Z piekła rodem

"Sonata Belzebuba" - reż. Tomasz Podsiadły - Centrum Kultury w Gdyni

Gdyńska Scena 138 raz w roku zaprasza widzów na nową produkcję. Tym razem grupa prowadzona przez Tomasza Podsiadłego wystawiła tekst Stanisława Ignacego Witkiewicza "Sonata Belzebuba". To zgrabne przedstawienie zaskakuje ciekawymi rozwiązaniami scenograficznymi i reżyserskimi.

Choć grupa Scena 138 działa na zasadach amatorskich, to po prezentowanych przez nich efektach scenicznych coraz częściej trudno się tego domyślić. Trzon zespołu od lat pozostaje niezmienny, co wpływa na poziom prezentowanych spektakli. Duża w tym zasługa opiekuna grupy, reżysera Tomasza Podsiadłego, który po raz drugi po "W małym dworku" sprzed dwóch lat, sięgnął po dramat Witkacego.

Wybór "Sonaty Belzebuba" nie dziwi. W końcu jest to sztuka opowiadająca o bliskiej każdemu artyście ponadczasowej potrzebie przekroczenia granic i ograniczeń w sztuce, pragnieniu wiecznej sławy i kreacji dzieła doskonałego, dorównującego najwybitniejszym klasykom, ale pozostającego na wskroś współczesnym, stworzonym nawet za cenę paktu z diabłem i poświęcenia własnej duszy. Ten faustowski motyw artystycznej nieśmiertelności w sztuce Witkacego staje się udziałem Istvana, pragnącego skomponować tytułową sonatę - dzieło doskonałe. Dla Belzebuba (czyli Joachima Baltazara Camposa de Baleastadara) osobliwy mecenat sztuki jest sposobem na spełnienie własnych marzeń, bo sam nie ma wystarczająco dużo talentu, by sprostać takiemu zadaniu. Planuje więc stworzenie sonety rękami zdolnego artysty.

Witkacy ciekawe, wyraziste postaci nakreślił grubą, ironiczną kreską. W spektaklu Podsiadłego ta osobliwa grupa ludzi poziomem ekscentryzmu nawiązuje momentami do "Rodziny Adamsów". Wspomniany Istvan (Michał Tylicki) na gołym ciele nosi skórzane szelki, zaś zdziwaczała, performatywna Babcia Julia (Anna Górna) trudni się przepowiadaniem przyszłości. Jest też wiecznie uśmiechnięty Hiszpan w paradnym stroju - Don Jose (Paweł Denc), zadufany w sobie elegancik Hieronim Sakalyi (Krzysztof Węgrzynowicz) i jego arystokratyczna matka, Baronowa (Agata Braun) oraz demoniczna femme fatale Hilda Fajtcacy (podczas niedzielnego spektaklu Sylwia Drzycimska). Sam Joachim Baltazar Campos de Baleastadar (Adrian Tomaszewski) przypomina raczej wcielenie Hrabiego Monte Christo, który - by dodać sobie diabolicznego wyglądu - zakłada ekscentryczne czerwone okulary. Z kolei na modłę przedwojennych aktorek upozowano młodziutką Krystynę Ceres (Iza Morawska), obiekt westchnień Hieronima i zabawkę w rękach Istvana. Oczywiście, tak jak w sztuce Witkacego, trup ściele się gęsto, a niektórzy zabijani są kilkakrotnie.

Bardzo skromną scenę Centrum Kultury w Gdyni, dzięki pełnej zasłon, pomysłowej scenografii Agnieszki Szewczyk, udało się podzielić na kilka przestrzeni, mogącej pomieścić kilkanaścioro aktorów jednocześnie. Efektowne, niesztampowe układy taneczne (przede wszystkim świetny kankan) przygotował Tomasz Podsiadły dla diabłów-Lokajów (Karolina Bryl, Anna Fiedorowicz, Monika Zwistowska i Damian Brillowski), podczas scen rozgrywających się w piekle w drugim akcie. Na uwagę zasługują dowcipne, ciekawe, stworzone przez Karolinę Bryl kostiumy z second handu, wraz z charakteryzacją, efektem pracy Magnus Film. Pozwalają one przyciągnąć uwagę do postaci drugoplanowych, np. Lokaja Baronowej Sakalyi, czyli Weroniki Sprenger, zwracającej uwagę makijażem, sztucznym, nerwowym śmiechem i fikuśnym dekoltem. Z kolei oryginalne nakrycie głowy urozmaica postać Ciotki Istvana (Sylwia Ogryzek).

Również najważniejsze postaci spektaklu liczyć mogą na niebanalne kostiumy, jak wściekle żółta suknia Hildy Fajtcacy. Jednak dobrze ustawieni przez reżysera aktorzy pierwszego planu nie potrzebują takiej pomocy. Najlepiej na scenie prezentuje się Krzysztof Węgrzynowicz, czyli Sakalyi, zwłaszcza gdy ten jest sparaliżowany. Drapieżna, ale nie przerysowana jest rozerotyzowana hetera Hilda w wykonaniu Sylwii Drzycimskiej. Umiejętnie groteskową postać Babci gra Anna Górna, a Agata Braun jako Baronowa łatwo przechodzi z dystyngowanej dworskiej pozy do spontanicznej bezpretensjonalności. Dobrze wypada także Michał Tylicki jako Istvan, który z prostodusznego dzieciaka w pierwszej scenie szybko puszy się i zmienia w egocentryka, niespełnionego artystę, który łatwo daje się zmanipulować diabłu. Również Iza Morawska w roli naiwnej i głupiutkiej kokietki Krystyny wypada przekonująco.

Tomasz Podsiadły zadbał o rzetelną, a przy tym pozbawioną niepotrzebnego nadęcia interpretację "Sonaty Belzebuba". Aktorzy dobrze się czują w podszytej groteską, absurdem i dowcipem konwencji spektaklu, przez co ma on dobrą dynamikę i odpowiedni rytm. I nawet jeśli coś nie pójdzie po myśli wykonawców, np. część scenografii niespodziewanie się przewróci, nie wpływa to negatywnie na odbiór "Sonety Belzebuba", która pełna jest niespodzianek i nieoczekiwanych zwrotów akcji od początku do końca.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
7 czerwca 2017

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...