Za kulisami i przed kulisami

"Czego nie widać" - reż. Tomasz Dutkiewicz - Teatr Powszechny w Radomiu

"Czego nie widać" autorstwa Michaela Frayna to chyba jedna z najbardziej interesujących fars, jakie można oglądać na teatralnych deskach. Bo jest to sztuka, podczas której my, widzowie, odkrywamy kulisy jej powstawania. Co prawda z przymrużeniem oczka i w dość krzywym zwierciadle, ale za to z uśmiechem jak na świetnie skrojoną komedię przystało!

Sztuka Frayna odsłania przed widzem to, co zwykle jest mu niedostępne – etapy prób, zakulisowe perypetie podczas występu oraz jeden z ostatnich spektakli, kiedy wszystko może wyglądać zupełnie inaczej niż na początku prób, niesnaski i różnice zdań między poszczególnymi członkami zespołu. Słowem – widać to, czego nie widać.

Pierwszy akt zaczyna się tak, jak przystało na „zwyczajną” farsę, chociaż – nieprawdopodobna ilość drzwi (jest ich aż siedem sztuk!) może sugerować, iż będziemy mieli do czynienia z tzw. pastiszem farsy. I tak też się właśnie wydarza, bo nie chodzi tutaj o kolejną głupiutką historyjkę o nieudanej randce z kochanką (bo też o tym chyba traktuje większość znanym nam fars…), ale o to, jak ciężko jest wieść żywot aktora, ile się trzeba nabiegać, nagadać i namordować, żeby powstał przyzwoity spektakl. Oczywiście, ów aktorski trud również potraktowany został przez autora z dystansem i pobłażliwą ironią. Wszak – mimo wszystko – oglądamy farsę. 

Wróćmy jednak do początku spektakl, który rozpoczyna się jak klasyczna farsa. Otóż po uniesieniu kurtyny naszym oczom ukazuje się dość okazałe wnętrze, skonstruowane przede wszystkim ze ściany wraz z schodami, podestem i wspomnianymi już drzwiami i – dodatkowo – oknem. Po kilku minutach od rozpoczęcia tzw. „akcji scenicznej” z widowni dobiega donośny głos, ktoś, przerywając właśnie rozpoczęty spektakl, zwraca uwagę jednemu z aktorów. Okazuje się, że jest to aktor, wcielający się w rolę reżysera, który właśnie ostatnie czyni przygotowania do premierowego przedstawienia. Zaskoczenie wśród widzów jest niemałe, z zainteresowaniem obserwują poczynania aktorskiej trupy pod przywództwem nieco podenerwowanego reżysera. I tak też mija pierwszy z trzech aktów „Czego nie widać” – historie postaci ze sztuki mieszają się z prywatnymi historiami aktorów. Jesteśmy świadkami romansów reżysera, który równocześnie podrywa jedną z aktorek i jak i niezbyt rozgarniętą asystentkę; obserwujemy historię uczucia dwójki aktorów oraz perypetie pozostałych.   

W drugim akcie widownia „przenosi” się za teatralne kulisy. Jest możliwe dzięki scenie obrotowej, którą dysponuje radomski teatr: scenografia została obrócona o 180 stopni, tak, że odsłoniły się przed nami teatralne „zaplecze”. Teraz obserwujemy aktorów jak przygotowują się do swoich wejść na scenę, chociaż właściwie ta czynność zajmuje ich najmniej… Uwaga skupia się raczej na własnych, głównie prywatnych i osobistych problemach, które starają się rozwiązywać właśnie za kulisami. Że rodzi to wiele komicznych sytuacji i powoduje wybuchy śmiechu - nie powinno nikogo zaskakiwać. Zwłaszcza, że ta część spektaklu odbywa się głównie w sferze ruchowo-pantomimicznej i aktorzy bynajmniej nie mają tutaj łatwego zadania do wykonania, gdyż muszą się dosłownie dwoić, a nawet troić nie gubiąc się w tych wszystkich wejściach i wyjściach.

Trzeci akt jest o tyle interesujący, że, mimo iż jest kolejnym powtórzeniem tej samej historii, to potoczy się ona jedna zupełnie inaczej niż było to przewidziane w scenariuszu. Jak się zakończy, tego oczywiście nie zdradzę, poplątanie z pomieszaniem będzie jednak wielkie, co – oczywiście – przyczyni się do kolejnych komicznych sytuacji.  

Jak już wspomniałam – aktorzy tutaj łatwego zadania nie mają. Co prawda nie muszą kreować psychologicznie skomplikowanych bohaterów, jednak spektakl taki jak „Czego nie widać” wymaga od nich nad wyraz wytrzymałej kondycji fizycznej oraz koncentracji, aby spamiętać własne repertuary gestów i zachowań. Radomski zespół poradził sobie z tym zadaniem nader przekonująco – aktorzy świetnie „wygrywali” kolejne sytuacje w energicznym i niesłabnącym tempie.

Wydaje mi się, że „Czego nie widać” - jedna z najciekawszych fars - została przygotowana, rozegrana i zagrana z pazurem, w dobrym tempie i co najważniejsze w taki sposób, że widzowie nadążali za narracją przedstawienia realizowanego w jakimś teatrze. O tym, że widownia „kupiła” tę konwencję i formę jej realizacji świadczy najlepiej atmosfera znakomitej zabawy, salwy śmiechu, a także życzliwe komentarze opuszczających teatr miłośników tego rodzaju teatralnej rozrywki. Stworzenie tak dobrego klimatu przedstawienia zarówno na widowni jak i wśród aktorskiego zespołu z pewnością jest zasługą reżysera spektaklu Tomasza Dutkiewicza, który nie po raz pierwszy pracuje w Teatrze Powszechnym. „Czego nie widać” to jego trzecia – po „Carmen latina” i „Piaf” – realizacja w Radomiu. Miejmy nadzieję, że nie ostatnia, gdyż współpraca Dutkiewicza z radomską sceną kolejny raz zakończyła się niewątpliwym sukcesem.

Interesujący jest fakt, że sezon, na dobrą sprawę, dopiero się zaczyna a radomski Teatr już zaskoczył swoich widzów dwiema zupełnie odmiennymi premierami, co dobrze wróży na resztę sezonu, gdyż zapowiada jego różnorodność i pozwoli każdemu widzowi w tym teatralnym menu wybrał coś w sam raz dla siebie. Przypomnijmy, że nowy rok artystyczny rozpoczęła „Zemsta” w reżyserii Krzysztofa Babickiego, czyli propozycja dla młodzieży oraz publiczności, która lubuje się w klasycznym, rodzimym repertuarze. „Czego nie widać” to zaś wyśmienity tytuł dla tych, co lubią się śmiać. Warto na koniec podkreslić, że władze Teatru Powszechnego nie zapominają również o najmłodszej widowni albowiem w najbliższą niedzielę, czyli 16 października na scenie Fraszka swoją premierę będzie miała sztuka „Nieznośka i Kmieć” autorstwa Marty Guśniowskiej, ostatnio bardzo kreatywnej i popularnej autorki sztuk dla dzieci. Spektakl wyreżyseruje Petr Nosalek, co z pewnością zagwarantuje wysoką jakość inscenizacji.

Wszystko wskazuje na to, że dyrekcja radomskiego Teatru repertuar 2011-2012 przygotowała z myślą o wszystkich radomianach chcących odwiedzać tę instytucję. Miejmy zatem nadzieję, że cały sezon będzie się dalej toczył tak barwnie i intensywnie jak się rozpoczął, i że jeszcze wiele razy będziemy mogli oglądać radomskie produkcje na podobnym poziomie artystycznym.

Marta Odziomek
Dziennik Teatralny
15 października 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia