Za dużo pokazane za mało powiedziane

45. Przegląd Teatrów Małych Form - Kontrapunkt

Współczesny Teatr stawia na formę - taki wniosek można wyciągnąć z ostatnich pięciu dni festiwalu. Jeżeli nie jesteśmy akurat atakowani videoartem, ostrymi dźwiękami czy reportażo-spektaklem, wydaje nam się, że każdy kolejny Teatr mówi o tym samym. Czyżby wyczerpały się tematy?

Niestety tegoroczny Kontrapunkt może być dowodem na to, że w teatrze widoczny jest pewien zastój. Brakuje świeżości, brakuje treści, a każde kolejne wygibasy na scenie zdają się zadawać wciąż te same pytania - o wolność, o tożsamość i o wojnę. Zmęczona już tym monotonnym umartwianiem publiczność z optymizmem przyjęła wczorajszy spektakl Białostockiego Teatru Lalek "Lis", który może i bez wzniosłego celu, ale zabawnie i z polotem uczy nas, co jest w życiu najważniejsze. Zestawienie ludzkich relacji z żywotem ognistorudego lisa okazało się znakomitą metodą na chwilę relaksu i refleksji, której brakowało podczas tegorocznego Kontrapunktu. Ten "Teatr śmierci z przymrużeniem oka", jak nazywa go sam reżyser Piotr Tomaszuk, to opowieść o życiu z perspektywy wypatroszonego lisa, któremu zależy już tylko na odnalezieniu swojego wnętrza. Ryszard Doliński - tytułowy lis znakomicie improwizuje i bawi się z publicznością. Przyjemnie było oglądać, tak rzadkie w polskim teatrze groteskowe i absurdalne podejście do śmierci. 

Ten pozytywny nastrój jednak nie trwał długo, ponieważ chwilę później publiczność została zaproszona do Pleciugi na "Samotność pól bawełnianych" Teatru im. Stefana Żeromskiego z Kielc. A tam - postmodernistyczny dramat w formie dialogu i towarzyszeniu - najlepszej w tym spektaklu - muzyki, który tak wymęczył szczecińską publiczność, że ta zaczęła wychodzić po pół godziny. Szczerze mówiąc, nie tyle jestem zawiedziona poziomem sztuki, jak zachowaniem, właśnie kontrapunktowej publiczności, która zawsze słynęła z otwartości i kultury widza teatralnego. Jednak niewyłączony telefon, głośne rozmowy, niepotrzebne komentarze i masowe opuszczanie teatru (spektakl trwał niecałe 1,5 godziny)udowodniły tezę wręcz odwrotną. No cóż - sam Teatr też się nie popisał, dawkując nam sporo psychodelicznych pozycji ciała, niewyjaśnionej nagości, rozmowy, mówiącej właściwie tylko o kilkusekundowym momencie spotkania i kończącego wszystko, pocałunku dwóch głównych aktorów - ale nawet to nie jest powodem okazywania braku szacunku. 

Na koniec - mniej teatru a więcej widowiska, czyli "Odyssee" Teatru Titanick z Lipska. Spora dawka pirotechniki, barwnej scenografii i efektów specjalnych zdziałała swoje. Do tego akrobacje w plenerze i oryginalne podejście do tematu podróży "Odyseusza", a widownia zadowolona i niezważająca na zimno, uhonorowała aktorów owacjami na stojąco. W końcu w spektaklach plenerowych nie o głęboki przekaz chodzi, a o ucztę dla oczu. I wczoraj te kilka tysięcy oczu najadło się do syta. 

Dziś ostatni dzień Kontrapunktu i werdykt. Dla kogo łaskawa będzie publiczność, a dla kogo jury? Okaże się późnym wieczorem zaraz po spektaklu "Trylogia" [na zdjęciu]w reżyserii Jana Klaty, na który czekają wszyscy spragnieni aktorskiego i reżyserskiego arcydzieła. Takie nazwiska, jak Anna Dymna, Barbara Wysocka, Mikołaj Grabowski czy Krzysztof Globisz to gwarancja wielkiego finału Małych Form.

Agata Pasek
www.stetinum.pl
26 kwietnia 2010

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia