Zabrakło fajerwerków i magii

"Wielki Gatsby" - reż: M. Zadara - Teatr Polski im. H. Konieczki w Bydgoszczy

"Teatr totalny" - tymi słowy swój bydgoski spektakl wielokrotnie określał Michał Zadara, reżyser polskiej prapremiery "Wielkiego Gatsby\'ego", która obyła się w sobotę, 4 czerwca na deskach Teatru Polskiego w Bydgoszczy

Przyznam, że po tych zapowiedziach spodziewałem się fajerwerków, magii, genialnej scenografii i tłumu na scenie. Dwa ostatnie punkty spełnione zostały bez zarzutu. Scenografia, której centralnym punktem była wielka, obrotowa scena rzeczywiście była totalna - dwa samochody, piętrowy dom, warsztat samochodowy, molo, basen, zjeżdżający z sufitu żyrandol... Było naprawdę z przepychem i wyczuciem, za co ogromne brawa należą się jej autorowi Robertowi Rumasowi. Tłum na scenie - był, robił wrażenie, dynamizował spektakl. Warto wspomnieć, że do udziału w "Wielkim Gatsbym" zaangażowany został niemal cały (z wyjątkiem jednego aktora, który złamał nogę) bydgoski zespół i statyści. Część z nich podczas trzygodzinnego spektaklu do odegrania miała po kilka ról, więc pracę jaką w włożyli w przygotowanie się do premiery również śmiało można by nazwać "totalną". 

Niestety, w moim odczuciu zabrakło fajerwerków i magii. Owszem były momenty, w których śmiałem się do rozpuku (jak choćby ten, w którym Anita Sokołowska wystylizowana na "dziunię" z dyskoteki wdzięczy się na schodach do Artura Krajewskiego, który robi wszystko, by tylko na nią nie patrzeć). Była też namiastka magii, kiedy to bohaterowie wskakiwali do rozbitego bmw (grającego tu zarówno sportowe coupe, jak i wieloosobowy transporter) i pędzili nim na złamanie karku (znakomity efekt osiągnięty dzięki obrotowej scenie i kamerze umieszczonej z boku samochodu). Magiczne, a z pewnością nowatorskie były "filmy na żywo" wplecione w poszczególne wątki spektaklu (aktorzy grają na górnym foyer, a dwie kamery przekazują obraz w czasie rzeczywistym na dwa pionowe ekrany ustawione po obu stronach sceny). Ten ostatni zabieg umożliwił reżyserowi przedstawienie wielu miejsc/lokalizacji i to nie tylko przestrzeni zamkniętych, jak wnętrza domu czy hotelu, ale również plenerów na wietrznej plaży.

Niby fajnie, ale jakoś mnie to wszystko nie porwało. Być może to moja wina, być może spodziewałem się dużo więcej, niż można było na bydgoskiej scenie osiągnąć, ale chyba nie tylko. Mam wrażenie, że spektakl był nieco "przegadany" i "przekombinowany". Z paru scen spokojnie można było zrezygnować, lub chociaż solidnie je skrócić, co z pewnością zdynamizowałoby cały spektakl. Szczęśliwie "Wielki Gatsby" Michała Zadary miał być nie tylko teatrem "totalnym", ale również, a może przede wszystkim "popularnym". I ten drugi cel reżyserowi z pewnością udało się osiągnąć.

Od lat powtarzam, że w Bydgoszczy przydałaby się druga scena. Może być nawet komercyjna. Wówczas mielibyśmy tę komfortową sytuację, że do TPB chodzilibyśmy na spektakle "poważne", jak choćby "Babel", czy "Dziady", a na tej drugiej scenie byłoby miejsce na taki "Klub Kawalerów", czy "Wielki Gatsby" właśnie. Tam widz szedłby bez wygórowanych oczekiwań, z nadzieją, że treść go rozbawi, a forma powali. "Wielki Gatsby" jest tego idealnym przykładem - tego, że można takie spektakle robić, jak i tego, że publiczność na takie spektakle czeka, czego najlepszym dowodem były owacje na stojąco, jakie podczas premiery zaserwowała aktorom i reżyserowi publiczność. Tym pierwszym z pewnością się należały, bo naprawdę mieli oni spory ciężar (szczególnie w kwestii ilości ról) do udźwignięcia, reżyserowi zresztą też, lecz moim zdaniem przede wszystkim za to, że wybrał właśnie Bydgoszcz, jako miejsce, w którym pokaże spektakl o szalonej pogoni za pieniądzem, pozycją społeczną i wreszcie miłością. Ponoć zrobił to z premedytacją, bo ludziom w "mniejszych miastach" łatwiej spojrzeć na to z dystansem. W tej kwestii się nie mylił, czego niezbitym dowodem był aplauz.

Kuba Ignasiak
Nowości
10 czerwca 2011
Portrety
Michał Zadara

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia