Za każdym razem jest inaczej

Rozmowa z Ewą Sokół-Maleszą

Mam wrażenie, że dla widza dorosłego kontakt z teatrem, nawet takim, który jest skierowany do dziecka, może być bardzo atrakcyjny. Często jest to powrót do własnego dzieciństwa. Niejednokrotnie dorośli widzowie z zaangażowaniem i wzruszeniem przyjmują spektakle dla dzieci, szczególnie dlatego, że środki teatru lalkowego rzadko pojawiają się w teatrze dla dorosłych.

Z Ewą Sokół-Maleszą, reżyserką spektaklu „Piękna i Bestia" realizowanym w Teatrze Powszechnym im. J. Kochanowskiego w Radomiu rozmawia Barbara Koc.

Barbara Koc: Już 27 kwietnia na deskach Teatru Powszechnego w Radomiu będziemy mieli okazję zapoznać się z pani najnowszym przedstawieniem – „Piękna i Bestia". Jest to opowieść popularna. Skąd potrzeba powrotu do tej baśni?

Ewa Sokół-Malesza: Właściwie decyzję o tym, by ten temat pokazać w radomskim teatrze, podjął dyrektor  Zbigniew Rybka. Oczywiście, gdy zostałam zaproszona do współpracy, rozważaliśmy różne propozycje – ja przedstawiałam swoje, dyrektor swoje. W którymś momencie w końcu zaistniał konsensus. Teatr zaproponował mi  adaptację „Pięknej i Bestii" znanego białoruskiego reżysera – Olega Żiugżdy. Wydała mi się interesująca i zdecydowaliśmy, by zrealizować właśnie ten tytuł. Jednocześnie wydaje mi się, że jest to temat, do którego można i chyba warto wracać.

Dlaczego warto?

Przede wszystkim dlatego, że jest to jedna z bardziej uniwersalnych baśni. Wątek Pięknej i Bestii jest bardzo stary. Mówi się, że w literaturze europejskiej został on zapisany w „Metamorfozach" Apulejusza jako motyw Erosa i Psyche. I faktycznie, jeżeli porównuje się je z najbardziej znaną, klasyczną wersją pochodzącą z XVIII wieku, spisaną przez panią Leprince de Beaumont, z której też korzystamy, to odnajdujemy wiele zbieżności między historią Psyche i Erosa a opowieścią o Pięknej i Bestii. Temat, który powtarza się w wielu kulturach świata, musi być uznany za uniwersalny. Zakładam więc, że ciągle nas dotyczy. Świat się zmienia, ale podstawowe problemy egzystencjalne, o których zwykle mówią baśnie, a są  wciąż aktualne.

Bliska jest pani wersja baśni opowiedziana przez Leprince de Beaumont czy panią de Villeneuve, ale przecież znamy także adaptację Disneya i wiele innych. Czy ma pani własny klucz do opowiedzenia tej historii, własną interpretację?

Przede wszystkim korzystam z adaptacji, którą zrobił pan Żiugżda. Ona oczywiście różni się od baśni zapisanych przez obie te francuskie autorki, ale w związku z tym proponuje pewną interesującą sytuację teatralną. Za wyjątkowe w naszej adaptacji można uznać to, że bardzo ważną postacią w spektaklu, być może nawet najważniejszą, jest osoba Czarnej Damy. To postać niejasna, nie do końca wiemy, kim ona jest. Można się domyślać, że to typ jakieś wróżki, choć chyba bliżej jej do Baby Jagi niż słodkiej czarodziejki. Generalnie służy jakimś dobrym sprawom... W naszej adaptacji Bestia jest więziony przez Czarną Damę od 300 lat, być może to przez nią książę został w bestię przemieniony, gdyż w przeszłości skrzywdził jakąś kobietę, może ją – nie wiadomo. Czarna Dama w jakimś sensie została powołana i towarzyszy Bestii po to, by dokonała się w nim przemiana. Do tego jednak niezbędne jest pokochanie go bezinteresowną miłością. Dama snuje także opowieści, których Bestia nieustannie się domaga. Najważniejszą historią staje się przypowieść o kupcu i jego trzech córkach. Niespodziewanie okazuje się, że ta opowieść, którą on już dobrze zna, staje się rzeczywistością, a postaci z baśni wkraczają do prawdziwego świata oraz zamku Bestii. W klasycznej baśni postaci Czarnej Damy nie ma, chociaż historia „Pięknej i Bestii" jest jedną z wielu bajek z serii opowieści o narzeczonym zaklętym w zwierzę. Takich legend w literaturze światowej jest bardzo wiele i zwykle pojawia się tam właśnie postać, która zamienia księcia albo młodego człowieka w zwierzę. Zwykle z jakiegoś powodu, często jest to przewina, choć nie zawsze jest ona jasno określona. Najważniejsze jest to, że przemiana, która musi się dokonać w Bestii, ma służyć prawdziwemu związkowi kobiety i mężczyzny.

Nawiązując do pani słów, warto przypomnieć analizę, której dokonuje Bruno Bettelheim w swojej książce „Cudowne i pożyteczne". Zwraca on uwagę na to, jak wiele „Piękna i Bestia" mówi o płci, o dojrzewaniu do głębokiej relacji między mężczyzną a kobietą. O tym, że pomimo zewnętrznych różnic, możemy żyć  harmonii i nie musimy obawiać się naszej cielesności. Czy w pani przedstawieniu także będzie można dostrzec te elementy?

Oczywiście znam ten tekst Bettelheima i jest mi on bardzo bliski. Podobnie jak on uważam, że baśnie są dla widza dziecięcego pomocą w oswajaniu różnego rodzaju lęków związanych z dorastaniem, dojrzewaniem, relacjami z rodzicami, rodzeństwem, ale także z lękami dotyczącymi płci. W spektaklu oczywiście nie staramy się tego eksponować, ale dla mnie jest jasne, że ta opowieść jakoś tego dotyczy. Piękna musi pokonać swoją odrazę czy strach, by dostrzec w Bestii całe pokłady pozytywnych cech. Przechodzi przez kolejne etapy oswajania się z innością, ale także cielesnością, która może budzić grozę, lęk, by w końcu zobaczyć całkiem miłego człowieka. Bettelheim mówi także o związku Belli z ojcem. Jest to związek szczególny, lecz ona musi opuścić ojca, po to by dojrzeć do innej relacji z mężczyzną.

Nawiązując jeszcze do Bettelheima, ale także do oryginału – tam cała akcja rozgrywa się w relacji Pięknej, jej ojca i Bestii. Jak w pani przedstawieniu rozłożony jest punkt ciężkości, która relacja jest najbardziej podkreślona?

Oczywiście obie te relacje są ważne, ponieważ staramy się opowiedzieć tę historię tak jak jest ona zarysowana w baśni. Ojciec wyrusza, dostaje się do zamku Bestii, potem jest zerwanie róży, przyjazd Belli, następnie powrót Belli do ojca i znowu powrót do Bestii, więc cała ta opowieść nie odbiega fabularnie od oryginału.  Sądzę jednak, że najmocniejszy jest wątek dotyczący Bestii. Wiąże się to także z naszymi wyborami inscenizacyjnymi. Budujemy spektakl na scenie lalkowej w Teatrze Powszechnym w Radomiu. Stosujemy środki wyrazu teatru lalkowego, a także łączymy plan żywy z teatrem lalek. Stąd w naszym spektaklu Bestią jest aktor, który występuje w planie żywym, choć nie widzimy jego twarzy właściwie przez cały spektakl, a Bella jest lalką. Zresztą niezbyt dużą lalką...  Wydaje mi się, że dla widza najsilniejsze jest zestawienie relacji Bella – Bestia, także dzięki środkom, jakie zastosowaliśmy.

Wspomina pani o Bestii. Jest ona postacią pozostawiającą duże pole do wyobraźni, bo w bajce nie mamy dokładnego opisu jej wyglądu, jest dość niedookreślona. Czy może nam pani zdradzić jak wygląda pani Bestia?

Obraz Bestii ma bogatą ikonografię i faktycznie jest to postać przedstawiana w bardzo różny sposób. My także dość długo zastanawialiśmy się nad tą kwestią. Najpierw myśleliśmy o maskach, nawet powstało kilka wersji maski Bestii. Jednak nasza końcowa propozycja polega na tym, że aktor występuje w ciemnym kostiumie z kapturem, spod którego spływają tylko długie włosy, które przysłaniają mu twarz. Myślę, że powstała interesująca forma, bo widz właściwie nie widzi tej twarzy. Jest tylko jeden taki moment w spektaklu, kiedy ją w pewien sposób pokazujemy. To scena walca, kiedy Bestia tańczy z Bellą. W pewnym momencie widzimy, jak nagle Bestia unosi głowę do góry, w tym czasie gasną światła i na ekranie czarnego teatru ukazuje się wyrzeźbiona głowa, która pojawia się w jasnym świetle i również podnosi się jakby z ruchem aktora. Twarz jest przeskalowana, większa niż normalnie. Potem krzyczy, mdleje... Dość dramatyczna sytuacja. Więc ten jeden raz pokazujemy twarz Bestii i jest to twarz bardziej ludzka niż zwierzęca.

Czyli przez większość przedstawienia możemy się domyślać i sami wyobrażać jak Bestia wygląda...

Tak.

Mikołaj Malesza przygotowuje scenografię do spektaklu. Przewidujecie formy uproszczone czy raczej dosłowne?

Wydaje mi się, że mąż stworzył ciekawą przestrzeń sceniczną do rozegrania tej całej sytuacji. W scenariuszu kiedy Czarna Dama opowiadała Bestii historie, to w ogniu kominka pojawiały się obrazy z domu kupca. My z takiego kominka zupełnie zrezygnowaliśmy, ale zamiast tego przywołaliśmy na scenie fragment wnętrza, może trochę gotyckiego. Ważnym elementem tego wnętrza są powieszone u góry trzy witraże, podświetlane elementy, które są bardzo efektownym fragmentem scenografii. We wnętrzu jest też trochę sprzętów, ale nie za dużo. Istotna jest także ściana horyzontalna, na której znajdują się kolumny, gdyż w pewnym momencie ona się otwiera i powstaje rodzaj okna. W „Pięknej i Bestii" stosujemy tzw. czarny teatr – w skoncentrowanej strudze światła pojawiają się lalki, prowadzone przez aktorów ubranych na czarno. Są oni schowani za lalkami tak, że prawie ich nie widać. Uzyskujemy trochę teatralnej magii. Nie są to formy uproszczone, bo te nasze lalki, to takie małe ludziki. Stosujemy realistyczną rzeźbę w sensie rysunku głowy, kostiumów itd. Powiedziałabym, że idziemy bardziej w kierunku realizmu, chociaż w całej inscenizacji mamy również dużo umowności.

Do jakiej grupy wiekowej jest skierowane przedstawienie?

Mam wrażenie, że dzieci szkolne, nawet wczesnoszkolne mogą już to przedstawienie oglądać. Nie umiem powiedzieć czy młodsze. Pewnie mogłyby, ale to już sprawa indywidualna. Spektakl, temat bywa troszkę mroczny, więc powstaje pytanie, czy takie malutkie dziecko się nie przestraszy...

Czy przygotowując spektakl dla dzieci myśli pani także o dorosłych, którzy niewątpliwie przyjdą ze swoimi pociechami na przedstawienie? Czy chce pani, żeby ta opowieść była atrakcyjna także dla nich?

Wydaje mi się, że tak. Nigdy nie myślę w takich kategoriach, że robię spektakl tylko dla dziecka, choć oczywiście pamiętam o dziecku jako odbiorcy. Mam wrażenie, że dla widza dorosłego kontakt z teatrem, nawet takim, który jest skierowany do dziecka, może być bardzo atrakcyjny. Często jest to powrót do własnego dzieciństwa. Niejednokrotnie dorośli widzowie z zaangażowaniem i wzruszeniem przyjmują spektakle dla dzieci, szczególnie dlatego, że środki teatru lalkowego rzadko pojawiają się w teatrze dla dorosłych. Jest to także powrót do wątków baśniowych, które są bardzo przyjemne i umożliwiają także głębsze przeżycia.

Od wielu lat reżyseruje pani przedstawienia dla dzieci. Czy przez ten czas zmienił się sposób narracji, przedstawiana treści bajek? Czy inaczej mówi się do dzieci niż np. 15 lat temu, gdy reżyserowała pani spektakl „Królowa Śniegu"? Czy dziecko jako odbiorca się zmieniło?

Tego nie wiem. Na pewno zmienia się teatr. Także to, co się przedstawia teraz dzieciom, różni się od spektakli, które były pokazywane 15 – 20 lat temu. Obserwując młodych reżyserów, dostrzegam, że bardzo lubią teatr umowny. Wprowadzają na szeroką skalę multimedia, środki kinowe, wykorzystują techniki komputerowe. Często jest to atrakcyjne dla dzieci. Dużo jest teatru edukacyjnego. Osobiście mam poczucie, że obecnie często odchodzi się od klasycznej lalki, w stronę bardziej uproszczonych form. A ja po prostu lubię lalkę bardziej skomplikowaną, która potrafi naprawdę dużo wyrazić. Instynktownie zawierzam temu środkowi wyrazu i mam wrażenie, że niezależnie od tego, czy dzieci się trochę zmieniły czy też nie, dobrze zaanimowana lalka, ma zawsze dużą siłę oddziaływania na dziecko. Dziecko jest bardzo wrażliwe i dobrze odbiera takie formy. Jednocześnie lubię klasyczne baśnie, bo wydają mi się one opowieściami głębokimi, mają pewną przestrzeń przeżycia ważną dla dziecka. Posiadają symbolikę, która wciąż jest aktualna, niezależnie od tego czy dziecko posługuje się komputerem czy też nie.

Dziecko to bardzo wymagający widz, spontaniczny, nie ukrywa swoich emocji. Jak przygotowuje się spektakle dla dzieci? Na co trzeba położyć szczególny nacisk?

Każdy podchodzi do tego w inny sposób. Ważne jest zadanie sobie pytań: co, dlaczego, jak? To pytania, na które reżyser musi sobie odpowiadać. Dla mnie jest ważne, żeby spektakl był wielowymiarowy. Nie przepadam za tworzeniem spektakli czysto edukacyjnych, chociaż je cenię. Do moich ulubionych nie należą również przedstawienia czystko rozrywkowe, gdzie dziecko przede wszystkim się bawi. Lubię takie tematy i takie spektakle, gdzie jest i trochę poważnie, i trochę zabawnie, i jest miejsce na wzruszenie. Jeśli udaje się spektaklem poruszyć różnego rodzaju emocje, także poważne, bo dzieci różne rzeczy pięknie przeżywają, to jestem zadowolona. Wiem też, że ważny jest czas, pewna przemienność. Dzieci lubią się śmiać i chcę im to też umożliwić. Jednak już w trakcie realizacji spektaklu staram się za dużo nie myśleć o widzu dziecięcym – zawierzam formie. Chodzi także o to, by stworzyć pewną strukturę, żeby jednak można było powiedzieć, że jest to dzieło artystyczne. Tego rodzaju efekt najbardziej mnie interesuje...

Co panią skłoniło do tego, żeby zająć się teatrem dla najmłodszych?

To jest skomplikowane. Powiedziałabym, że dość nieoczekiwana dla mnie sytuacja sprawiła, że w ogóle zdecydowałam się zdawać na reżyserię teatru lalek. Wiele lat temu studiowałam kulturoznawstwo na Uniwersytecie Wrocławskim i skończyłam tam specjalizację teatralną, jednak o teatrze lalek za dużo nie wiedziałam. Pewien zbieg okoliczności spowodował, że zdecydowałam się po ukończeniu studiów kulturoznawczych zdawać na reżyserię teatru lalek, która wtedy w ogóle powstawała. I dostając się na te studia niekoniecznie uważałam, że w reżyserii lalkowej myśli się tylko o dzieciach, bo właściwie teatr lalek jest również teatrem dla dorosłych. Nawet są lalkowe sceny grające dla dorosłych i w Polsce też takie spektakle dla dorosłych powstają – ja też takie przedstawienia robiłam. Gdy już się na tej reżyserii znalazłam, to się bardzo zafascynowałam lalkami i teatrem lalek, bo spotkałam medium, które jest niezwykle pociągające. W szkole na przykład, powstaje wiele ciekawych etiud i już tam zaczęła się moja fascynacja taką formą. Jednak w Polsce teatry lalkowe zajmują się głównie widownią dziecięcą, więc zaczęłam o tym myśleć i pod tym kątem przygotowywać spektakle.

Wracając do przedstawienia –  jaką rolę będzie pełniła w nim muzyka? Czy będzie to jedynie tło stosowane do określonych scen, czy przeznaczyła jej pani rolę bardziej kreującą emocje i odbiór tekstu?

Muzyka jest bardzo ważna i jest jej w przedstawieniu dużo. Mamy nawet parę piosenek, chociaż one są mniej ważne. Z muzyką jest trochę jak w filmie: ona buduje klimat, nastroje, ona też te nastroje łamie. Jest też sporo grania poza słowem – są sceny, gdzie słowo w ogóle nie występuje, a dzieje się całkiem sporo, wtedy ta muzyka jest niezwykle ważna. Mamy młodego, mieszkającego w Warszawie kompozytora – Bartosza Smorągiewicza.

Ma pani duże doświadczenie we współpracy z różnymi teatrami i różnymi zespołami teatralnymi. W Radomiu jest pani pierwszy raz. Czym wyróżnia się radomski zespół w odniesieniu do innych zespołów teatralnych?

Na pewno się z nimi przyjemnie pracuje, bo są bardzo otwarci, w lot podchwytują wszelkie sugestie. W pracy nad tym spektaklem mamy sporą swobodę wymyślania różnych rzeczy i ja oczywiście coś aktorom proponuję, ale oni też bardzo szybko pomysły podejmują, przetwarzają je. Jest w nich pewien rodzaj radosnej aktywności, a przy tworzeniu spektaklu jest to coś bardzo ważnego. Można powiedzieć, że pracuje się z nimi lekko, bo błyskawicznie reagują na moje sugestie i w krótkim czasie tworzymy interesującą jakość. Jest w nich ewidentna gotowość i chęć do pracy. Nie mogę narzekać, pracowałam z różnymi zespołami, za każdym razem jest inaczej, ale właśnie z tą gotowością bywa różnie.

Ewa Sokół Malesza - absolwentka kulturoznawstwa i reżyserii teatralnej. W dorobku kilkanaście przedstawień, głównie dla dzieci, w teatrach lalkowych w całej Polsce.

 

Barbara Koc
Dziennik Teatralny
26 kwietnia 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...