Zapomniał wół

Spichalski do Majcherka.

My, młodzi dwudziestoletni, mamy niewiele do stracenia. Skoro nikt nie daje nam gotowych recept, zacznijmy sami szukać odpowiedzi. Jeśli nas skarcą - zapytajmy, czemu. Starsi powinni z kolei pomóc w wyzwalaniu potencjału dorastającym recenzentom. W erze zalewu informacji trzeba zdobyć się na własną wybiórczość (może nawet przypadkowość) i łowić to, co pływa w zalewie chłamu - Szymon Spichalski polemizuje z tekstem Wojciecha Majcherka o krytyce teatralnej.

Podobno koniec inwencji artysty ujawnia się tym, że dany twórca zaczyna być autotematyczny. Albo z wypracowanej pozycji ,,lepszego" ogłasza kolejne końce świata. Czas mamy taki, że tego rodzaju przepowiednie trafiają na podatny grunt. Media wyśmiewały apokalipsę Majów, choć jednocześnie poświęcały jej całe bloki programów i tekstów. Od paru lat mówi się głośno o rychłym upadku UE, choć brukselski moloch trzyma się dzięki swojej rozbudowanej biurokracji. Rozpad wspólnoty ma nastąpić według opiniotwórczych dzienników już niebawem, co potwierdził jasnowidz (sic!) Krzysztof Jackowski. Tak jakby to miało oznaczać zagładę całego globu

Na e-teatrze pojawił się z kolei tekst Olgi Byrskiej ,,Szkatułki Krystiana Lupy", będący na poły recenzją ,,Miasta snu", na poły krótkim esejem. Autorce udało się powiedzieć głośno o problemach dorastającego pokolenia. Ludzie urodzeni na przełomie lat 80. i 90. stali się nowym ,,straconym pokoleniem". Osiągnęli wiek romantyków w zupełnie już innym świecie niż ich rodzice. Taka sytuacja rodzi naturalne postawy roszczeniowe, znaki zapytania. Niestety tekst Byrskiej nie podejmuje się rozwiązania żadnego problemu. Powtarza tylko stawianą i tak od kilku lat diagnozę - ,,wszystko idzie ku gorszemu". Podobny wydźwięk ma felieton Wojciecha Majcherka, który ukazał się na jego blogu. Tylko że autor odnosi się w tym wypadku do impasu, w jakim znalazła się polska krytyka teatralna.

Pojawiają się więc ubolewania nad recenzjami, które ukazują się na wortalu e-teatr. W pierwszej kolejności obrywa się naszemu serwisowi - TdW. Problemem ma być niski poziom poszczególnych tekstów, które ukazują się na stronie. Uderza mnie w tym ataku jedna rzecz. Niby Majcherek sam przyznaje, że ,,młodym ludziom chce się pisać o teatrze", przywołując przy tym nawet cytat z Koeniga. Po chwili jednak pyta: ,,czy wszyscy musimy być tych wysiłków świadkami". Tylko jaka inna forma sprawdzania tych tekstów byłaby lepsza? Czy piszący mają drukować swoje recenzje i przynosić je do pani nauczycielki od polskiego, żeby łaskawie oceniła? Kto ma im powiedzieć, co powinni poprawić, na czym się skupić? Czy zrobi(ł) to Wojciech Majcherek? Nie wydaje mi się. Nie każdy ma w dodatku talent do pisania tej miary co Kott czy Pomianowski, a nie ukrywajmy, że publicystyka też jest potrzebna. Krótkie teksty potrafią dotrzeć do odbiorcy równie skutecznie, jak rozbudowane analizy z dziesiątkami przypisów.

Majcherek słusznie spostrzega, że TdW pisze o rzeczach, o których inne serwisy nawet nie wspominają. Cóż, prawdziwy problem byłby wtedy, gdyby recenzje z ,,Szalonych nożyczek" pojawiały się w miesięczniku ,,Teatr". A tak wszystko zostaje na swoim miejscu. Internet rządzi się swoimi prawami. Jestem też daleki od tego, by uważać e-teatr za jakiś ośrodek współczesnej krytyki. Wortal ten jest jednym z wielu, który i tak najczęściej publikuje teksty ze wspomnianej przez Majcherka ,,GW", będącej de facto narzędziem Nowaków i Mrozków. Pytanie brzmi więc, komu należy podziękować za obecną sytuację. Zresztą, czy i wcześniej (np. w przedwojniu) nie ukazywały się głupie recenzyjki, będące bardziej sloganami reklamowymi wykupionymi przez sponsora niż rzetelną opinią? Dzisiaj nikt przynajmniej nie zatrudnia klakierów (to a propos ,,Hallo, Szpicbródki"), a krytykom nikt nie płaci pod stołem za to, by pisali pochlebne tyrady. Bo czy takie zjawiska nie byłyby dopiero rodzajem degrengolady? Za ,,zdychanie" krytyki można też podziękować samym starszym piszącym, by przypomnieć chamski tekst Wakara na temat spektaklu ,,W małym dworku" Augustynowicz.

Zalew medialnych komunikatów robi się z każdą dekadą coraz większy. W końcu już w latach 30. ludzie byli przerażeni natłokiem reklam i informacji prasowych. Podobnie jest dzisiaj, gdy jesteśmy wręcz terroryzowani słowami ,,kryzys" czy ,,Smoleńsk". Gdy nagłówki gazet wołają ,,zamordował", ,,zgwałcił", stwarzając nam fałszywy obraz świata. I to bez względu na to, czy będą to serwisy społecznościowe (,,twarzoksiążka") czy informacyjne. Koło się zamyka. Bo mimo tego, że Wojciech Majcherek tak ostro odnosi się do zastanej sytuacji, nie proponuje żadnego dla niej rozwiązania.

Pytania, które pojawiają się w przywołanych tekstach, są zwykłymi truizmami. Krytyka teatralna jest ofiarą tych samych procesów, które generalnie prowadzą do stagnacji nauk humanistycznych w ogóle. Ta dziedzina się przeobraża, szuka nowatorskich form wyrazu. Pojawiają się młodzi recenzenci, z którymi należy wiązać nadzieje. Przede wszystkim jednak należy przestać narzekać i wziąć się do roboty. Marazm Byrskiej i Majcherka pokazuje, że zgorzknienie sięga ludzi z dwóch całkowicie przeciwstawnych pokoleń. A przecież my, młodzi dwudziestoletni, mamy niewiele do stracenia. Skoro nikt nie daje nam gotowych recept, zacznijmy sami szukać odpowiedzi. Jeśli nas skarcą - zapytajmy, czemu. Starsi powinni z kolei pomóc w wyzwalaniu potencjału dorastającym recenzentom. W erze zalewu informacji trzeba zdobyć się na własną wybiórczość (może nawet przypadkowość) i łowić to, co pływa w zalewie chłamu. Byle tylko odpowiedzią na fatalizm nie było wtórowanie mu. Śniadecki swojego czasu był przecież gotów wręcz spalić na stosie Brodzińskiego

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
31 grudnia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia