Wyprzedził czas i kąsał naszą głupotę
o Sławomiru MrożkuCynik i twórca osobny. Zabójca dla średniaków i amatorów - Humor, podobnie jak literatura, grafika, teatr, film czy cokolwiek innego w tym rodzaju - nic mnie nie obchodzi. Obchodzi mnie wyłącznie świat i życie - mawiał SŁAWOMIR MROŻEK. Jutro pierwsza rocznica śmierci.
Urodził się 29 czerwca 1930 roku w Borzęcinie. Zadebiutował w 1950 jako rysownik. Zbiory: "Opowiadania z TrzmielowejGóry" oraz "Półpancerze praktyczne" były jego literackim debiutem. Pierwszą sztuką teatralną była "Policja" wydana w 1958 roku, a dramat "Tango" z 1964 przyniósł Mrożkowi światową sławę. W 1963 wyemigrował. Mieszkał we Francji, następnie osiadł w Niemczech, Włoszech i Meksyku. W1996 powrócił do Polski. W 2002 przeżył udar mózgu. W 2008 ponownie opuścił kraj i osiadł w Nicei na południu Francji.
Mówił: Kiedy człowiek jest młody, próbuje wyprzedzić świat. Potem zaledwie dotrzymuje mu kroku, aż wreszcie zaczyna być przez świat wyprzedzany. Ostatecznie wyprzedził go rok temu, nad ranem. I mimo choroby pisarza była to śmierć niespodziewana. Nagła. Do ostatniej chwili planował przyjazd do Krakowa na premierę swej ostatniej sztuki "Karnawał, czyli pierwsza żona Adama" wystawionej na deskach Teatru im. Juliusza Słowackiego.
Wybrał się jednak w inną podróż, ostatnią, do kościoła św. Piotra i Pawła, gdzie w Panteonie Narodowym został pochowany z wielkimi honorami. On, który nie znosił pompy, celebry, zadęcia.
Podczas mszy pogrzebowej, piękną i mądrą homilię wygłosił o. prof. Jan Andrzej Kłoczowski, dominikanin. Zawarł w niej istotę twórczości i zarazem złożonego charakteru pisarza. "Sławomir Mrożek był twórcą osobnym, nosił w sobie i zazdrośnie strzegł tajemnicy swojej wewnętrzności. Odsłaniał się pośrednio, poprzez swoje dzieła. I dlatego winniśmy uszanować jego prawo do osobności".
Pisarz, choć mieszkał w wielu krajach, z wyboru był krakowianinem. I dlatego też jego życzeniem było spocząć tu, gdzie tak naprawdę zaczęło się jego dorosłe i twórcze życie. Powracał do Krakowa wraz ze swą drugą żoną Susaną, która tu prowadziła restauracyjne biznesy, była nie tylko żoną, ale i opiekunką, pielęgniarką, największym i najczulszym przyjacielem, a także pierwszym recenzentem jego utworów.
W Krakowie kochano tego krakowianina z Borzęcina. I on kochał Kraków, choć nie był człowiekiem sentymentalnym. Wracał pod Wawel wielokrotnie, a jego powroty hucznie świętowano, choćby tańcząc na Rynku tango "La Cumparsita", by uczcić znaną sztukę pisarza.
MÓWIMY MROŻKIEM
Olgierd Łukaszewicz: - Nikt jak on nie wpłynął tak silnie na nasz sposób widzenia, myślenia i mówienia; wszak mówimy Mrożkiem. Przekłuwacz baniek absurdu, czytany i grywany pod każdą szerokością geograficzną. Twórczość Sławomira Mrożka stanowi wyzwanie dla polskich reżyserów. Oby miał rację. Wszak niektórzy z nich, ci "młodzi, zdolniejsi", jeszcze za życia pisarza uznali go za "nieaktualnego, którego teksty się zestarzały". Bogu dzięki, że pozostało jeszcze kilku "starszych, mniej zdolnych" z pietyzmem podchodzących do utworów tego, który, jak powiedział Łukaszewicz, "był dla nas przede wszystkim czyścicielem złogów pseudoromantycznego myślenia nad Wisłą. Gorzkim humorystą, który ożywił teatr i w którym żyć będzie nadal".
Maciej Englert, dyrektor Teatru Współczesnego w Warszawie zawsze wierzył w ponadczasowość sztuk pisarza: Mówił. - Mrożek już dawno przetrwał próbą czasu. Od ponad pół wieku znajduje się w kanonie teatru i z pewnością stał się już klasykiem. To, że młode pokolenie reżyserów darzy go wręcz niechęcią, niezbyt mnie dziwi, bo z pewnością nie jest autorem inspirującym wyznawców postdramatyzmu. Do tej mody całkiem nie pasuje. Ale mody jak to mody, a klasyka jak to klasyka. Teatr zawsze będzie potrzebował dramaturga, dlatego jestem spokojny o dalsze teatralne losy jego dzieł.
Jak słusznie ktoś powiedział, Mrożek okazuje się zabójczy dla średniaków i amatorów. Bo Mrożek jest wymagającym partnerem - również dla aktorów. Dzisiejszy teatr oszalałych emocji, zjadliwej ideologii, pełen improwizacji i bylejakości nie potrafi wystawiać sztuk z dużym ładunkiem absurdu, osnutych wokół tajemnicy bytu, losu, historii, które wymagają dystansu i precyzji. A takie są sztuki Mrożka, unikają dosłowności, operują paradoksem i groteską.
Twórczość Mrożka zdobyła niebywałą popularność nie tylko w Polsce, świat też wystawiał jego sztuki. "Ale on pozostał osobny, jakby ukryty. To była cała jego filozofia. Dla niego człowiek to przede wszystkim człowiek w rozmowie z drugim człowiekiem. Nie lubił słowa ludzkość. - Ale osobny nie znaczy obojętny - mówił podczas homilii prof. Kłoczowski. Podkreślił, że Sławomir Mrożek dojrzewał w świecie realnego socjalizmu, ale "nie był surrealistą, to realny socjalizm był odwróconą na opak rzeczywistością, światem, który stał nagłowię. Mrożek był wnikliwym obserwatorem tej odwróconej rzeczywistości na opak, pokazywał, do czego prowadziła w codziennych sytuacjach" - dodał o. Kłoczowski. Porównał jego postawę do postawy Sokratesa, "który kąsał naszą głupotę".
ABSURDALNOŚĆ ŻYCIA
Na kilka lat przed śmiercią autora "Emigrantów" miałam szczęście poznać pisarza i jego uroczą żonę. Spotkaliśmy się kilkakrotnie, ale jedno z tych spotkań zapamiętałam szczególnie. Oczywiście nie mogłam nie nawiązać podczas rozmowy do wspomnień związanych z Krakowem i z przyjaciółmi, których w tym mieście odwiedzał. Odpowiedział mi wtedy: - Przyjaźń oznacza czułość i wierność. Nie sądzi pani? A wspomnienia? Dużo rzeczy zdarzyło się w moim życiu. Tak dużo, że ledwie je pamiętam. Byłem wtedy młodym chłopcem, miałem zapał, energię. Obserwowałem rzeczywistość, której za bardzo nie rozumiałem. Potem, po wyjeździe, perspektywa zagranicy wydobyła jeszcze bardziej absurdalność socjalistycznych realiów.
Absurdalność. Coś co towarzyszyło pisarzowi do końca. Olgierd Łukaszewicz podkreślał: - Humorysta, który dał materiał artystom scen polskich, dał nam repertuar. Nie mieliśmy go od czasów Aleksandra Fredry.
PRZYJACIELE 0 MROŻKU
Jesienią tego roku, dla uczczenia pierwszej rocznicy śmierci pisarza, Wydawnictwo Literackie odda do rąk czytelników książkę niezwykłą, będącą zbiorem wspomnień wielu znakomitych twórców, którzy na swej drodze spotkali Sławomira Mrożka, bądź realizowali jego utwory na scenie.
Blisko czterdzieści osób, w tym Anna Zaremba-Michalska, Vera Michalska, Rita Gombrowicz, Joanna Olczak-Ronikier, Wojciech Pszoniak, Jerzy Stuhr, Maciej Englert, Kazimierz Wiśniak i wielu, wielu innych wspominają wspaniałego kompana o wielkim poczuciu humoru, wspaniałego przyjaciela, a przede wszystkim sławnego pisarza i dramaturga, który na stronach "Dziennika" czy kolejnych tomów korespondencji obszernie dzielił się swoimi przemyśleniami na temat cywilizacji, literatury i ludzi, których spotykał. Nadszedł czas odwetu. "Mrożek w odsłonach" to opowieści i ułamki wspomnień, z których wyłania się postać człowieka o niespożytym poczuciu humoru, zawsze ironicznego wobec swojej pozycji komentatora rzeczywistości.
Sławomir Mrożek chciał, by akcja jego ostatniej sztuki, czyli "Karnawału" toczyła się 29 czerwca, w dniu jego urodzin. Wielu spiera się co do tej daty, czy aby na pewno jest datą akcji dramatu. A może powodem sporu są słowa samego autora dotyczące jego narodzin i śmierci napisane przez niego przed dziesięcioma laty: "Urodziłem się 29 czerwca 1930 roku. Nie pamiętam, jak to się stało, i muszę tylko w to wierzyć. Zapytany przed sądem, czy urodziłem się rzeczywiście, nie mógłbym przysiąc, bo osobiście niczego sobie nie przypominam. Jeżeli istnieje jakieś inne życie po śmierci, prawdopodobnie tak samo nie będę pamiętał mojego umierania. Trochę to smutne, bo to znaczy, że ani tego, że jesteśmy, ani tego, że nas nie ma, nie możemy być pewni".