Zabawa banałem
"Hamlet" - reż. Jan Peszek - 32. Warszawskie Spotkania TeatralneCezary Tomaszewski to jedna z tych dziwnych postaci, funkcjonujących gdzieś pomiędzy. Gdzieś pomiędzy Wiedniem i Warszawą, pomiędzy tańcem, teatrem, operą, performansem...
Inscenizował Monteverdiego w krakowskim barze mlecznym, a w "Wesołej wdówce" obsadzał sprzątaczki. Przy "Hamlecie" pracował ze studentami bytomskiego Wydziału Teatru Tańca w Krakowie, szkoły, w której forsowne treningi taneczne łączy się z klasycznym kształceniem aktorskim.
Po co opowiadać historię Hamleta? My to przecież znamy - zdaje się mówić Tomaszewski. Dlatego w jego spektaklu monolog "Być, albo nie być" można poprzerywać momentami podniosłego mamrotania, z którego co jakiś czas przebijają się dwu-trzy wyrazowe zbitki tekstu. I tak jest z całym przedstawieniem. Opowieść z Elsynoru płynie sobie gdzieś w tle, z formalnych zabaw co chwilę wyłaniają się kluczowe punkty dramatu. Dyplomanci bytomskiego wydziału bez żenady robią z Hamleta lekturowy bryk. I bawią się banałem tej sytuacji, koturnowością figury księcia-egzystencjalisty, osadzonej w szkolnym kanonie i kulturze masowej. Dlaczego chciałabym zagrać Ofelię? Bo jest postacią, eeee, ciekawą, śmieje się aktorka.
Dialogi ograniczono do minimum. Wykonawcy w kolorowych trykotach są luźno przyklejeni do swoich ról; to Bartosz Figurski jest z reguły Klaudiuszem, a Mikołaj Karczewski z Karolem Miękiną dzielą między siebie postać Hamleta, momentami uzupełniając ją o Horacego. Tomaszewski z dramaturżką Aśką Grochulską wydobywają z tekstu najbardziej znane sceny i motywy - i sklejają w montaż kolejnych scenicznych atrakcji. I tak obsceniczność sceny z Grabarzami przemieniają na czarny humor boleśnie słabych dowcipów, których masą zarzucają widzów. Ofelia topi się w formalnej sekwencji, kiedy tancerki w ekwipunku zalewają sobie rurki wodą; w ciszy rozbrzmiewa rytmiczny bulgot na przemian z odgłosem wypluwania wody, coraz wolniej, aż zamrze zupełnie.
To "Hamlet" z masowej wyobraźni, bez jakichś filozoficznych dylematów; Hamlet nie-wysoki, ostentacyjnie płaski, inteligentnie głupi. Zbiór cytatów i motywów, które można przetwarzać albo zderzać z innymi - niezależnie od tego, czy to operowe arie, czy kreskówkowy duch Kasper, który zjawia się wraz z widmem zamordowanego króla. Ktoś powie - niby nurt taneczny, a mało w tym tańca. Ale cały ten "Hamlet" bierze się z myślenia ruchem i jego muzycznością, rytmem i ciałem. Sporo tu ciekawych pomysłów dramaturgicznych, czasem bardzo prostych, które pozostają w fazie szkicu - mogłyby być pociągnięte dalej...
O spektaklach dyplomowych nieraz myśli się jak o rodzaju rynkowej oferty, sytuacji mającej służyć zademonstrowaniu technicznych możliwości studentów. Tu przy okazji wykonawcy świetnie się oni bawią. Czy udziela się to widzom? Chyba tak.