Z miejsca na miejsce i bez miejsca, czyli dookoła Koła
Studiu Teatralnemu Koło grozi zamknięcieWiększości teatrów do końca sezonu pozostało jeszcze kilka miesięcy. Niestety, nie Studiu Teatralnemu Koło. Najbliższy tydzień, kiedy będą grać w teatrze IMKA spektakle "Żółta strzała" i "Ukryj mnie w gałęziach drzew", może być ostatnim w tym sezonie ich spotkaniem z publicznością.
Wszystko przez gnębiący Koło od początku problem: brak stałego miejsca. W jego poszukiwaniu grupa zdążyła już zjechać pół Warszawy. Zaczęła w 1999 r. od Akademii Teatralnej. Od 2003 do 2006 r. wystawiała spektakle w nieistniejącej już Pruderii, wprowadzając do Polski zwyczaj grania w klubach. Później były przeprowadzka na Pragę, do dawnych Państwowych Zakładów Optycznych, powrót do centrum, do Centralnego Basenu Artystycznego, i znów na drugą stronę Wisły, do teatru Praga. Wszędzie na chwilę. W tym roku sytuacja zrobiła się dramatyczna. W CBA, w którym Koło grało najczęściej, część przestrzeni zajął nowy teatr IMKA Tomasza Karolaka. Współpraca z nim okazała się trudniejsza niż z Piotrem Dudą.
- To jest scena komercyjna, która musi na siebie zarabiać - mówi Joanna Nawrocka, produkująca część spektakli w Kole. - A my działamy w zupełnie innej formule.
"Ciągle borykamy się z przenoszeniem spektakli oraz naszego całego dorobku, jakim jest duża ilość scenografii, z miejsca na miejsce" - piszą członkowie Koła w liście do dziennikarzy wysłanym w piątek. "Brak własnej sceny powoduje, że repertuar musimy ustalać na bieżąco. Nie możemy zaplanować z dużym wyprzedzeniem nowych produkcji. Żyjemy z dnia na dzień. Startujemy w różnych konkursach dotacyjnych, ciągle szukamy, wierzymy, że wreszcie uda nam się zatrzymać gdzieś na dłużej".
Nadzieja na zmianę sytuacji pojawiła się co prawda w ubiegłym roku, kiedy Biuro Kultury ogłosiło, że Teatr Ochoty zostanie przekazany organizacji pozarządowej w nowatorskiej formie przetargu dialogu konkurencyjnego. Koło zakwalifikowało się do piątki finalistów przetargu, po czym nastała cisza. Na przeszkodzie stanęły protesty organizacji, które nie weszły do finału. I sprawa utknęła w prawnych procedurach. Ze szkodą dla jednej z najciekawszych grup "warszawskiego zagłębia teatralnego", jak lubi określać działalność niezależnych scen Marek Kraszewski, dyrektor Biura Kultury. Pytanie: kiedy to określenie przełoży się wreszcie na faktyczne wsparcie ich pracy?