Zabrakło granatów

"Fetish.wtf" - reż. Dorota Androsz - Teatr Amareya

Zajawki na fejsie brzmiały bardzo zachęcająco. Dużo o fetyszach, ich kategoryzacji i fenomenologii wręcz. Ale najbardziej zachęciło mnie do przyjścia na premierę Teatru Amareya najprostsze hasło: „Zostań naszym fetyszem”, co zestawiwszy z obsadą i reżyserią (5 młodych pań bezceremonialnie ponowoczesnych) dawało nadzieje na przeżycia niebanalne, jakich wciąż niewiele w regionie, w którym żyje się podobno najlepiej w Polsce, ale ogólnie nudno.

Trójmiejski teatralny off można z grubsza podzielić, nie przywiązując nadmiernej stałości do nomenklatury i nie roszcząc sobie prawa do ostatecznych rozstrzygnięć, na estetyzująco-intelektualny (m.in. Dada i Sopocki Teatr Tańca) oraz genderowo-przekroczeniowy (m.in. Katarzyna Pastuszak i Krzysztof Leon Dziemaszkiewicz). To oczywiście nie wyczerpuje bogactwa i różnorodności trójmiejskiego fenomenu teatru tańca, ale jest jakimś zaczynem do dłuższej wypowiedzi na temat zjawiska, które co roku o tej porze prezentuje rozliczenia konkursów grantowych. „fetish.wtf" powstał według konceptu Doroty Androsz (także reżyseria, na co dzień aktorka Teatru Wybrzeże) oraz wykonawczyń: Agnieszki Kamińskiej, Aleksandry Śliwińskiej i Katarzyny Pastuszak (liderka formacji). Autorką muzyki wykonywanej na żywo oraz czwartą wykonawczynią jest legendarna już Joanna Duda, ostatnio biorąca udział w najbardziej odlecianym projekcie kwartału, czyli „Chopinie ponaddźwiękowym".

Wtf, czyli rozszerzenie tytułu spektaklu, można rozumieć dwojako. Pierwsze, spokojne, to nazwa pliku gier, znanego graczom fetyszu pt. World of Warcraft. Znając jednak manifestacje artystyczne autorek, trudno je podejrzewać o udział w tej śmiesznej, męskiej, właściwie chłopięcej, grze. Znaczenie drugie, czyli „o co k... chodzi" (what a fuck), koresponduje z żywiołowością prezentacji i stosunkiem do rzeczywistości. „fetish.wtf" to performance z elementami tańca i ruchu. To paroksyzm, zwielokrotnienie absurdu życia, które w dzisiejszych realiach ma co najwyżej średni sens, tym bardziej, że większość awangardowych artystów programowo nie ma dzieci. Najprościej można powiedzieć, że fetysz to zastępnik realnego życia, amulet ludzi bez miłości, surogat uczuć prawdziwych czy uzależnienie. Dla mnie bardziej zapychacz, który pozwala przez jakiś czas nie myśleć o śmierci. Może być nim tak naprawdę wszystko, a najpopularniejsze to: religia, dzieci, seks-ciało, moda, zakupy, jedzenie i leki-narkotyki-alkohol – lista może się ciągnąć w nieskończoność, a kolejność jak najbardziej dowolna.

40-minutowa propozycja czterech performerek to ciąg scen ukazujących i komentujących fetysze. Artystki są bardzo świadome ciała i efektów scenicznych. Wiele rekwizytów dobranych jest celnie, ale największe zaciekawienie budzą rury i rurki, mi trochę przypominające bebechy mechanizmów zainstalowanych w domach w filmie „Brazil"- tam to dopiero były rury! Odkryciem osobnym jest nowa fryzura Joanny Dudy, której muzyka i opracowanie dźwiękowe były ozdobą spektaklu. Przez kilka pierwszych minut pianistka zakłada na swoje malownicze dready długie, białe, plastikowe rurki. W takiej fryzurze i z ogromną strzykawką napełnioną płynem niedwuznacznym oblewa niczym w pornograficznym filmie pozostałe wykonawczynie. Cieszy i nie dziwi otwarcie Doroty Androsz, która kolejny raz współpracuje z K.Pastuszak, J.Dudą i A.Kamińską (wcześniej „Ophelia 3"). Aktorka, która nieustająco szuka nowych wyzwań, konsekwentnie penetruje nieznane obszary i buduje jedną z najbardziej intrygujących biografii artystycznych w naszym regionie.

Off to poszukiwanie. Najważniejsze w nim to nie cel, ale droga. Off jest niezbędny dla higieny i właściwego funkcjonowania artystycznej biosfery. Spieszcie się szanować artystów offowych, tak mało ich dzisiaj... Jednak ostatecznie propozycja drużyny Katarzyny Pastuszak mnie rozczarowała. Sugerując się nazwą zespołu (ze starojapońskiego: heroiczne oddanie, bezwarunkowe poświęcenie) spodziewałem się z okazji jubileuszu X-lecia Teatru czegoś mocniejszego, większego, zachowując stylistykę, spodziewałem się pierd***a. Nazwa spektaklu i jego obudowa zapowiadały więcej, niż można było zobaczyć na scenie Żaka. Performance to nie dysertacja, ale nawet w tak skrótowej formie można było wycisnąć więcej w rzeczonym, bardzo atrakcyjnym scenicznie temacie.
Zabrakło mi też granatów, które wypatrzyłem na klipie zapowiadającym spektakl. To najbardziej zmysłowe ze stosunkowo łatwo dostępnych owoców. Cierpkie, złożone, twarde, bardzo (*...). Dawno nie miałem ich w palcach i trochę zatęskniłem.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
5 grudnia 2013
Teatry
Teatr Amareya

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...