Z pozytywistycznego obrazka

"Cesarz Ameryki" - reż. Jacek Głomb - Teatr Polski w Bielsku-Białej

Tematyka „Cesarza Ameryki” – najnowszego spektaklu wystawionego na deskach Teatru Polskiego w Bielsku-Białej – budzi skojarzenia z zawartością piętnujących przywary wszystkich grup społecznych czasopism okresu realizmu krytycznego. Wkraczający na scenę wprost z widowni ubrany w tweedowy garnitur żurnalista z przełomu Pozytywizmu i Młodej Polski, Aleksy Muszyński reprezentuje (a przynajmniej powinien) obiektywny, niezafałszowany punkt widzenia wolnej prasy tamtych czasów. Ale sztuka Jacka Głomba, pomimo że do pozytywistycznego kronikarstwa nawiązuje (co podkreśla autor scenariusza, Robert Urbański), poza publicystykę wspomnianego okresu zdecydowanie wykracza.

Wykorzystanie zasadniczego wątku spektaklu – masowej ucieczki galicyjskich chłopów do Ameryki Południowej w końcu XIX wieku – jest nowatorskim i zarazem bliskim legnickiemu reżyserowi pomysłem. Jest to koncepcja o tyle trafiona, że spektakl wydobywa liczne analogie pomiędzy sytuacją XIX-wiecznych kolonistów a położeniem współczesnych emigrantów.

Grupa obserwowanych przez pozytywistycznego dziennikarza ludzi jest zróżnicowana. Na górnym pokładzie statku znajduje się doborowe towarzystwo: młoda, zakochana w dziedzicu, nieustannie podskakująca z radości na myśl o nowym życiu panna; częstujący cygarem i wódką jej pan-wybawiciel; elegancka siostra bogacza. Na dolnym pokładzie obecni są rodzice szczęśliwej wybranki, spokrewniony z nimi szaleniec Michaś, młoda para z maleńkim dzieckiem, małżeństwo, których córka uciekła z domu i rezolutna Franciszka, jadąca do „Brezylii" odnaleźć męża. Wszystkie postacie – a zwłaszcza te uwikłane w wątek mezaliansu – przypominają bohaterów pozytywistycznej noweli. Trzeba jednak pamiętać, że XIX-wieczne utwory zwykle nie kończą się dobrze.

Głomb przedstawił w swoim spektaklu galerię charakterystycznych dla wyobrażeń polskiej wsi postaci. Stereotypowe zachowania bohaterów niczym nie różnią się od tego, co znaleźć można w pozytywistycznych reportażach: nieoświecony lud łatwo oszukać, zastępując telegram budzikiem; popijający na boku mocniejszy trunek mężczyźni przez większość czasu grają w kości; kobiety przekrzykują się dobrymi – choć niekoniecznie racjonalnymi – radami. Okrasza to wszystko nastrój naiwnej i jarmarczno-odpustowej religii, wyznawanej przez wspólne śpiewanie sentymentalnych pieśni Franciszka Karpińskiego („Pieśń poranna"), przez naszywanie na torby zawierające dobytek wieśniaków chrześcijańskich wizerunków i wiezienie przez pół świata drewnianej figury świętego Antoniego. Widz, patrząc na te liczne symbole wzięte ze sobą w drogę do „Ruzylii", odnosi wrażenie, że ta pełna nadziei podróż do nowego świata nie będzie rajskim, idyllicznym wypoczynkiem na brazylijskiej pampie.

W pierwszej części spektaklu – w której wydarzenia toczą się na statku płynącym do Ameryki – przedstawiono zabawną, pełną odniesień do ówczesnej rzeczywistości, momentami wzruszającą historię. Komplikacje zaczynają się w drugiej części, kiedy akcja sztuki przenosi się na ląd, a Głomb do typowego pozytywistycznego obrazka dodaje kolejne elementy utrzymane, jak sam mówi, „w konwencji realizmu magicznego w stylu Márqueza". O ile postać podłego referenta można wpisać w prozę krytycznego realizmu (wszak urzędnicy u Sienkiewicza cechują się bezeceństwem), o tyle ruszająca się szafa w posiadłości skorumpowanego przedstawiciela władzy przypomina raczej parodię horroru. Naturalistyczny wątek śmierci dziecka i przedśmiertnego szaleństwa jego matki łączy się z motywem pozytywistycznej choroby psychicznej, jednakże towarzyszący scenie śmierci Staszki Indianin-demon kuszący Michała i zakładający mu na tors zbroję nawiązuje bardziej do romantycznej psychomachii niż do powieści Kolumbijczyka.

Momentami trudno znaleźć uzasadnienie dla wprowadzenia do sztuki elementów owej „magiczności". Dzikie pląsy polskich chłopów po plantacji w rytm egzotycznych dźwięków nie współgrają z ich – płytką co prawda, ale jednak katolicką – mentalnością. Bez względu na ten wyraźnie odczuwalny w trakcie spektaklu dysonans, trzeba przyznać reżyserowi, że przynajmniej w pierwszej części sztuki znakomicie podejmuje współczesny dialog z pozytywistyczną tradycją.

Aleksandra Kubas
Dziennik Teatralny Bielsko-Biała
8 maja 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia