Z miłości do uśmiechu, bez pretensji do zbawiania świata

sylwetka Grażyny Barszczewskiej

Grażyna Barszczewska. Kraków to jej ukochane miasto młodości. Tu nauczyła się walczyć o to, w co wierzy i ciężko pracować. Tu zadebiutowała. Dziś nadal żyje teatrem, ale lubi też z wnuczką Emilką ścigać się na czworaka po łące.

«Jestem ciekawa świata. Podróżując w egzotyczne rejony wchodzę w inną rzeczywistość i nie staram się jej zmieniać, tylko poznać, zrozumieć, czegoś się nauczyć. Nie zbieram więc śmieci na plaży nad Oceanem Indyjskim, gdzie wspólnie Europejczycy i tubylcy plażujemy ze świętymi krowami, często chowającymi się zresztą w cieniu parasoli. Lubię dotknąć rzeczywistości.

Nie tej dla turystów, ulukrowanej, ale tej prawdziwej i zajrzeć za wyremontowaną fasadę na obdrapane podwórze, ze śladami dawnej świetności i kultury. Tak, jak było podczas ostatniego mojego pobytu w Wilnie, gdzie mówiłam "Kwiaty Polskie" Tuwima.

Taka prawda mnie interesuje. Podróże to, obok aktorstwa, moja pasja, którą staram się realizować od lat - mówi Grażyna Barszczewska, znakomita aktorka, żona, mama, babcia i wspaniały przyjaciel. O tych podróżach pisała reportaże do "Twojego Stylu" i "Rzeczpospolitej".

Krakowskie echa

Zagrała ponad 150 głównych ról w teatrze, filmie, telewizji. Nagrywa płyty, śpiewa. Dostała wiele nagród. Ale trochę jej żal, że reżyserzy zbyt często oczekiwali, że na ekranie będzie wyglądać pięknie jak Nina w serialu "Kariera Nikodema Dyzmy". Więcej satysfakcji sprawiałyjej role charakterystyczne, kiedy musiała się "obrzydzić". Gdy Peter Kassovitz zaproponował jej rolę starszej pani w filmie z Robinem Williamsem "Jakub kłamca" i na pierwszym spotkaniu wykrzyknął zawiedziony: "Pani jest za młoda!", natychmiast zareagowała: - Za chwilę mogę być starsza.

Z panią Grażyną spotykałyśmy się wielokrotnie. Zawsze piękna, zawsze elegancka, zawsze pełna uśmiechu i życzliwości dla ludzi. W naszych rozmowach wiele miejsca zwykle zajmuje Kraków - jej ukochane miasto młodości. To tu nauczyła się walczyć o to, w co wierzy, i ciężko pracować. - Kiedy wykopano mnie z warszawskiej szkoły, przyjął mnie właśnie Kraków. Początki nie były łatwe, a jednak to był cudowny czas.

Fantastyczna atmosfera artystycznego Krakowa, Teatr Stary, Piwnica pod Baranami - to wszystko miało wielki wpływ na kształtowanie młodej dziewczyny. Poza tym, wówczas spotkałam się z mistrzami! Na drugim roku Jerzy Jarocki zaproponował mi epizod w "Mojej córeczce" Różewicza. Głupia i zielona nie zdawałam sobie wówczas sprawy z tego, z jakim mistrzem przyszło mi pracować. Niestety, nasze artystyczne spotkanie nigdy się nie powtórzyło. W Krakowie, gdzie spędziłam dwa sezony po ukończeniu PWST, zadebiutowałam cudowną rolą Niny Zariecznej w "Czajce" Czechowa. Jak tu nie mieć sentymentu do tego zaczarowanego miasta?

Krakowskie echa słychać też w śpiewie aktorki, która - choć generalnie bardzo krytycznie podchodzi do swoich wyczynów wokalnych - miała recitale, nagrała płyty. - Jeśli już śpiewam, to kompozycje, które leżą w zasięgu moich głosowych możliwości. Staram się nie narażać odbiorców na nieprzyjemne przeżycia. Dwie nagrane płyty uważam za lekką bezczelność z mojej strony. Pierwsza - z muzyką Koniecznego, Zaryckiego, Raja do słów Osieckiej, Dickinson, Achmatowej - to mój ukłon w stronę Krakowa i Piwnicy pod Baranami. Na drugiej nagrałam przedwojenne szlagiery, w których dobrze się czuję.

Twarz pod każdy makijaż

- Wiele aktorek w jej wieku miałoby opory, żeby tak się pokazać widzom - uważa Anna Smolar, reżyserka "Pani z Birmy". - Ale nie pani Grażyna. Ona ma świadomość siebie, nie potrzebuje pudru, żeby czuć się bezpiecznie. Barszczewska potwierdza: - Nie wstydzę się swojej nagiej twarzy. Nie czuję się staro, ale nie zamierzam też udawać trzydziestolatki. Jako aktorka traktuję swoje ciało instrumentalnie. Z radością zagram kobietę 80-letnią, ale też 15 lat młodszą od siebie. "To twarz pod każdy makijaż" - napisała o niej Agnieszka Osiecka.

Barszczewska: - Tak, mam świadomość, że na mojej twarzy wiele da się narysować i staram się to wykorzystywać w rolach. W ostatnim filmie Ewy Stankiewicz "Nie będziesz wiedział" zagrała starą, wyniszczoną przez białaczkę kobietę. Równie odartą z przyrodzonej urody można było ją zobaczyć w "Przerwie w podróży" Marii Nurowskiej, spektaklu teatru telewizji. Podczas castingu autorka miała wątpliwości, czy tak piękna aktorka będzie w stanie ucieleśnić dramat szarej, zdesperowanej bohaterki. - Chce pani, żebym była brzydka? Bardzo proszę. Niska, wysoka, gruba? Będę taka, jaką mam być. Dla dobrej roli mogę nawet ogolić głowę - odpowiedziała.

Imponujące jest podejście aktorki do wieku dojrzałego, próżności artysty, czy tego całego galimatiasu zwanego targowiskiem próżności.

Dom pełen miłości

Pani Grażyna jest uzależniona od pracy. Wstaje rano, kładzie się spać o drugiej w nocy, bo szkoda jej tracić czas na sen. Zapewne dzięki temu tak wiele osiągnęła w życiu zawodowym.

Jej dom rodzinny pielęgnował ducha gościnności, wywiedzionego z kresów wschodnich, skąd rodzina została repatriowana; zamieszkała na Żeraniu.

- Rodzice byli ludźmi gościnnymi, ciągle ktoś nas odwiedzał. Wolne miejsce przy stole czekało na strudzonych podróżników nie tylko w Wigilię. Dom pełen był miłości, choć nie paplano w kółko "kocham cię". Za to wymagano obowiązkowości, podporządkowania się woli starszych. Żyliśmy skromnie, ale na książki i bilety do teatru pieniądze zawsze się znajdowały.

Była u szczytu kariery, gdy została mamą. - Grałam bardzo dużo, ale starałam się spędzać z synem każdą wolną chwilę, zabierałam go do teatru, w którym czuł się jak w domu. Jarek zawsze wiedział, że jest na pierwszym miejscu. Dużo rozmawialiśmy, czasem nawet zarywaliśmy noce i potem wypisywałam mu usprawiedliwienia do szkoły, chociaż na co dzień byłam dość surowa i wymagająca. Dziś syn Jarosław Szmidt jest uzdolnionym operatorem filmowym, ma na swoim koncie świetnie zrecenzowany film "Jan Paweł II. Szukałem was".

W Warszawie Barszczewska rzuciła się w wir pracy. Najpierw w "Ateneum", gdzie grała dużo bardzo różnych ról: od amantek, przez charakterystyczne, do tragicznych heroin. Później trafiła do kolejnego mistrza Kazimierza Dejmka, który właśnie objął dyrekcję Teatru Polskiego.

- Od niego dostałam po raz pierwszy szansę zagrania w sztukach Szekspira. Koniecznie chciałam zmierzyć się z tą materią i udało się. Wystąpiłam w "Wieczorze trzech króli" i "Kupcu weneckim". Teatr Polski od 26 lat jest moim drugim domem, choć w ostatnich latach nieczęsto mieściłam się w repertuarze.

Wnuczka i książki

Ostatnim spotkaniem aktorki z krakowską publicznością był spektakl "Sceny niemalże małżeńskie Stefani Grodzieńskiej". Z miłości do uśmiechu lekkiego i bez pretensji do zbawiania świata stworzyła "Sceny" w Teatrze Ateneum, ze smakiem budując z Grzegorzem Damięckim klimat i finezyjny dowcip tego spektaklu.

Czym dziś wypełnia czas?

- Zajęć mam mnóstwo: teatr, radio, a każdą wolną chwilę poświęcam ukochanej wnuczce Emilce, z którą lubię się ścigać na czworaka po łące. Wieczorne czytanie jest dla mnie taką codzienną nagrodą. Kiedy jestem już w łóżku, mimo że czasami jest to bardzo późna pora, to choćby tylko pół godziny z książką, szeleszczącą, pachnącą drukiem, jest dla mnie zwieńczeniem dnia i wielką przyjemnością. Moje lektury nie ograniczają się tylko do literatury z wysokiej półki. Czytam też scenariu- sze, biografie, sztuki teatralne. Na nocnym stoliku zawsze mam książki, które czekają na swoją kolej. No i te podróże. Jestem wciąż nienasycona ciekawością ludzi i świata.»

Jolanta Ciosek
Dziennik Polski online
15 czerwca 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia