Zabrakło nie tylko kwasorodu

"Tlen" - reż. Rudolf Zioło - Teatr Muzyczny w Gdyni

"Tlen" zamiast wybuchu reaktora atomowego młodzieńczości ma energię słuchowiska. Jest nadęty, koturnowy, pozbawiony dowcipu, który jest w spektaklach Wyrypajewa swoisty, podobnie jak osobiste poczucie humoru tego niezwykłego autora.

Rudolf Zioło

Etatowy reżyser Teatru Wybrzeże zdobył w trakcie ponad trzydziestoletniej kariery wiele nagród i uznania, ale ostatnio nie ma dobrej passy w macierzystym teatrze. Jego "Genialna epoka" wypadła już z repertuaru a "Dwóch w twoim domu" nie cieszy się wielkim powodzeniem. "Tlen" miał być nowym otwarciem, woltą, inscenizacją "na przełamanie". Wydawać by się mogło, że absolwent Wydziału Reżyserii Dramatu w leningradzkim Instytucie Teatru, Muzyki i Kinematografii, który wielokrotnie i z powodzeniem korzystał ze skarbnicy rosyjskiego dramatu, miał dobry pomysł na przełom. Tym bardziej, że tak pięknie odpowiedział zapytany znienacka o tlen. Rudolf Zioło, niczym na teście, szybko odpowiedział: kisłorod to wolność, oddech, miłość, sens, harmonia, norma, prawidło, perspektywa i tak dalej...

Wyrypajew

Rosyjski dramaturg i reżyser uchodzi za jednego z najwybitniejszych, żyjących dramaturgów polskich. Może, znając poziom współczesnego, polskiego dramatu, nie jest to sukces na poziomie zaliczenia Korony Himalajów i Karakorum, ale z pewnością Wyrypajew jest objawieniem w polskim teatrze. Jeszcze do tego ukradł nam Karolinę Gruszkę, choć podobno to ona sama się o to prosiła.

Autor "Euforii" jest postindustrialnym neoromantykiem. Przywraca zaufanie do słowa i opowieści, to wyjątkowy opowiadacz. Miesza skrajności, sięga do zakamarków ludzkiej psychiki, by przywracać uważność i skupienie na sprawach najważniejszych. "Tlen" to była kiedyś petarda, jego filmowa wersja wyróżnia się niespotykaną w naszych czasach cynicznych i tchórzliwych poetyckością i dynamiką. To utwór z rzędu tych, po których chce się biec, śpiewać, krzyczeć, wyznawać miłość albo moknąć z rozkoszą rozbudzoną wielkimi kroplami deszczu. Tlen, czyli po rosyjsku kisłorod, a kiedyś w polskim kwasoród, pozwala człowiekowi być wolnym, żyć pełnią życia. Gdy go zabraknie, człowiekiem zarządza absurd lub ciemne moce jak kto zabobonny lub wierzący.

Tlen to dużo więcej niż miłość, śmierć i Bóg, choć może być każdym z tych. Kisłorod jest potrzebny tylko wybrańcom, niespokojnym duchom, outsiderom, poszukiwaczom krętych ścieżek. Większość obchodzi się bez niego, więcej: większość po prostu nie wie, że jest jakiś kisłorod i brak tlenu im nie przeszkadza, bo dawno się utlenili poprzez ciąg zobowiązań, uspołecznień, poprawności.

Filmowy "Tlen"*, w atrakcyjnej wizualnie formie, próbuje rozwiązać zagadkę pochodzenia kisłoroda poprzez stawianie pytań zasadniczych. To współczesna, antypodyczna próba zdefiniowania po raz kolejny istoty człowieczeństwa. W jego nieskończonym okrucieństwie i nieograniczonym pięknie zarazem. "Tlen" jest matrycą, której odbitki mogą być kolejnymi świadectwami pokoleniowymi. Mogą, ale muszą być spełnione pewne warunki.

Playlista (6 filmów) "Tlen" w Teatrze Muzycznym w Gdyni

"Tlen" w Gdyni i w Gdańsku

Zioło nie przepisał i nie aktualizował tekstu, tylko w jednej ze scen słychać w tle trudne do rozpoznania fragmenty przemówień, prawdopodobnie Kaczyńskiego lub Macierewicza. Cała reszta "po bożemu". Słuchamy dziesięciu opowieści rozgrywających się kilkanaście lat temu w rosyjskiej rzeczywistości, kiedy symbolem seksu w Rosji była Anna Kurnikowa (tenisistka z krótką karierą, głównie celebrytka). Dwugłos bohaterów, Saszy (Karolina Gruszka) i Sanioka, znany z filmu*, zastąpiony jest wielogłosem. Ośmioro aktorów reprezentujących co najmniej dwa pokolenia gdyńskiej sceny, przedstawia, według zamysłu reżysera, głos młodego pokolenia. Polskiego, rosyjskiego czy uniwersalnego? 10 scen z zapowiedzią w wykonaniu DJ-a. 10 scen jak 10 przykazań. Po kolei, jak w oryginale Wyrypajewa. O upadku wartości, o braku Boga, o absurdzie i okrucieństwie życia, o granicach człowieczeństwa.

Aktorzy, z reguły w duetach, nie śpiewają, tylko co najwyżej melorecytują do widowni teksty śpiewane w filmie przez Saszę i Sanioka. Gdy tego nie czynią, siedzą w dwóch rzędach foteli teatralnych umieszczonych w głębi sceny. Widzimy tylko zarysy sylwetek. Scenografię stanowią dodatkowo: kilka starych foteli i stołów, ściana złożona z dużych modułów, małe podwyższenie dla DJ-a, dodatkowe rzędy foteli teatralnych. Jeśli uznamy scenografię za ważny i świadomy element polifonicznego dzieła teatralnego, to scenografii nie ma. Nie ma też dramaturga, nie ma odpowiedzialnego za ruch sceniczny, prawie nie ma reżyserii świateł. Nie ma zapowiadanego hip hopu ani rapu, nie ma oryginalnej muzyki. Nie ma prowadzenia aktorów, nie ma pomysłów, nie ma reżyserii. Nie ma tlenu.

W 2005 roku "Tlen" w Teatrze Wybrzeże wyreżyserowała Agnieszka Olsten. Przekazy mówią o sukcesie gdańskiej inscenizacji.

Po taniości

Widzowie przyzwyczajeni do gdyńskich blockbusterów, których koszt produkcji idzie w miliony, będą zaskoczeni pierwszą inscenizacją roku jubileuszowego (Muzyk obchodzi w tym roku 60-lecie). Na liście realizatorów widnieją tylko trzy nazwiska. Muzykę znalazł w internecie gościnnie występujący w "Tlenie" Patryk Szwichtenberg. Jak powiedział sceniczny DJ (to jeden z jaśniejszych punktów całości), chodziło o muzykę mniej znaną, przez to tanią. Za skromną scenografię i kostiumy odpowiedzialny jest Andrzej Witkowski.

Ostentacyjna nieatrakcyjność sceniczna "Tlenu" to nie szlachetny minimalizm, ale brak pomysłów. Nie wystarczy wziąć świetnych aktorów i zastosować w stosunku do nich polską myśl szkoleniową (trener rzuca zawodnikom piłkę i mówi: Grajcie, k" - to z "Być jak Kazimierz Deyna"). Nawet tak uzdolnieni aktorzy jak Renia Gosławska, Katarzyna Wojasińska i Mateusz Deskiewicz potrzebują zderzenia z koncepcją reżysera, nie wystarcza improwizacja.

Nowa Scena Teatru Muzycznego to trzecia, co do wielkości, scena w Trójmieście (+ 300 miejsc). Daje duże możliwości, kiedy Duża Scena była w przebudowie, Nowa dźwigała całą odpowiedzialność za teatr. Zasługuje na godne, pod każdym względem, widowiska (choćby "Kumernis"!), nie powinna być traktowana bez należnego namysłu przed wyborem tytułu i reżysera.

Teatr Muzyczny Wybrzeże

To już piąta realizacja w Teatrze Muzycznym w Gdyni podpisana przez osoby związane z Teatrem Wybrzeże. Dwa razy inscenizował Adam Nalepa, który wprawdzie nie należy do wąskiego kręgu rodziny wybrzeżowej, ale jest kojarzony z Teatrem Wybrzeże, gdzie osiągał swe największe sukcesy. Dorota Kolak, Igor Michalski i Rudolf Zioło to już najbardziej wewnętrzny krąg, nie ma bliżej rdzenia. Szanuję Teatr Wybrzeże, to przecież jedyny teatr dramatyczny w województwie, który prezentuje poziom ogólnopolski, ale trochę mnie zaczyna niepokoić pełzająca monopolizacja. Teatr Wybrzeże będzie już niedługo dysponować 6 scenami macierzystymi (w tym Letnia w Pruszczu Gdańskim), do tego realizacje w Muzycznym oraz Szekspirowskim. Przy tak niewielkiej ilości teatrów potrzebujemy większej konkurencji, jedna estetyka, choćby najlepsza, nie rozwinie artystycznie i wszechstronnie teatru na Pomorzu.

Doświadczenia reżyserów "dramatycznych" w teatrze muzycznym często kończą się niepowodzeniem. Wynika to po prostu z braku znajomości rzeczy. Teatr muzyczny to nie teatr łatwiejszy, gorszy, jedynie rozrywkowy jak sądzi wielu, ale inny, operujący bardzo odmienną emocjonalnością, dramaturgią, znakiem i tak dalej, kończąc na synergicznym połączeniu wszystkich elementów, którym przewodzi muzyczność (to też pojęcie zasługujące na długie rozwinięcie). Nie trzeba go na siłę uszlachetniać, trzeba tylko dobrze dobrać realizatorów. Reżyserii teatru muzycznego nie uczy żadna szacowna akademia, podobnie jak kategoryzowania tego gatunku. Co roku przeglądam z, delikatnie mówiąc, rozbawieniem, ranking prestiżowego miesięcznika "Teatr". Zapraszani do niego są według półtowarzyskiego klucza obserwatorzy życia teatralnego w Polsce. Co roku bawią mnie teatrowe typy w gatunku teatru muzycznego ("Notre Dame de Paris" jako najlepszy spektakl roku!), smucą mnie braki typów w offie i teatrze dla dzieci. Polska krytyka, ta salonowo-akademicko-oficjalna, to tak naprawdę krytyka literacka, pozbawiona wiedzy i umiejętności w ocenianiu zjawisk spoza głównego nurtu, niesprawiedliwie, koniunkturalnie nierzadko rangująca wydarzenia artystyczne. Nieznajomość, więcej: zamknięcie na poznanie gatunku, jest powodem wielu porażek artystycznych, ale "Tlen" Rudolfa Zioły to po prostu klęska.

"Tlen" zamiast wybuchu reaktora atomowego młodzieńczości ma energię słuchowiska. Jest nadęty, koturnowy, pozbawiony dowcipu, który jest w spektaklach Wyrypajewa swoisty, podobnie jak osobiste poczucie humoru tego niezwykłego autora.

Zioło nie czuje ducha opowieści, prezentuje jakieś fantazmaty na temat młodości. Nie chodzi o ageizm, bo przecież wciąż są aktywni Stonesi i ciągle żyje (jak to możliwe?) Iggy Pop a r'n'r jest bezwiekowy, podobnie jak kisłorod. To po prostu brak czucia, podobnie jak u Wajdy w "Pannie Nikt" według Tomka Tryzny.

Po spektaklu pogrążyłem się w głębokim smutku. Żal mi w kategoriach czysto ludzkich reżysera, który zapowiadał woltę, co miało znaczyć powrót do formy, ogromną kroplówkę z kisłoroda. Przytoczone argumenty nie wyczerpują listy zastrzeżeń, ale nie chcę się już znęcać i tylko ostatecznie stwierdzę, że gdyński "Tlen" to najgorszy spektakl, jaki widziałem w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pewnie znajdzie amatorów, wszak każda oferta znajduje odbiorców, może załapie się niedzielka i autobusy, ale tym razem muszą to być właściciele franciszkańskiej wręcz empatii. Biorąc poprawkę na drugie granie (a tak BTW - nie powinno się grać drugi raz następnego dnia po premierze!), szczerze współczuję aktorom, którzy nie dostali szansy. Mimo to do mojego napęczniałego notesu talentów Muzyka dopisałem po wczorajszej prezentacji Sylwię Wąsik, która grała trochę Chylińską, ale nie przeszkadzało to w stwierdzeniu, że rośnie nam kolejna osobowość. Katarzyna Wojasińska potwierdziła, że z roli na rolę rozwija się wszechstronnie a reżyserzy na szczęście nie obsadzają jej już po warunkach i dostrzegają wielkie możliwości w niej drzemiące. Na osobne wyróżnienie zasługuje kapitalnie pomyślany program do spektaklu i zabawna maszyna wyeksponowana przed wejściem do teatru.

*Odwołuję się do filmowego "Tlenu" nie dlatego, że uważam, że spektakl teatralny powinien się do niego odnosić czy naśladować, ale przywołuję pamięć zdarzenia i polecam to Czytelnikom.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
9 lutego 2018

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia