Zaczarowany świat

Dziecięca scena w Toruniu

"Zaczarowany Świat" jest jedynym w Polsce i Europie teatrem, który ma przystosowaną dla małych widownię i od początku istnienia, od 1950 r., przygotowuje spektakle dla dzieci w wieku przedszkolnym. Na naszej widowni są one oddzielone od dorosłych; nikt im nie zasłania. Scena jest blisko dziecka - mówi Emilia Betlejewska, szefowa toruńskiego Teatru Lalek "Zaczarowany Świat".

Teatr dla dzieci Zaczarowany Świat został założony w 1950 roku przez Janinę Awgulową, pedagożkę podchodzącą z Wilna, a po wojnie przesiedloną do Torunia. Należała do szeregów AK i prowadziła tajne nauczanie. Gestapo i SS wydały na nią wyrok śmierci. Dzieci z sąsiedztwa ostrzegły ją o zbliżających się do jej domu Niemcach. Uciekła do lasu. Przeżyła. Po wojnie swoją pracą dla dzieci chciała im podziękować za ocalenie życia. Odwiedzała toruńskie szpitale, by czytać bajki małym pacjentom, na ich potrzeby oddawała krew. Do 1948 roku pracowała w toruńskim oddziale Polskiego Radia, prowadząc autorską audycję. Stworzonym przez siebie teatrem zajmowała się do 1990 roku.

O tym, czym różni się dzisiejsze dziecko od malca z lat 60. i o tym, jak polski teatr odbierany jest za granicą, rozmawiamy z Emilią Betlejewska, szefową toruńskiego teatru dla dzieci Zaczarowany Świat.

Co teatr daje najmłodszym widzom?

- Kształtuje ich wyobraźnię i otwiera na wartości sztuki wysokiej: na plastykę, muzykę, słowo. Tutaj te dziedziny się łączą, a wszystkie rozwijają osobowość i wrażliwość. Mali widzowie nasiąkają w teatrze potrzebą uczestniczenia w życiu kulturalnym. I o to chodzi, bo bez sztuki ludzie przestają rozumieć świat i są ograbiani z tego, co wewnętrzne.

Ale jak udaje się zainteresować przedszkolaka sztuką?

- Nasz teatr jest dużo bardziej wartościowy, jeśli gramy w swojej siedzibie: gdzie jest scena, kurtyna, reflektory, krzesełka w kształcie zwierząt, które tworzą niepowtarzalny klimat. Zaczarowany Świat jest jedynym w Polsce i Europie teatrem, który ma przystosowaną dla małych widownię i od początku istnienia, od 1950 r., przygotowuje spektakle dla dzieci w wieku przedszkolnym. Na naszej widowni są one oddzielone od dorosłych; nikt im nie zasłania. Scena jest blisko dziecka; następuje intymny kontakt ze sztuką. Mamy 120 miejsc; sala jest kameralna. Dziecko przychodzi ze swoją grupą, zna innych widzów, czuje się więc bezpiecznie. Ważne, żeby przedstawienia dla najmłodszych miały cechy pozwalające na łagodne wprowadzenie ich w świat teatru. Wielu naszych widzów u nas pierwszy raz poznaje język teatru. I oby tak było. Potem ten, kto kiedyś nas oglądał, trafia tu jako aktor i gra dla nowych pokoleń. Spektakle przygotowywane z myślą o małych widzach nie są hałaśliwe, nie ma w nich agresji. Sami robimy też lalki, wiemy, jakie powinny być, żeby najmłodsi się ich nie wystraszyli. Opowiadamy klasyczne baśnie i pisane przeze mnie teksty, mówiące o miejscu dziecka we współczesnym świecie.

Dziecko to wymagający widz?

- Przede wszystkim dziecko nie jest wyrobione artystycznie, a tym bardziej teatralnie. To dorośli muszą najbardziej od siebie wymagać, gdy przygotowują przedstawienie dla dzieci. Przedszkolak nie odróżnia tego, co wartościowe od tego, co bezwartościowe. Wystarczy, że pokaże się mu, że coś się przewróciło, błysnęło, spadło, a już będzie zachwycony. To my powinniśmy pokazywać maluchom świat wartości, by w przyszłości nie sięgnęły po kicz.

Kiedy przejęła Pani teatr, zaczęły się zmiany. Kukiełki łączyły się z żywym planem, teatrem cieni, ale to wciąż teatr lalkowy, dlaczego?

- Dziecko identyfikuje się z bohaterem lalkowym po prostu dlatego, że kukiełka jest mała. To nie kolejny duży człowiek. Poprzez lalkę można też pokazać więcej niż w żywym planie. Ale ciągle sięgamy do mieszanych technik teatralnych. Wydaje mi się, że pani Awgulową poprosiła mnie o szefowanie teatrowi, dlatego, że najbardziej kłóciłam się z nią o to, jak on ma wyglądać. Bywało, że trzaskałam drzwiami, mówiąc, że jeśli aktor nie wyjdzie zza parawanu, to ja przestanę pracować. Tak zaczęłam przełamywać klasyczny Zaczarowany Świat. Potrzebowaliśmy zmian choćby dlatego, że dzisiejsze dziecko różni się nieco od przedszkolaka z lat. 60. czy 70. Dziś musimy je intensywniej interesować tym, co dzieje się na scenie. Nasze spektakle trwają około 40 minut, a uwaga malca skupia się przez 20 min. Aktor musi więc działać dynamicznie. Najlepiej sprawdzają się spektakle z małą liczbą słów.

W tym sezonie pani tworzą prawie same kobiety. Dlaczego?

- Przypadkiem. Nasz zespół wymienia się co 3-4 lata. Jestem przede wszystkim belfrem, biorę młodych aktorów, absolwentów mojego Studium, pod skrzydła i kiedy przekażę im już to, co mogę, a oni zechcą poznać pracę w innym teatrze, szukam nowych osób i impulsów. Małe dzieci mają większą styczność z kobietami, w domu i przedszkolu. Mężczyzna jest więc dla nich interesujący przez sam fakt, że jest mężczyzną. Czasem jednak maluchy trochę boją się panów, ale skrzywdziłabym mężczyzn, gdybym powiedziała, że to kwestia płci, raczej wewnętrznej energii i radości każdego z nas.

Teatr, zwłaszcza ten dla dorosłych, wywozi Pani za granicę.

- W Fundacji Pro Theatro pracuję z amatorami (młodzieżą, dorosłymi i seniorami), wokół spektaklu skupiamy kilkadziesiąt osób, więc wyzwaniem jest już sama logistyka. Robimy teatr eksperymentalny dla dorosłych razem z profesjonalistami. Fundacja, dzięki finansom z Urzędu Marszałkowskiego i miejskiej kasy, gra też za granicą. Budzimy zainteresowanie, bo w sztukach dla dorosłych wykorzystujemy lalki, maski i teatr cieni. Poznajemy też nowe techniki. Niedawno w tureckim Ordu widzieliśmy hinduski spektakl ruchu. Aktorzy opowiedzieli w nim o ostatnim tygrysie bengalskim, o tym, że człowiek kiedyś zabijał, by przeżyć, teraz, żeby zarobić. Na festiwalu w Istambule irański teatr pokazał sztukę o miłości. Przedstawienia osadzone w obcej kulturze są zrozumiałe, bo teatr jest ponad językami i podziałami. My w ostatnich latach pokazywaliśmy za granicą historię o zderzeniu wartości materialnych z duchowymi, sztukę o początkach miłości, wykorzystując poezję Poświatowskiej i Różewicza, a dzieciom - spektakl bez słów. Maluchy z zagranicy śmiały się w tych samych momentach co polskie dzieci.

"Dziecięca scena" Dorota Witt
Nowości nr 246/20.10.
23 października 2012
Portrety
Rubi Briden

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...