezentowanym świecie nie działa zbawcza moc communitas.  

Mimo tak ciężkiej wymowy, spektakl ogląda się świetnie. Forma przedstawienia, ocierająca się o absurd i groteskę, dodaje historii lekkości, a konwencja wplatania do scen elementów narracyjnych pozwala na lekki dystans. W maleńkiej przestrzeni Teatru Nowego aktorzy wraz z nami śledzą rozwój wydarzeń, dosiadając się do siedzących na schodach widzów.  

Zresztą, to właśnie aktorzy w dużej mierze decydują o sile tego spektaklu. Świetne role Iwony Budner i Marty Ojrzyńskiej oraz naprawdę dobry występ Tomasza Nosińskiego, na którym spoczywa większa część ciężaru nawiązania kontaktu z widownią, ożywiają i dynamizują akcję, mimo że tak naprawdę na scenie dzieje się niewiele. Dzięki nim przedstawienie trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej chwili.

Aleksandra Kamińska
Dziennik Teatralny Kraków
11 maja 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia