Zagrali śpiewająco
"Pinokio" - reż: Konrad Dworakowsk - Teatr Lalki i Aktora "Pinokio" w ŁodziZaczęło się całkiem niewinnie. Ubogi rzemieślnik wystrugał z drewna niesfornego chłopca, którego usynowił, po czym... - w tym miejscu dobrze znana historia autorstwa Carlo Collodiego zmienia się w wizualną zabawę z widzem, która w fascynujący sposób opowiada o tym, co dzieje się z dziećmi, które gardzą edukacją i rodzicielskimi radami. Forma spektaklu jest niezwykle atrakcyjna, a to za sprawą zaskakujących zabiegów inscenizacyjnych.
Pierwsza scena spektaklu rozgrywa się w pracowni stolarza Geppetto (Krzysztof Ciesielski). W piecu błyskają języki ognia (szybko poruszające się dłonie aktorów ubrane w czerwone długie rękawiczki), a ubogi rzemieślnik wykańcza swoje najnowsze dzieło - drewnianego pajaca, którego zamówił u niego antypatyczny czteroręki Dyrektor Teatru Marionetek (Włodzimierz Twardowski). Całość grana jest w żywym planie, jedynie Pinokio to drewniana marionetka niewielkich rozmiarów. Geppetto sprzedaje piec, aby kupić swojemu podopiecznemu elementarz i wysłać go do szkoły, przed czym krnąbrny pajacyk broni się rękami i nogami („lenistwo, zabawa i włóczęga” - oto czego chce tytułowy bohater), a więc wszystko toczy się wedle dobrze znanego scenariusza. Do momentu, kiedy przedstawienie zostaje przerwane przez rozwścieczonego widza, który wpada na scenę i strofuje aktorów. Na salę wkraczają policjanci, którzy starają się wyprowadzić mężczyznę zakłócającego spektakl. Ostatecznie wraca on na scenę i deklaruje, że nie zgadza się na taką wersję opowieści o drewnianym pajacyku i że opowie, jak to było naprawdę. W tym momencie przedstawienie wkracza w nową fazę - to, co oglądaliśmy do tej pory okazało się być zwykłą „zmyłką”, twórcy zadrwili sobie z naszych przyzwyczajeń i postanowili z nimi walczyć.
Znajdująca się z tyłu sceny kurtyna opada, a naszym oczom ukazuje się zespół muzyczny stojący się na bardzo wysokim podeście, którego przednią ścianę stanowią kolorowe prostokąty. Mężczyźni zaczynają grać (perkusja, piano, gitara i gitara basowa) i śpiewać (fenomenalny Olek Różanek), czym porywają publiczność. Widz, który przerwał przedstawienie (Mariusz Olbiński), niespodziewanie wciela się w rolę Pinokia - gra go w żywym planie, ale animuje także sporych rozmiarów lalkę-Pinokia. Daje to ciekawy efekt, podwojenie podkreśla dwoistą naturę bohatera, pomaga w unaocznieniu rozmów, jakie pajacyk odbywa z samym sobą. Historia toczy się dalej, jednak co chwilę przerywają ją dynamizujące spektakl doskonale zaśpiewane piosenki komentujące akcję. Grający na żywo zespół wprowadza do spektaklu niesamowitą energię, stanowiąc tym samym najciekawszy element przedstawienia, jego wielki atut. Zresztą nie jedyny.
Sporym urozmaiceniem formalnym są projekcje, wideoscenografie wyświetlane na małych kwadratowych ekranikach, które stanowią ilustrację dla wypowiadanych słów oraz tekstów piosenek - ekraniki różnej wielkości wnoszą na scenę aktorzy, są one zatem ruchome, usytuowane na różnych wysokościach. Kiedy zespół wykonuje utwór dotyczący przemiany drewnianego pajacyka w chłopca, na ekraniki najpierw projektowane są części ciała składające się z drewna, a następnie ludzkie oczy i usta. Jest to rodzaj pisma obrazkowego, które pomaga małemu widzowi przyswoić tekst oraz pomóc w zapamiętaniu wydarzeń. Rozwiązanie wyraźnie się sprawdza, budzi zainteresowanie odbiorców, niekoniecznie najmłodszych.
Przedstawienie zagrane w łódzkim Teatrze Lalki i Aktora „Pinokio” spełnia wszystkie warunki doskonałej inscenizacji. Treści o charakterze edukacyjnym zostały zaprezentowane w sposób niebanalny, daleki od nudnego dydaktyzmu. Jednocześnie głębokie przesłanie nie zagubiło się wśród ciekawych rozwiązań wizualnych, które pomagają jedynie w przyswojeniu treści, nie rozpraszając uwagi dziecka, przeciwnie - podkreślając to, co istotne. Taki spektakl powinien brać za wzór każdy teatr lalkowy.