Zabłąkana czyli Traviata

"Traviata", Opera Wrocławska

"Traviata" w koncepcji Tomasza Koniny jest współczesną opowieścią o niemożliwej miłości. Udramatyzowana i dynamiczna muzyka nadaje wyrazu przedstawieniu. Uzupełnia niedosyt pozostawiony przez zbyt oszczędną warstwę zdarzeniową i wizualną.

Verdi wybiera współczesny sobie i dość nieodpowiedni temat do przedstawienia na scenie operowej. Opowiada historię "Damy kameliowej" Dumasa - kurtyzany, której dane było spotkać prawdziwą miłość. Podobno jedynie kobieta lekkich obyczajów może obdarować kogoś głębokim, duchowym uczuciem, gdyż potrafi odróżnić je od fizycznej namiętności, wynieść ponad nią.  

Tak Violetta pokochała Alfreda, gdyż ujrzał w niej coś więcej niż obiekt seksualny, a mianowicie - człowieka. Dziewczyna dla niego zrezygnowała z dotychczasowego trybu życia. Opuściła stałego klienta. Mimo zabijającej ją gruźlicy była szczęśliwa. Jednak na drodze zakochanych pojawiły się przeszkody w postaci konwenansów społecznych. Siostra młodzieńca była zaręczona z bogatym, szanowanym mężczyzną i, gdyby wyszedł na jaw związek Alfreda z ladacznicą, małżeństwo nie doszło by do skutku. Więc ojciec – Giorgio Germont, były klient Violetty, spotkał się z nią i poprosił, by dla dobra rodziny porzuciła jego syna. W trakcie zauważalne były dwuznaczne relacje między rozmówcami. Dziewczyna mimo wszystko zgodziła się. Uciekła od swej miłości i powróciła do dawnego kochanka. Wkrótce na jednym z przyjęć pojawił się Alfred. Rywale grali w karty. Atmosfera była napięta. Zaniepokojona Violetta, by uchronić ukochanego przed śmiercią w pojedynku, okłamała go, iż kocha swojego „opiekuna” - barona Douphol. Rozgniewany Alfred znieważył ją, publicznie płacąc za miłość, którą otrzymał. Dziewczyna zemdlała z rozpaczy. 

Trawiona chorobą i żalem po utracie kochanka, odizolowała się od świata. Wyjechała do sanatorium, by spokojnie umrzeć. Tam niespodziewanie nastąpiło szczęśliwe zakończenie. Pojawił Alfred, aby prosić ukochaną o wybaczenie. Violetta żegnała się z życiem, szczęśliwa w ramionach Alfreda. Śmierć symbolizowało gasnące światło, początkowo mocno rozjaśniające jej sylwetkę. 

Nowoczesne kostiumy zwracają uwagę i nakłaniają do szukania głębszych znaczeń. Wyjątkowo kobiety przywdziewają spodnie, co może być wyrazem emancypacji i wyzwolenia. Dekoracje nie wiążą się widocznie z akcją ani nie tworzą logicznego ciągu. Nie wiadomo kim są i dlaczego na balkonie w tle pojawiają się postaci ani jaką funkcję pełnią ruiny w ostatniej scenie. Nasuwa mi się hipoteza, iż kostiumy i scenografia pomyślane są tak, by nie odwracały uwagi od płaszczyzny muzycznej. Anna Lichorowicz w roli Violety sprawdziła się zarówno jako aktorka, jak i śpiewaczka. Stała się Violettą prawdziwie chorą i cierpiącą. Niezwykle głębokim, ekspresywnym sopranem wyrażała wielką rozpacz i miłość. Jednak wykonanie najpiękniejszej według mnie części "Traviaty" – Arii Violetty nie wzbudziło we mnie podziwu. Zachwyciły mnie natomiast: solowa partia skrzypiec z Aktu II oraz nacechowane emocjonalnie, pełne grozy zakończenie Aktu I.

Antonina Gruszecka-Bydłoń
Dziennik Teatralny Wrocław
17 marca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...