Zapomniany twórca

"Eros i Psyche" - reż. Natalia Kozłowska - Opera Bałtycka w Gdańsku

U progu ubiegłego stulecia na widownię polskiego życia muzycznego wkroczyła dynamicznie grupa postępowych i wybitnie utalentowanych kompozytorów, która z czasem miała przejść do historii pod nazwą Młodej Polski. Jednakże historia bardzo różnie obeszła się z ich twórczymi dokonaniami. Utwory Mieczysława Karłowicza zachowały żywotność po dziś dzień, choć może nie w takim stopniu, jak by na to zasługiwały. Karol Szymanowski dopiero w naszych czasach doczekał się pełnego uznania swej wielkości i triumfów w wielu krajach. Natomiast Ludomir Różycki, po niezbyt długim okresie międzynarodowej kariery i powodzenia swojej muzyki, popadł w zupełne niemal zapomnienie. Gzy słusznie?

Na pewno nie. Był to bowiem twórca wielkiej miary, zadziwiająco przy tym wszechstronny. Bez wątpienia najwybitniejszy po Moniuszce polski kompozytor operowy oraz twórca narodowego baletu, wzbogacił nadto naszą muzyczną literaturę serią siedmiu świetnych poematów symfonicznych (z pełnym dramatycznej ekspresji "Anhellim" na czele). Wysoką wartość mają jego liczne utwory fortepianowe - w tym dwa Koncerty oraz Ballada na fortepian z orkiestrą - jak też kompozycje kameralne oraz szereg pieśni. W jego muzyce zwraca uwagę przede wszystkim bujna inwencja melodyczna oraz niepospolite mistrzostwo w dziedzinie barwnej orkiestrowej instrumentacji. Warto też wspomnieć, że na pewnym etapie swego życia uprawiał Różycki żywą działalność publicystyczną i społeczną. Brał między innymi czynny udział w powołaniu do życia, w latach trzydziestych ubiegłego wieku, Stowarzyszenia, a później Związku Kompozytorów Polskich, którego został pierwszym prezesem, o czym wypada pamiętać zwłaszcza przy okazji przypadającego właśnie jubileuszu.

Wracając zaś do jego twórczości, to najważniejsza była tu opera. W tej dziedzinie ujawnił Różycki niepospolity zmysł dramaturga muzycznego, jak też zadziwiającą wielostronność. Znajdujemy bowiem w jego dorobku zarówno operę historyczną ("Bolesław Śmiały" na kanwie tragedii Stanisława Wyspiańskiego), jak i romantyczną, fantastyczno-symboliczną, komiczną, tragiczną, a nawet satyryczną. Szczytowym zaś osiągnięciem Różyckiego stała się ta fantastyczno-symboliczną, czyli oparta na wspaniałym, pełnym głębokich treści dramacie Jerzego Żuławskiego "Eros i Psyche" (którym jako materiałem na libretto operowe interesował się swego czasu sam Giacomo Puccini).

Kolejne obrazy tej opery prowadzą bohaterkę, która wbrew woli przybyłego do niej pod osłoną nocy boga miłości Erosa ujrzała o świcie jego promienne oblicze i dzięki temu stała się nieśmiertelną, "przez ludy, wypadki i wieki", wespół z przybierającym różne postacie prymitywnym i gruboskórnym jej sługą Blaksem. Dla tych rozmaitych obrazów znalazł Różycki frapujący wyraz muzyczny i stworzył dzieło o wyjątkowej barwności i bogactwie nastrojów. Nic tedy dziwnego, że prapremiera "Erosa i Psyche", dana 10 marca 1917 roku w niemieckim wówczas Wrocławiu, uwieńczona została sukcesem, w wyniku którego kilka innych niemieckich teatrów wprowadziło tę operę do swego repertuaru; w marcu roku następnego wystawiła "Erosa i Psyche" Opera Warszawska.

Wydawało się, że europejska kariera tej opery i jej autora jest zapewniona. Niestety - nadeszła II wojna światowa, a po niej najznakomitsze dzieło Ludomira Różyckiego doszczętnie niemal pokryło się pyłem zapomnienia. Na przestrzeni z górą pół wieku mogliśmy odnotować jedynie dwa jego wystawienia: w 1955 roku w Operze Wrocławskiej, osiem lat później Robert Satanowski premierą "Erosa i Psyche" rozpoczynał swą dyrekcję w Poznaniu.

W tej sytuacji nowa inscenizacja w siedzibie Opery Bałtyckiej w Gdańsku, przygotowana notabene w stulecie śmierci Jerzego Żuławskiego, powinna w środowisku muzycznym odbić się silniejszym znacznie echem aniżeli to, które w rzeczywistości jej towarzyszyło. Zrealizowała to przedstawienie mało znana Fundacja Tutti, powołana - jak zaznaczył dyrektor Opery Bałtyckiej Marek Weiss - przez młodych wychowanków tej placówki, którą z kolei użyczyła im swej sceny oraz chóru i orkiestry.

Rezultat zaś okazał się nadspodziewanie dobry: nie tylko chór i orkiestra zaprezentowały pod batutą Rafała Kłoczki prawdziwą klasę, lecz także soliści, choć przeważnie młodzi i bez należnego doświadczenia, głosami swymi w niejednym momencie sprawili słuchaczom szczerą satysfakcję. Mam tu na myśli przede wszystkim obdarzoną ślicznym sopranem Barbarę Zamek, z powodzeniem pokonującą przeszkody szeroko rozbudowanej partii Psyche (jedynie w dramatycznych monologach z pierwszego i ostatniego aktu zabrakło jej trochę siły wyrazu). W kolejnych wcieleniach Erosa ładnie spisywał się tenor Przemysław Baiński, a Marcin Miloch potrafił mocnym barytonem wyraziście przekazać podły charakter złowrogiego Blaksa. Grono odtwórców skromniejszych partii także stanęło (na ogół) na wysokości zadania.

A inscenizacja i reżyseria? Natalia Kozłowska całkiem zręcznie poprowadziła drugi obraz opery, przedstawiający ucztę w pałacu prefekta Blaksa, sprawującego u progu naszej ery w imieniu potężnego Rzymu rządy w hellenistycznej Aleksandrii, jak też obraz czwarty, rozgrywający się w Paryżu podczas krwawej rewolucji w roku 1792, nasycając oba należytą dynamiką. Nie miała natomiast dobrego pomysłu na początkową scenę w legendarnej Arkadii (w czym nie pomogła jej scenografia, której właściwie nie było), ani tym bardziej na trzeci obraz, w średniowiecznym klasztorze. Szkoda też, że zabrakło ważnej dla mocnego zakończenia pierwszego aktu postaci bożka Hermesa, a w klasztornej scenie Błędny Rycerz, którego tęskny śpiew powinien dobiegać z oddali, w niezmienionym stroju Erosa swobodnie paradował po widowni. Takie drobne nieporozumienia nie pomagały w odbiorze spektaklu. Najistotniejszy jednak był niedostatek żarliwości i swoistego uduchowienia, jakim tchnie przejmujący dramat Żuławskiego, a którego klimat sugestywnie podkreśla barwna muzyka Różyckiego. Mimo tych zastrzeżeń, dobrze się stało, że ktoś przypomniał sobie nareszcie o tej znakomitej partyturze polskiego kompozytora.

Józef Kański
Ruch Muzyczny
22 października 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...