Zagubiona Pasażerka
"Pasażerka" - reż: Natalia Korczakowska - Wrocławski Teatr WspółczesnyNajpierw (1962 rok) była poruszająca powieść więźniarki obozów koncentracyjnych Zofii Posmycz, później (1963 rok) jej znakomita ekranizacja w reżyserii Andrzeja Munka. Dziś (2009 rok) "Pasażerką" zajęła się artystka młodego pokolenia - Natalia Korczakowska.
Cóż, kiedy rozbuchane nadzieje (książka, film) artysta w ciągu dwóch godzin zamieniła w wielkie rozczarowanie. Opuszczając "Współczesny" inni widzowie także nie ukrywali swojego rozgoryczenia. I chyba wszyscy zadawaliśmy sobie pytanie jak to się stało, że tak dobry literacki pierwowzór nie znalazł odbicia we wrocławskiej inscenizacji. Przede wszystkim ze sceny wieje emocjonalnym chłodem. Czytając książkę, czy oglądając film czujemy jak krew szybciej płynie nam w żyłach. Tu - jesteśmy rażeni nudą. Z każdą minutą relacje między ofiarą a katem stają się nam obojętne. Natalia Korczakowska ograniczyła miejsce wydarzeń do okrętu, który płynie z Europy do Ameryki. Na jego pokładzie podróżuje niemieckie małżeństwo Lizy (Agnieszka Podsiadlik) i Waltera (Jerzy Senator). W jednym z portów na statek wsiada kobieta, która przypomina Lizie więźniarkę z Auschwitz. Niemce służącej w formacjach SS natychmiast nasilają się wspomnienia. Nie może uwolnić się od refleksji, dylematów i wyrzutów sumienia. Sytuację jeszcze bardziej komplikuje Walter, który o przeszłości żony nic nie wiedział.
On zatem również (żołnierz Wermachtu, który nic do zarzucenia sobie nie ma) musi poukładać się z historią swojej partnerki. Reżyserka tak iskrzącą problematykę nie wiedzieć czemu wygasza. Występujące postacie są niczym woskowe, zupełnie pozbawione ludzkich uczuć. Najbardziej skrajnym przykładem jest ofiara Lizy - Marta (Maria Czykwin), która wyłącznie snuje się po scenie. Spektaklu nie ratują nawet próby obozowych retrospekcji. Widzowie ożywiają się jedynie, gdy bierze w nich udział tresowany owczarek niemiecki. Skoro mowa o uczestnikach inscenizacji to w "Pasażerce" niestety nie mamy do czynienia z wyjątkowym aktorstwem. No może na tle pozostałych najkorzystniej wypadł Piotr Łukaszczyk. Jednym słowem pomysł Korczakowskiej na uwspółcześnienie i uogólnienie totalitaryzmu i przemocy zupełnie nie wypalił. Taka sytuacja jest o tyle zaskakująca, że reżyserkę pamiętamy ze "Smyczy" czy "Elektry". Jedyne co w tej sytuacji możemy zrobić, to jak najszybciej zapomnieć o "Pasażerce" i czekać na kolejną propozycję reżyserki.