Wyżymanie "Burzy"
O nowym przekładzie "Burzy" Szekspira- Szekspir wie jednak, że życie jest taką właśnie mieszaniną grozy i groteski; że aby ogarnąć jego wielkość i bogactwo, żadnego z tych aspektów pominąć nie wolno - o nowym przekładzie "Burzy" Shakespeare'a mówi tłumacz Piotr Kamiński.
O nowym przekładzie "Burzy" Szekspira z tłumaczem Piotrem Kamińskim rozmawia Przemysław Bollin.
Przemysław Bollin: Po co tłumaczyć Szekspira na nowo, skoro mamy tyle dobrych przekładów?
Piotr Kamiński: - Można by oczywiście odpowiedzieć, że każdy kolejny tłumacz robi to z miłości do tych tekstów, z wewnętrznej potrzeby, a także z przekonania, że może to zrobić lepiej niż jego poprzednicy - i byłaby to święta prawda. Są jednak również przyczyny czysto praktyczne. Mój pierwszy przekład - "Ryszarda II", na zamówienie Teatru Narodowego, zrodziła frustracja, gdy stwierdziliśmy z Andrzejem Sewerynem, że nie zadowala nas żaden z istniejących przekładów tej genialnej sztuki. "Makbeta" tłumaczyłem po przypadkowym spotkaniu z dwoma nieudanymi przekładami. A "Burzę" na zamówienie Teatru Polskiego.
Na co kładł Pan nacisk w pracy nad przekładem? Jakim tropem Pan szedł?
- Wszystkich tropów szukam w tekście, poczynając od jego formy: są to bodaj pierwsze polskie przekłady "wers za wers", gdzie staram się przestrzegać nie tylko jakości, ale również ilości tekstu. To daje mu energię, zwartość, tempo, co na scenie ma ogromną wagę. Ambicja taka wymaga oczywiście od tłumacza dodatkowych wysiłków, trzeba bowiem nieustannie tekst "wyżymać", zagęszczać sensy i żonglować brzmieniem języka. Korzyści są jednak ogromne. Troszczę się bardzo o płynność i muzyczność tekstu, a także o to, by był on zrozumiały zarówno dla aktora, jak i dla widza, nie staram się natomiast w żadnym wypadku go "uwspółcześniać". Uważam to za nieporozumienie: ta wielka poezja powstała 400 lat temu, musi więc brzmieć inaczej niż nasza mowa potoczna.
Pana wersja "Burzy", w przeciwieństwie do przekładu Macieja Słomczyńskiego czy Zofii Siwickiej, trafnie uchwycą przemijanie świata Prospera. Mniej tu komedianctwa, a więcej goryczy.
- Pamiętajmy, że geniusz Szekspira polega między innymi
na dozowaniu tragedii i farsy, nieraz w jednej sekwencji - jak w słynnej scenie Odźwiernego w "Makbecie", który błaznuje, podczas gdy w tle spełniła się straszliwa zbrodnia. Tego mu wybaczyć nie mogli Francuzi, dla których takie mieszanie gatunków bywa po dziś dzień oznaką barbarzyństwa.
Nie tylko we Francji - u nas też mało kto pamięta o tym, że pierwowzór "Hamleta" miał w obsadzie klaunów, a nie grabarzy.
- Szekspir wie jednak, że życie jest taką właśnie mieszaniną grozy i groteski; że aby ogarnąć jego wielkość i bogactwo, żadnego z tych aspektów pominąć nie wolno. Stąd właśnie w "Burzy" zdumiewające zestawienie dwóch prób królobójstwa: na serio (Antonio i Sebastian nad śpiącym królem) i zaraz potem - karykaturalnie (dwóch opojów i jeden potwór przeciwko Prosperowi). Tak jakby błazny parodiowały wielkich tego świata. Jest to więc sztuka o władzy, przede wszystkim jednak o rozpaczliwej jałowości ludzkiego działania.
William Shakespeare
Burza
przekład Piotr Kamiński W.A.B.
Warszawa 2012 ss.248