Wystawiać czy nie wystawiać? SPACER Z KULTURĄ

Spacer z Kulturą

- Jak wy to robicie, że gracie takie rzeczy i nic się nie dzieje? Nikt nie interweniuje? - dyrektor Teatru Współczesnego Mirosław Gawęda, opowiadał podczas gali Bursztynowego Pierścienia, zachodniopomorskich nagród teatralnych, że często musi odpowiadać na takie pytania.


Dyrektor odebrał aż trzy nagrody dla swojego teatru - dla Heleny Urbańskiej, młodej obiecującej aktorki, dla Ewy Sobiech - najlepszej aktorki sezonu oraz za najlepszy spektakl sezonu - "Odlot" w reżyserii Anny Augustynowicz.

"Odlot" w mijającym roku objechał teatralne festiwale i zdobył niemal wszystkie nagrody, które były do zdobycia. A ten spektakl mógł w ogóle nie powstać. Tekst Zenona Fajfera na tyle mocno uderzał w nasze słabe punkty (nasze, czyli społeczeństwa, ze szczególnym uwzględnieniem grupy trzymającej władzę nad tym społeczeństwem), że nie znalazł się odważny, który by zechciał ten tekst przenieść na scenę. W Teatrze Współczesnym w Szczecinie również toczyły się dyskusje na ten temat, czego kulisy trochę odsłonił dyrektor na wyżej wymienionej gali.

"Wystawiać czy nie wystawiać? Oto jest pytanie.
Najwyżej nas wyrzucą - padło takie zdanie."

Mirosław Gawęda i Anna Augustynowicz wystawili. I bardzo dobrze. Spektakl odniósł artystyczny sukces na skalę przeogromną. Otoczki skandalu i działań antyteatralnych i antyspektaklowych nie odnotowano. Przynamniej nie w Szczecinie. I nie na skalę taką, jak w przypadku "Dziadów" Mai Kleczewskiej, "Klątwy" Olivera Frljića czy powierzenia dyrekcji Teatru Dramatycznego w Warszawie Monice Strzępce.

Jak to możliwe, że w Szczecinie gra się spektakle o polskich traumach narodowych w "Odlocie", organizuje się śluby osób LGBT+ w "SPARTAKUSIE. Miłość w czasach zarazy", dokonuje się aktu apostazji w "Wiarołomnej", obśmiewa się kultywowanie przemocy w obchodzeniu świąt narodowych w "Grunwald. Rekonstrukcja" i generalnie robi się rzeczy niezbyt dobrze widziane przez tych, którzy decydują o stanowiskach i pieniądzach na kulturę?

Jakub Skrzywanek, dyrektor artystyczny Teatru Współczesnego, regularnie podkreśla, że Szczecin jest wolnym miastem i dlatego powstają tu takie rzeczy. Co prawda, kiedy 21 grudnia 2020 r. na fasadzie TRAFO Trafostacji Sztuki w Szczecinie zaświeciła instalacja Andrzeja Wasilewskiego „Wolne Miasto Szczecin", powstała we współpracy z Mikołajem Iwańskim, jeden radny ostro protestował, bo kojarzyło mu się to z Wolnym Miastem Gdańsk, zdominowanym przez nazistów. Pojawiło się kilka wpisów na facebooku, wirtualna wymiana zdań, mniej lub bardziej kulturalna (raczej mniej) i na tym się skończyło. Napis dalej świecił neonowo, a TRAFO uznała skomentowała: "(...) Przyjmujemy to ze smutkiem jako wyraz nieprzepracowanych resentymentów (...)". Cała akcja była burza w szklance wody w porównaniu z tym, co wyprawia się w innych miastach.

Ja mam jeszcze inną, być może ryzykowną, teorię. A może w Szczecinie jest tak spokojnie, bo decydenci się po prostu nie interesują kulturą? Świadczyłby o tym budżet na kulturę na 2023 rok oraz słaba frekwencja tychże decydentów na wydarzeniach kulturalnych. Może wszyscy mają w głębokim poważaniu kulturę. Nie interesują się, to i nie przeszkadzają.

Mam jednak nadzieję, że to Jakub Skrzywanek ma rację i rzeczywiście Szczecin jest wolnym miastem. Że ludzie tutaj mają wolne umysły i wiele rozsądku.

Dlatego na nowy rok 2023 życzę wszystkim twórcom, żeby nie mieli dylematu: wystawiać czy nie wystawiać?

Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
24 grudnia 2022

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia