Żądza pieniądza

"Ziemia obiecana" - reż. Jan Klata - Teatr Polski we Wrocławiu

"Ziemia obiecana" w reżyserii Jana Klaty jest przypowieścią o żądzy, przedstawionej w poetyce nadmiaru. Z tekstem Reymonta poczyna się tu dość swobodnie, powieść mocno osadzona w realiach wielokulturowej i wieloklasowej Łodzi staje się pretekstem do przedstawienia historii młodych, bardzo współczesnych finansistów. A może raczej - należałoby rzec - cynicznych biznesmenów

Całość akcji rozgrywa się na scenie przypominającej podrzędny lokal z czasów Ala Capone\'a : mamy tu przezroczyste stoliki i krzesła, stoły bilardowe, w tle zaś barowy blat ze stalowymi rurami, na których wić się będą trzy kobiece bohaterki. Przy stolikach zasiadają eleganccy mężczyźni z zabawnie archaicznymi laptopami, prowadzą nieustające finansowe gry i nie zawsze uczciwe interesy. Łączy ich jednak wspólnota pragnienia zysku, co symbolizuje umieszczony w tle neon „greed is good”. Zmiany czasu i przestrzeni rozwiązano, przenosząc je częściowo w rzeczywistość wirtualną (Muller pokazuje Borowieckiemu swój pałac na ekranie komputera; wszystkie transakcje przeprowadza się jednym kliknięciem).

Główni bohaterowie spektaklu, Borowiecki (Bartosz Porczyk), Welt (Michał Majnicz) i Baum (Jakub Giel) przyjmują pozę zuchwałych rekinów biznesu, a równocześnie płaszczą się przed każdym, kto może im udzielić pożyczki (szczególnie komicznie wypadają w scenie, w której niczym głodne pisklęta wołają do Zuckera: „daj kredyt!”). Mężczyźni robią interesy, biorą narkotyki i wykorzystują kobiety – rysunek tych postaci do złudzenia przypomina bohaterów filmów Wall Street  Olivera Stone\'a czy American psycho Mary Harron. Na scenie jawi się typowo męski świat, w którym kobieta sprowadzona jest do pozycji obiektu pożądania.

W relacjach z kobietami skomplikowanie uwikłany jest zwłaszcza Borowiecki, romansujący z dojrzałą Lucy Zucker (Ewa Skibińska), zaręczony z Anką (Paulina Chapko), uwielbiany przez Madę (Anna Ilczuk). W intrygujący sposób ukazano sceny miłosne Karola i Lucy – między kochankami prawie nie dochodzi do fizycznego kontaktu, bohaterowie siedzą za oddalonymi od siebie perkusjami lub wykonują szaleńcze podrygi na przezroczystych krzesłach. Seksualne aluzje pojawiające się obficie w całym spektaklu ocierają się jednak niekiedy o granice kiczu (w jednej ze scen Karol pojawia się w kostiumie goryla; w innej jego akt miłosny z Anką ma imitować grę w bilard). Kobiety ubrane są zresztą bardzo skąpo (gorsety i kabaretki) – w męskim świecie pełnią funkcję wyłącznie estetyczną. Ich rozpacz i emocjonalne bankructwo zostało świetnie ukazane w finałowej scenie – podczas gdy mężczyźni upijają się szampanem i bełkoczą w pijanym widzie, Anka i Mada siedzą nieruchomo niczym lalki na krzesłach, Lucy zaś miota się między stolikami w białym futrze do dźwięków mechanicznie zniekształconej piosenki Whitney Houston I will always love you. Liryczny obraz miłości, skrępowanej konwenansem ujawnia się w scenie nawiązującej do spektaklu Piny Bausch Cafe Muller (Muller uporczywie zmienia pozycje ciała przytulonych do siebie Karola i Mady – aż do momentu, gdy oboje „nauczą” się jego ruchów i sami zaczną je mechanicznie powtarzać).

Spektakl przemawia do widza pojedynczymi scenami, oddzielonymi niekiedy motywem ściemnienia. Mamy w nim sceny aktorsko znakomite, jak choćby rozmowa Welta z Mullerem o pieniądzach (świetny duet: emocjonalnie rozgorączkowany Michał Majnicz i bełkoczący z cygarem w ustach Wiesław Cichy) czy spotkania Karola z Anką i Madą (Bartosz Porczyk jak zawsze poprawny i z nienaganną dykcją potrafi chwilami wydobyć z siebie uczuciowy ogień; Paulina Chapko urzeka delikatnością i wrażliwością, Anna Ilczuk – skandującym tonem z pogranicza szaleństwa). Wśród bohaterów drugiego planu zwracają uwagę przede wszystkim Wojciech Ziemiański w roli Zuckera i Zdzisław Kuźniar w roli starego Borowieckiego i Bucholca. Do spektaklu wprowadzono też rozwiązania musicalowe: kilkakrotnie tok akcji przerywają zbiorowe wykonania piosenek (w tym m.in. brawurowe „Money, money” zespołu Abba).

Jako całość przedstawienie momentami razi nadmiarem środków wyrazu i technicznymi fajerwerkami (jak palenie anonimów Bucholca czy wprowadzenie postaci Bum-Buma płonącego w finale). Na scenie dużo się dzieje – chwilami nie wiadomo, na czym skupić uwagę (choćby w momencie rozmowy Karola z Madą, podczas której w tle pląsają Baum i Anka, automatycznie obniżając ton powagi ich konwersacji). Przestrzeń wykorzystywana jest do granic możliwości, równocześnie oglądamy zdarzenia z pierwszego i drugiego planu.

Ziemia obiecana broni się przede wszystkim aktorstwem, które błyszczy na tle formalnego przekombinowania. Ma bowiem znakomite momenty, dla których warto zobaczyć całość. Kompozycji jesteśmy w stanie wiele wybaczyć dzięki wciągającej historii bohaterów. Historii o żądzy – nie tylko pieniądza.

Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
29 czerwca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia