Zachwyt dziecięcej widowni

Porwanie Baltazara Gąbki czyli Smok & Roll - reż. Lech Walicki - Teatr Groteska

Po spektaklu w Grotesce krytyk trochę marudził. Widząc radość dzieci, jednak zmienił zdanie. Nie jestem pewien, czy "Porwanie Baltazara Gąbki" należy jeszcze do żelaznego kanonu kultowych dziecięcych lektur. W każdym razie dla mojego pokolenia saga Stanisława Pagaczewskiego, opowiadająca o zwariowanych przygodach Króla Kraka, Smoka Wawelskiego, kucharza Bartłomieja "mamma mia" Bartoliniego czy Szpiega z Krainy Deszczowców, kojarzy się z tym, co najlepsze w literaturze dla dzieci.

Szkoda więc, że spektakl Lecha Walickiego w Teatrze Groteska  jedynie w minimalnym stopniu czerpie z pierwowzoru. Reżyser, przypominając staroświeckich bohaterów Pagaczewskiego, upodobnił ich do postaci znanych ze współczesnych kreskówek. Sukces jest połowiczny. Pagaczewski miał talent do wymyślania niezwykłych imion i nazw: w "Misji profesora Gąbki" pojawiał się usypiający stado dinozaurów pustelnik Rufinus, redaktor Mikrofoniusz Tranzystorek, król Nasturcji Debiliusz Rudobrody, wreszcie Rakakon, syn Karakakona, wnuk Kakarakona... Czy coś z podobnej, surrealistycznej gry słownej, przypominającej nieco humor "Monty Pythona" w wersji złagodzonej, przedostało się do spektaklu w "Grotesce"? Jednak niewiele. Kraina Deszczowców jest sucha i sterylna. Cynamonia, Słonecja czy Kraj Gburowatego Hipopotama są jedynie dekoracją literacką, nieznajdującą atrakcyjnego odpowiednika w scenografii.

Smok Wawelski (Lech Walicki) jest grzecznym hippisem ubranym w starannie odprasowaną koszulę w kwiaty, Salamandrus (Włodzimierz Jasiński) to pomieszanie ufoludka z krasnoludkiem, zaś Baltazar Gąbka (Franciszek Muła) przypomina roztargnionego profesora ASP z biretem na siwej, rozwianej czuprynie.

Treść mniej więcej zgadza się z oryginałem. Profesor zostaje uprowadzony do Krainy Deszczowców, rock\'n\'rollowy Smok Wawelski, w asyście Bartoliniego i Kojota, nie ustają w poszukiwaniach, a dziewczęta w futurystycznych kostiumach popisują się dosyć tandetnymi układami tanecznymi.

Historia nie jest jednak ani szczególnie zajmująca, ani czytelna. Siłą spektaklu Walickiego są natomiast animacje autorstwa Małgorzaty Zwolińskiej i Emilii Lany, wzorowane na "Żółtej łodzi podwodnej" Beatlesów i inteligentnie kontrapunktujące przebieg fabuły. Świetnie sprawdziły się również piosenki. Popularny temat muzyczny autorstwa Tadeusza Kocyby z animowanego serialu o Baltazarze Gąbce pojawia się w tylko raz, natomiast hity Doorsów, Pink Floydów, The Rolling Stones, Elvisa Presleya czy Luisa Armstronga, przypomniane w nowych wersjach, z dowcipnymi tekstami, stają się nieoczekiwanie główną atrakcją przedstawienia.Dla dzieciaków (osiemdziesiąt procent widowni) oldskulowe standardy są odtrutką na fałsz popkultury, dla starszaków (dwadzieścia procent) sentymentalną podróżą do krainy prywatnych, nie tylko muzycznych, deszczowców.

Trochę wybrzydzam, szukam dziury w całym, ale przecież w przedstawieniach takich jak "Porwanie Baltazara Gąbki" liczy się nie tylko recenzencki obiektywizm. Na "Smok & roll" wybrałem się do "Groteski" kilka dni temu. Salę wypełniała dziecięca widownia. To byli przede wszystkim uczniowie ze szkół integracyjnych.

Mimo wózków inwalidzkich reagowali żywiołowo, pokrzykując z entuzjazmem w sobie tylko wiadomych momentach. Kiedy oglądając spektakl, przyglądałem się zachwyconym, szczęśliwym twarzom tych chłopców i dziewczynek, patrzyłem na ich rączki mimowolnie układające się do braw, pomyślałem, że krytyk naprawdę nie ma tutaj niczego do dodania. Radość tych dzieciaków to najwspanialszy prezent dla twórców. Teatr zwyciężył.

Łukasz Maciejewski
Polska Gazeta Krakowska
20 października 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...