Wyścigi w workach

6. Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@port oraz 4. Festiwal Wybrzeże Sztuki

Najpierw przypomnienie faktów. Bogdan Ciosek, szef artystyczny tegorocznego gdyńskiego festiwalu teatralnego R@Port, chciał na nim pokazać m.in. dwa spektakle Teatru Polskiego z Wrocławia. Chęci rozbiły się jednak o możliwości, w całej Gdyni nie znalazła się bowiem sala, która czyniłaby zadość wymaganiom wrocławskich przedstawień. Można je było za to wystawić w Gdańsku, ale ten pomysł spotkał się ze sprzeciwem organizatorów R@Portu. Bo? Bo to gdyńskie, a nie gdańskie przedsięwzięcie. - Cenzura ekonomiczna - zżyma się jeszcze dzisiaj Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Teatru Polskiego. - Anachroniczny sposób myślenia spowodował, że festiwal nie był reprezentatywnym przeglądem. Urzędnicze decyzje doprowadziły do tego, że R@Port stał się swoją karykaturą. Traci na tym cała trójmiejska publiczność

Trójmiejska publiczność nie była jednak aż tak stratna, bo jedno z tych przedstawień, w tym samym terminie... ściągnął gdański teatr Wybrzeże na niespodziewanie zorganizowany aneks do własnego festiwalu Wybrzeże Sztuki. Organizatorzy R@Portu musieli przyjąć ten prztyczek.

Tuż po zakończeniu R@Portu dyrektor Mieszkowski ogłasza, że planuje odnowić organizowany niegdyś we Wrocławiu festiwal współczesnej polskiej dramaturgii. - Zaczęliśmy rozmawiać o festiwalu polskich sztuk współczesnych we Wrocławiu już kilka miesięcy temu - ujawnia Mieszkowski. - Początkowo sądziliśmy, że nie ma sensu wpychać się obok R@Portu, ale teraz uznaliśmy, że polska dramaturgia współczesna zasługuje na imprezę, która będzie miała rozmach i siłę, na którą będą zjeżdżać krytycy i kuratorzy z Europy.

Konsekwencje zamieszania wokół tegorocznego R@Portu są zatem niebłahe. Co prawda Mieszkowski deklaruje, że wrocławski festiwal, który ma już swoją nazwę: Wyzwolenie, zostanie ułożony wedle innej formuły niż R@Port (dokładnie jakiej - jeszcze nie wiadomo), ale nawet jeśli Wyzwolenie nie okaże się bliźniakiem R@Portu, na pewno będzie z nim blisko spokrewnione. Oba festiwale będą się odbywać jesienią. Oba będą się ubiegać o ministerialną dotację. A ministerialna ciepła kołderka z dotacjami jest coraz krótsza. Już w tym roku R@Port nie zdołał się nią okryć i musiał się zadowolić lokalnymi funduszami. Rok temu R@Port wziął międzynarodowy rozmach, zaproszono do Gdyni kilka realizacji polskich sztuk współczesnych w zagranicznych teatrach. W tym roku, przy ograniczonych funduszach, skończyło się na gościnnych występach kilku teatrów polonijnych. Wrocław, przypomnijmy, wygrał w konkursie polskich miast o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016, ma ministra kultury wrocławianina - bez trudu można sobie wyobrazić większą łaskawość centralnego budżetu dla wrocławskiej imprezy. A to oznacza realną perspektywę zmarginalizowania i sprowincjonalizowania gdyńskiego festiwalu.

Organizatorzy R@Portu nie myślą zasypiać gruszek w popiele. - W tym roku przewodniczącym jury był Sławomir Mrożek - przypomina Krzysztof Babicki, dyrektor Teatru Miejskiego w Gdyni. - Będziemy się starali o to, by także w kolejnych latach w jury zasiadał wybitny dramaturg.

Organizatorzy R@Portu chcą także wykorzystać inny gdyński atut - towarzyszące festiwalowi imprezy, związane z Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną. Czytania nominowanych do tej nagrody sztuk odbywałyby się w te same dni co R@Port. Krzysztof Babicki chce też sięgnąć po zapis w regulaminie nagrody, dający Teatrowi Miejskiemu prawo do prapremierowych inscenizacji sztuk wyróżnianych w konkursie. Trwają już na ten temat rozmowy z jedną ze znanych reżyserek teatralnych. Wszystko to razem wygląda na sensowny lifting, wątpliwe jednak, czy wystarczy w konkurencji z wrocławską imprezą, gdyby nadano jej taki rozmach, o jakim mówi Krzysztof Mieszkowski.

R@Portowi wyrósł też zresztą lokalny konkurent - wspomniany Festiwal Wybrzeże Sztuki. Do tej pory był on organizowany latem, jesienny aneks wydawał się jednorazowym przedsięwzięciem. Adam Orzechowski, dyrektor gdańskiego teatru Wybrzeże, widzi to jednak inaczej. - Wszystko zależy oczywiście od środków - zastrzega się - ale chciałbym zorganizować, poza samym Festiwalem Wybrzeże Sztuki, który planuję na maj, także jesienny aneks, tyle że w innych dniach niż R@Port.

W lokalnych mediach Wybrzeże Sztuki i R@Port już zostały ustawione jak do biegu w workach, kto szybszy i kto wyżej podskoczy. Nie ma to specjalnie sensu, bo obie imprezy - bardzo zresztą pożyteczne - mają całkiem inną formułę, ale dobrze się wpisuje w hasło gdańsko-gdyńskiej wojenki, tak samo jak świetnie się w nią wpisał zamęt wokół tegorocznego R@Portu. Oto mamy gdyńskie władze, tak już otumanione swoim municypalnym nacjonalizmem, że nie oddadzą Gdańskowi nawet piędzi własnej imprezy. Oto mamy Gdańsk, który chętnie pokazuje Gdyni miejsce w szeregu, czyli za nim. Obraz tak pasujący do wojny Szczurka z Adamowiczem, że niewymagający sprawdzenia.

A tymczasem, jeśli popukać i popytać, okazuje się, że to wcale nie prezydent Szczurek był wajchowym, który wolał skierować R@Port na boczny tor niż oddać go w jakiejś części konkurentowi. - To była decyzja organizatorów - przyznaje Wojciech Zieliński, dyrektor Teatru Miejskiego. - Jest zasada, że festiwal funkcjonuje na terenie miasta.

Ale kto tę zasadę ogłosił? Czy były jakieś telefony z magistratu, interwencje? - Żadnego zalecenia w tej sprawie nie było. Wszystkie decyzje, w pełni niezależnie, podejmowały osoby odpowiedzialne za organizację tego festiwalu - odpowiada prezydent Wojciech Szczurek. Czy imprezy R@Portu mogłyby się odbywać poza gdyńskimi rogatkami? - To nie jest kwestia do probabilistycznych rozważań - zastrzega się prezydent Gdyni. - Ale precedensy już były - w ramach R@Portu w Gdańsku wystawiał konkursowe przedstawienie teatr Wybrzeże, również wydarzenia w ramach innych gdyńskich projektów kulturalnych odbywały się w Gdańsku, np. podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. I to jest wspaniałe! Uważam, że wyłącznie racjonalne i artystyczne powody decydować powinny o tym, które przedstawienia i gdzie będą prezentowane.

Wygląda więc na to, że to raczej podwładni gdyńskiego Urzędu Miasta, przekonani, że taka jest wola ich pryncypałów, zadecydowali o obcięciu programu R@Portu. Wytworzona w Trójmieście atmosfera gdańsko-gdyńskiej wojny sama z siebie, bez impulsu ze strony prezydentów miast, których się o to obwinia, indukuje chmury i burze. Na tym obrazie skłóconej trójmiejskiej metropolii, jak się okazuje, mogą korzystać inne polskie miasta. I dotyczy to nie tylko i nie głównie teatralnych festiwali. Historia z R@Portem pokazuje, co możemy tracić na tym biegu w workach. - Trójmiasto ma, według mnie, największy w Polsce potencjał. I tego nie wykorzystuje - dziwi się z daleka Krzysztof Mieszkowski.

Jarosław Zalesiński
Dziennik Bałtycki
8 grudnia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia