Wyzwalająca siła echa

rozmowa z Carolyn Dorfman - 30 Przegląd Piosenki Aktorskiej

- Kiedy byłam dużo młodsza, nie lubiłam kobiet. Dopiero w okolicach trzydziestki zrozumiałam, że mogę je szanować - mówi Carolyn Dorfman, która wraz z Bente Kahan zrealizowała spektakl "The Legacy Project: Echoes". Jego europejską premierę zobaczymy w poniedziałek w ramach Przeglądu Piosenki Aktorskiej.

Katarzyna Kamińska: Pani grupa to formacja stricte taneczna. Co robicie na festiwalu poświęconym piosence aktorskiej? 

Carolyn Dorfman*: Słowo jest w naszym projekcie bardzo ważne. Bente Kahan, której „Głosy z Theresienstadt” są znaczącym elementem spektaklu, śpiewa poezję napisaną w Terezinie przez Ilse Weber. To jednak nie tylko smutne piosenki - niektóre z nich są śmieszne, inne ironiczne, jest tu trochę kabaretu. Ja tworzę abstrakcyjne obrazy sceniczne, używam ruchu jako metafory, Bente nieco ją objaśnia, umieszcza w określonym kontekście. Dużo tutaj jest także naszych osobistych historii - Bente w monologu opowiada historię inspirowaną tym, jak jej rodzina znalazła się w Norwegii, później pojawia się historia, która przypomina moją. To rzecz o Żydach imigrujących do Ameryki, o ich rozdarciu pomiędzy dwoma światami: własną tradycją i amerykanizacją.

"The Legacy Project: Echoes" to nie pierwsze Pani spotkanie z Bente Kahan, znaną pieśniarką i aktorką.

- Poznałam Bente dziewięć lat temu w Stanach. Usłyszałam jej "Głosy z Theresienstadt" i zakochałam się w tym spektaklu. Nasze drogi zeszły się jednak dopiero po pięciu latach. Napisałam do Bente z prośbą, by pozwoliła mi wykorzystać w jednym ze spektakli piosenki z "Głosów...". Zgodziła się, pomysł bardzo jej się spodobał i zaproponowała mi dalszą współpracę - połączenie jej muzyczno-teatralnych pomysłów z moimi tanecznymi. Stworzyłyśmy więc "Silent Echoes" - projekt o żydowskiej spuściźnie, w którym przeplatamy jej i moje prace, korzystamy z osobistych doświadczeń, ale także wspólnie poszukujemy. Obie wsłuchujemy się w echa przeszłości po to, by zmieniać przyszłość.

Często w swoich spektaklach porusza Pani kwestie swojego żydowskiego pochodzenia. To rodzaj terapii?

- Tak, choć na początku chciałam jedynie za pomocą tańca opowiadać ludzkie historie. Z czasem zrozumiałam, że wszystko, co mnie interesuje - nasze relacje, przemiany, problemy - mają ścisły związek z pochodzeniem. Punktem zwrotnym w życiu mojej rodziny był Holokaust. Nie chodzi mi jedynie o samą wojnę, ale także o to, że moi rodzice, którzy ocaleli, wybrali życie, że mieli w sobie dość siły, by wychować nas bez nienawiści, budować od nowa dom. Słuchałam ich historii, chłonęłam je i w pewnym momencie poczułam, że chcę powiedzieć: "Wiem, skąd pochodzę". Stworzyłam więc etiudę taneczną opowiadającą o mnie - moich lękach, sennych koszmarach z dzieciństwa, pytaniach, które mnie nurtowały. Kolejny raz poczułam ten impuls dopiero po latach, kiedy moi rodzice przestali już snuć opowieści. Wtedy zaczęła interesować mnie kultura żydowska jako taka, nie tylko nasz ból. Wszystkie te opowieści są uniwersalne - mówią o tym, że to pamięć może nas wyzwolić od najgorszej nawet przeszłości. Wiem, to idealistyczne...

Ale nie zawsze była Pani idealistką. Słynne są Pani choreografie wyrażające niepokój o kondycję współczesnego człowieka. 

- Wydaje mi się, że mamy problem z utrzymaniem równowagi pomiędzy naszym indywidualizmem a byciem częścią jakiejś społeczności. Ciągle się ścieramy między własnym interesem a interesem grupy. Gdy nie ma tu balansu, jesteśmy albo zapatrzeni w siebie, albo tak bardzo pochłonięci jakąś wspólną ideą, że wysadzamy w powietrze budynki. Widzę dużo jasnych stron dzisiejszych czasów, ale równocześnie nadal trzymamy się absurdalnych podziałów i schematów. 

"Kobiety powinny przestać przepraszać" - mówi Pani swoim współpracowniczkom. To feminizm?

- Kiedy byłam dużo młodsza, nie lubiłam kobiet. Wydawały mi się małostkowe, skomplikowane, wolałam przebywać z mężczyznami. Dopiero w okolicach trzydziestki stworzyłam choreografię "From the Midpoint" i zrozumiałam, że to hołd składany kobietom, że mogę je szanować. Myślę, że jestem feministką, ale nie dlatego, że przyjęłam jakąś ideologię. To wynik moich obserwacji i długiej życiowej podróży. A to, że zbyt często przepraszamy, to fakt.

Spektakl Bente Kahan i Carolyn Dorfman "The Legacy Project: Echoes" zobaczymy w poniedziałek o godz. 20 w Operze Wrocławskiej. Bilety kosztują 30, 40 i 50 zł 

*Carolyn Dorfman - amerykańska tancerka i choreografka, założycielka cenionej w Stanach Zjednoczonych Carolyn Dorfman Dance Company, z którą zrealizowała ponad 50 przedstawień


Gazeta Wyborcza Wrocław
23 marca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia