Z Czubówną wśród gejów

"Lubiewo" - reż. Piotr Sieklucki - Teatr Nowy w Krakowie

Premiera "Lubiewa" była w Krakowie wydarzeniem długo oczekiwanym. Kontrowersje narosłe wokół przedstawienia okazały się być niepotrzebne - produkcja Teatru Nowego to ciekawy, dobrze zagrany i przemyślany spektakl. I wcale nie bulwersujący

Patrycja i Lukrecja to para starzejących się homoseksualistów mieszkających w gomułkowskim bloku. "Przegięte cioty" – jak o sobie mówią – całe życie podporządkowują nocnym wycieczkom do parków i na dworce, by przelecieć jakiegoś heteryka. Najlepiej „luja” – ma być brudno, impulsywnie, a akt ma przekraczać granice dobrego smaku. Bez oporów, barier, przyzwoitości. Podstarzali panowie są bezpruderyjni, nieraz prostaccy, ale przede wszystkim – do bólu prawdziwi i szczerzy. Nie kontrolują języka, nie tają faktów. Nieraz puszczają wodze fantazji, by wywołać z pamięci seksualne orgie, gwałty, ekscesy. To bowiem, co wysuwa się – tak w lekturze Witkowskiego, jak i spektaklu – na plan pierwszy, to melancholia i tęsknota za dawnymi czasami.

Nieustannie toczona opowieść to wspomnienia z „pedalskiego” życia. Patrycja i Lukrecja przywołują z pamięci historie, które w nieco podkolorowanej formie przekazują widowni. Stan zawieszenia między przeszłością a „tu i teraz” odzwierciedla scenografia – wiszące wokół stare ubrania. Wśród starych kiecek, lumpów i gratów ożywają dawne czasy. Nieraz pojawi się fantazmat egzaltowanego młodzieńca – pięknego, muskularnego chłopca jako symbolu świata, który minął bądź rzeczywistości wyidealizowanej, która tak naprawdę nigdy nie istniała. Można ją jednak stworzyć opowieścią.

„Lubiewo” broni się przede wszystkim tekstem. Jest żywy, zabawny, bezkompromisowy, rozciągnięty od liryczności po prostacką wulgarność. Tacy są też bohaterowie świetnie zagrani przez Pawła Sanakiewicza i Edwarda Kalisza, którzy mieli o tyle trudne zadanie, że musieli stworzyć postać „podwójną” – mężczyznę, który odgrywa kobietę, wygrywającą tak naprawdę swoją kobiecość do granic przesady i absurdu. Na pierwszy rzut oka rażące, „przegięte” gesty są bowiem wyznacznikiem kreacji w kreacji. Bohaterowie są nieraz piekielnie zabawni i rozczulający, nieraz odrzucający i żałośni. Nie dają się zamknąć w prostym schemacie i w tym tkwi siła przedstawienia.

Spektakl Piotra Siekluckiego to zgrabnie zrealizowana opowiastka. Ocierająca się o granice dobrego smaku, ale oczekiwanie jakiegoś przekroczenia jest dziś już chyba zbędne, a nawet niemożliwe. Jest wulgarnie i dosadnie, lecz nie tendencyjnie. Świetnym zabiegiem okazało się puszczenie z offu głosu Krystyny Czubówny. Charakterystyczny beznamiętny sposób wypowiedzi, przywołujący telewizyjne programy o zwierzętach, świetnie koreluje ze zwierzęcą sferą podstarzałych erotomanów. A Czubówna, czytająca klasyfikację gatunku: „cioty” to hit absolutny.

Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny Kraków
10 listopada 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia