Zalęgły mi się w brzuchu żaby
Rzecz dzieje się teraz, każdego dnia.Codziennie ktoś popełnia błędy, ktoś kogoś rani, poszukuje miłości lub nie chce jej przyjąć. I ostatecznie odczuwa żal na łożu śmierci, próbuje naprawić krzywdy lub chociaż przeprosić i uzyskać przebaczenie. Każdy z nas bywa sprawcą i ofiarą, i wciąż szuka, szuka, szuka...
Zaczyna się niezwykle baśniowo i zabawnie. Wychodzące z dziury w ziemi żaby bawią się ze sobą, zaczepiają widzów. Mamy wrażenie, że jesteśmy w cyrku, a scenografia pokazująca zmieniające się pory dnia wygląda, jak wykonana przez dziecko. Jak się wkrótce okaże ma ona odniesienie w dziecięcym świecie. Gdy z żab wychodzą ludzie, a aktorzy porzucają swoje kostiumy, otwiera się przed nami bogaty świat przestrzeni, dźwięków i warstw. Poznajemy bohaterów obserwując ich relacje z rodzicami, wchodząc im do łózka, a nawet do łoża śmierci. Wątki przeplatają się ze sobą na tylu płaszczyznach, że można się na chwilę zgubić. Jednak, co zaskakujące, pomimo niesamowitego tempa i przenikających się płaszczyzn, widz dość łatwo się w tym zgiełku odnajduje. Spektakl trwa długo, zwłaszcza jego pierwsza część, ale dzięki świetnej reżyserii nie gubimy rytmu i nie powinniśmy się nudzić. Jak to mówi pan Szczepan Jaszczur (Wiesław Cichy): „Może ciężko w to uwierzyć, ale to nie wszystko, co dla państwa przygotowaliśmy."
Krzysztof Skonieczny znany jest przede wszystkim z realizacji serialu „Ślepnąc od świateł", który to stylistyką przypomina teatr, jest bardzo oryginalny na tle innych polskich seriali. W „Magnolii" widzimy podobną manierę: ciemność, gąszcz roślin, wątków, relacji. W odbiorze bardzo pomaga krążąca po scenie kamera pokazująca detale, które możemy oglądać na ekranach. Czasem jest ona tylko niewidzialnym obserwatorem, innym razem kamerą telewizyjną, przed którą prowadzony jest wywiad. Nastrój co chwilę się zmienia, dzięki czemu trudne tematy mogą wybrzmieć w sposób prosty, życiowy, a nie patetyczny.
Aktorzy zbudowali swoje postaci skrupulatnie – każdy jest inny, ma swój sposób mówienia, poruszania się, swój charakter i temperament. I tak na przykład wątek miłosny między Klaudią, a Januarym kompletnie nas oczarowuje, ponieważ tych dwoje na pierwszy rzut oka zupełnie do siebie nie pasuje. On porządny i prawy funkcjonariusz (w tej roli Piotr Łukaszczyk) i ona – nieskrępowana, prowadząca głośne życie młoda dziewczyna (tu Paulina Wosik) – są para tak niedobraną, że aż chwytają za serce. January okazuje się jednak nie być takim ideałem, za jakiego go bierzemy. Klaudia także ma swój sekret, niezałatwioną sprawę z ojcem, którego nie chce znać. Natomiast Szczepan Jaszczur, ojciec dziewczyny wydaje się być człowiekiem sukcesu. Prowadzi w telewizji znany program dla dzieci. U jego boku stoi wierna i wspierająca Róża, która znosi humory męża ze stoickim spokojem. Ewelina Paszke-Lowitzsch elektryzuje swoją kreacją. Róża jest mocno stojącą na ziemi damą, ma klasę i trafne spostrzeżenia. W show, a właściwie jego finałowym odcinku bierze udział znajdujący się pod presją ambitnego ojca Staś (Igor Mizgała) oraz dorosły już, choć w zachowaniu mocno dziecinny Donat Kowalski. W tej roli Jerzy Senator daje popis swojego talentu. Donat przez swoją powierzchowność jest oczywiście zabawny, ale jego przemyślenia są zupełnie poważne. To chyba najprawdziwsza ze wszystkich postaci, on jeden jest zupełnie szczery. Nie ucieka w narkotyki, czy alkohol – jego używką jest miłość. Ma w sobie jej ogromne pokłady i chciałby ją komuś ofiarować. Jego obiektem westchnień jest Kot Kocur Kotkowski (Mateusz Łasowski), pseudo-coach i mistrz uwodzenia. Wydaje się, że nie ma on w sobie żadnych uczuć, wszystkie uległy wyparciu lub wymarciu. Natomiast jak to bywa w życiu, za jego powierzchownością kryje się trudna historia. To, co Mateusz Łasowski wyprawia ze swoją postacią to szaleństwo. Brutalny, bezwzględny Kot wije się po scenie, rozpościera przed nami wizje swojego utopijnego świata, tak że jesteśmy w stanie uwierzyć w jego mantrę – „Szanuj siusiaka!" Tak, jest śmiesznie, nieco groteskowo, a nawet żenująco. Ale postać ta rozwija się i pod koniec spektaklu możemy zobaczyć zupełnie inną twarz Kota, wreszcie tę prawdziwą. Jego ojcem, do którego nie chce się przyznać jest Nestor Krok, właściciel stacji telewizyjnej, umierający milioner. W ostatnich chwilach towarzyszy mu druga żona, Linda – rozedrgana, wspomagająca się narkotykami kobieta cierpiąca nie mniej, niż jej odchodzący mąż. Anna Kieca wykreowała postać kruchą i wrażliwą, która potrafi zawalczyć o swoją rodzinę. Pomimo jej niestabilności i agresywnego zachowania, widz wciąż trzyma jej stronę. Przy łożu Nestora czuwa też duchowy przewodnik, Fil Anioł (Tomasz Orpiński). Człowiek opanowany, natchniony, ale i tajemniczy. Nie wiemy o nim zbyt dużo, jakiego jest wyznania, czym leczy chorego, jak łączy medycynę naturalną z lekami z apteki. Wierzymy w jego dobre serce i doświadczenie, i współczujemy, gdy odsłania przed nami swoją samotność. Samego Nestora granego przez Macieja Tomaszewskiego poznajemy powoli. Jego łóżko stoi w głębi sceny, widzimy tylko twarz na telebimie, słyszymy jak ciężko oddycha i z trudem dobywa słowa. W drugiej części spektaklu znajduje się już bliżej widza, a nawet wstaje z łóżka, by zagrać wzruszającą scenę, która zapadnie nam w pamięć.
Każdy bohater niesie swój ciężar, każdy też pragnie ukojenia i miłości. Zazwyczaj ludzie na łożu śmierci wyznają swoje grzechy. Mówi się o tym, by niczego w życiu nie żałować. Nestor Krok przeczy temu. Twierdzi, że wolno nam żałować, czego tylko chcemy. I choć żal jest przecież uczuciem przygniatającym, przyzwolenie śmiertelnie chorego człowieka przynosi nam poczucie ulgi. Wolno nam żałować, nie musimy się już tego wstydzić.
Spektakl jest skomponowany jak bogaty, progresywny utwór muzyczny. Rozwija się w trakcie, zmienia tempo, barwy, tematy i prowadzi widza do spójnego finału, w którym wątki współbrzmią ze sobą. Dużym atutem jest muzyka grana przez aktorów na żywo. Nie zawsze czysta i piękna, ale trzymająca klimat i podążająca za sytuacją sceniczną. Scenografia, ogród pełen egzotycznych roślin, szklany pokój Klaudii – niczym balkon Julii - wciąga w głąb pokręconych relacji.
A żaby? Żaby na początku nas bawią, ale okazuje się, że obrazują one naszą ciemniejsza stronę. Gnieżdżą się w nas i rozsiadają wygodnie, bo im jesteśmy starsi, tym trudniej się ich pozbyć.