Z przeszłości teatru wyłonił się Juliusz Osterwa

"Piramida. Wspomnienia nie tylko teatralne" - aut. Kazimierz Braun - Oficyna Wydawnicza Volumen, Instytut Teatralny im. Z. Raszewskiego

Siedziałem, łapiąc oddech, na najwyższym tarasie Piramidy Słońca w Teotihuacan w Meksyku. Na piramidę można było się wspiąć. Jej pochyłe ściany miały bowiem z jednego boku szerokie, kamienne schody – bardzo strome, z jednego stopnia na następny było około metra. Teotihuacan znaczy „miejsce, gdzie narodzili się bogowie".

Jego początki sięgają IV wieku przed Chrystusem. Osiedlały się tu, kolejnymi falami, plemiona różnych kultur. Liczba mieszkańców doszła około V wieku po Chrystusie do dwustu tysięcy. Ale już w VII i VIII wieku miasto zostało, w niewyjaśnionych do końca okolicznościach, opuszczone; stopniowo zamieniało się w gruzy. To całe wielkie, zrujnowane miasto położone jest na rozległym płaskowyżu. Otaczają je dalekie góry. Znalazłem się tam, uczestnicząc w Kongresie Międzynarodowej Federacji Teatrologów w 1997 roku.

Patrząc w roku 2019 – gdy zacząłem pisać tę książkę – na prace, których dokonywałem na przestrzeni wielu lat, przypomniałem sobie tę piramidę i pomyślałem, że te moje różne prace można uporządkować, posługując się jej kształtem. Cztery ściany piramidy – cztery dziedziny mojej pracy: teatr, pedagogika, teatrologia, literatura. Posłużę się więc metaforą piramidy. Opowiem o moim wspinaniu się na każdą z czterech jej ścian. Bo, tak, to była jedna budowla, to było jedno życie.
Kazimierz Braun

Studiowałem na Uniwersytecie Poznańskim (obecnie Uniwersytet im. Adama Mickiewicza) w latach 1954–1958. W 1953 roku nie zostałem przyjęty na studia jako syn „wroga ludu" – mój ojciec, Juliusz, siedział wtedy w stalinowskim więzieniu. Poszedłem pracować na budowie jako „pomocnik murarza". Gdy ojciec został wypuszczony z więzienia na „urlop" (z ciężką gruźlicą), na studia zostałem przyjęty w 1954 roku. [...] Reżyserii zacząłem się uczyć sam w czasie studiów, czytając książki reżyserów i książki o nich. Pierwszą taką lekturą była Sztuka teatru Gordona Craiga. Przeczytałem ją w przekładzie francuskim, bo polskiego jeszcze nie było, a po angielsku jeszcze nie umiałem. Wziąłem od Craiga i przechowywałem latami pojmowanie i uprawianie teatru jako sztuki, a reżyserii jako samodzielnej, specjalnej dziedziny twórczości artystycznej. Z przeszłości teatru polskiego wyłonił się dla mnie najwyraziściej Juliusz Osterwa, o którym słyszałem już uprzednio wiele z opowiadań mego krewnego Antoniego Żulińskiego, krakowskiego kompozytora i aktora, który znał „Pana Juliusza". Chodziłem na wszystkie poznańskie premiery i wiele razy jeździłem na przedstawienia warszawskie, rozrzutnie wydając oszczędności ze stypendium; nocowałem w poczekalni na Dworcu Głównym.

Z rozdz. „Przygotowania"

Około roku 1970 sądziłem, że już mogę zmierzyć się z Dziadami. [...] Opracowałem egzemplarz. Wystąpiłem o, konieczną, zgodę władz na realizację. Jak zawsze w zniewolonej Polsce, Dziady były podejrzane, zwłaszcza wtedy, zaledwie dwa lata po realizacji Dejmka w Warszawie w 1968 roku. Zgody tej nie dostałem. Do myśli wystawienia Dziadów wróciłem trzy lata później, już we Wrocławiu. Pretekstem – zawsze trzeba było szukać jakichś pretekstów, negocjując z władzami komunistycznymi – była rocznica utworzenia Teatru Współczesnego. Po niezliczonej ilości rozmów, konferencji i pertraktacji zgodę wreszcie otrzymałem. Postanowiłem zrobić coś, na co nikt nigdy do tej pory się nie poważył: wystawić całe Mickiewiczowskie Dziady. Wszystkie pięć części – I, II i IV, III i „Ustęp". Łącznie przeszło 8000 wersów, bez jakichkolwiek skreśleń. (Z wyjątkiem powtórzeń pojawiających się w wydaniach tekstu). Powstało przedstawienie grane w całości w ciągu prawie dziewięciu godzin (od 18 wieczorem do około 3 rano) albo podzielone na dwa wieczory (cz. I, IV i II + cz. III i Ustęp).

Po raz drugi postanowiłem wystawić Dziady w radosnych miesiącach Solidarności. Uznaliśmy, że wielka chwila dziejowa, jaką tworzy Solidarność, winna znaleźć w teatrze wyraz przez realizację wielkiego dzieła scenicznego. A nie ma w Polsce dzieła większego niż Dziady. Tym razem postanowiłem całość skomprymować, nadać akcji maksymalne ciśnienie i odnieść do współczesności. Wykorzystałem tylko Część III oraz Ustęp. Planowaliśmy premierę na luty 1982 roku...

Z rozdz. „Teatr Wspólnoty"

(-)
Materiał Wydawnictwa
22 lutego 2023
Portrety
Kazimierz Braun

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia