Z rodziną najlepiej... w łóżku

„Następnego dnia rano" - reż. Grzegorz Kempinsky - Teatr Miejski w Gdyni

Wątek budzenia się w cudzym łóżku z nieznajomą kobietą po mocno zakrapianym wieczorze jest obecny w tak wielu komediach, że trudno je policzyć. „Następnego dnia rano" Petera Quiltera może i ma sztampowe otwarcie, ale środek i zakończenie zdecydowanie odbiegają od oklepanego szablonu.

Sobotni poranek po randce

Spektakl grany jest na Małej Scenie teatru, która na co dzień pełni funkcję foyer. W dwuosobowym łóżku budzi się Thomas (Rafał Kowal) - nagi, skonfundowany, niepewny jak powinien się zachować w stosunku do pięknej Kelly (Agnieszka Bała) obok której przyszło mu się obudzić. Para poznała się poprzedniego wieczoru w kinie, do którego oboje się spóźnili, a w oczekiwaniu na kolejny seans wybrali się na kilka drinków. Thomas, z początku zawstydzony, że niewiele pamięta z tej spontanicznej randki, stopniowo oswaja się z sytuacją pod wpływem prostoduszności i naturalności Kelly, jednak natychmiast pojawia się kolejny szok, gdy do sypialni (a potem do łóżka) pakuje im się matka Kelly, Barbara (Beata Buczek-Żarnecka).

Obie panie nie mają przed sobą tajemnic, nawet w kwestii seksu i swoich partnerów. Kelly robi zdjęcia leżącemu w jej łóżku Thomasowi, które podsyła matce, a później także bratu Martinowi (Piotr Michalski). Bez skrępowania zdaje rodzicielce relacje z kolejnych nocy spędzonych z nowym chłopakiem, a ewidentnie zmieszany Thomas finalnie jednak zakochuje się w Kelly i decyduje się ją poślubić.

Prosto i na temat

Sztuka traktuje o współczesnym postrzeganiu seksu i seksualności jako tematu, którego - mimo ogromnych zmian kulturowych i społecznych, jakie zaszły w ostatnich dziesięcioleciach - jednak wciąż należałoby się wstydzić, a przynajmniej nie rozważać go zbyt długo i dogłębnie. Thomas robi się nerwowy i próbuje ucinać temat, gdy Kelly z mamą zaczynają ze szczegółami rozmawiać nie tylko o ostatniej nocy, ale też o podbojach miłosnych Barbary. Seks zostaje nazwany po imieniu - jest naturalną potrzebą, czynnością, którą wykonujemy wszyscy, dlaczego więc mielibyśmy o nim nie rozmawiać? Jednocześnie wniosek ten nie zostaje „przegadany" ani dziwacznie ukryty w bezsensownych dialogach, bohaterki wykładają przysłowiową kawę na ławę, czyniąc komedię lekką i przyjemną.

Stereotypy jak z Hollywood

Jak przystało na komedię, postaci są zdecydowanie przejaskrawione, co pokazała cała czwórka aktorów grająca zwariowaną, wyzwoloną seksualnie rodzinę. Beata Buczek- Żarnecka i Agnieszka Bała pokazują relację rodem z amerykańskich komedii, gdzie relacja matki i córki przemienia się bardziej w relację przyjaciółek, które radośnie szczebioczą na swój widok, tęsknią i muszą opowiadać sobie ze szczegółami wydarzenia każdego dnia. Rafał Kowal świetnie oddaje wizerunek Thomasa jako nieco zahukanego, ale starającego się pozostać „prawdziwym facetem" gościa, który trafił do domu niezwykle ekscentrycznych kobiet. Piotr Michalski zaś nadał Martinowi pozory niewzruszonego twardziela, stereotypowego brata pilnującego, aby młodszej siostrze nie stała się krzywda, choć jest to tylko iluzja. Martin zmaga się z problemami psychicznymi, które zniekształcają mu obraz rzeczywistości, w jakiej żyje. Kamienny wyraz twarzy Michalskiego pozostaje nieporuszony nawet w najbardziej absurdalnych chwilach, kiedy po widowni toczą się salwy śmiechu.
Ciekawym urozmaiceniem jest także Maciej Sykała, który gra Radio w sypialni Kelly i wykonuje w komiczny sposób piosenki „na dzień dobry", raz grając na instrumentach, raz śpiewając francuską piosenkę o miłości (a w zasadzie recytując jej tekst do mikrofonu).

Sztuka nie nakazuje widzowi głębokich przemyśleń ukrytych pod płaszczykiem absurdalnego humoru. „Następnego dnia rano" to po prostu zabawna, prosta, ale inteligentna historia komediowa, którą można obejrzeć z partnerem w piątkowy wieczór po długim, pracowitym tygodniu.

Paulina Cirocka
Dziennik Teatralny Trójmiasto
27 listopada 2021

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia