Zapomnieć "Panny"

"Panny z Wilka" - reż: T. Konina - Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu

Przygotowanie realizacji "Panien z Wilka" to nie tylko próba interpretacji i zmierzenia się z cenionym tekstem. To także trudne do zniesienia porównanie z jego filmową adaptacją, dzięki której treść opowiadania wśród szerszej publiczności została zapamiętana w formie, którą zaproponował Andrzej Wajda. Warto jednak przyjrzeć się bliżej temu, czy i co nowego wprowadza do interpretacji reżyser Konina.

Uwiedzeni pierwszymi scenami o charakterze subtelnej metafory, rozgrywanymi w otwartej przestrzeni, oczekujemy na dalszy rozwój tego nastroju, który buduje samotna sylwetka mężczyzny na tle czystego białego ekranu, połać hipnotycznie zielonej trawy, światło wydobywające zarysy kolejnych postaci kobiet. Wiemy, że nie są to kobiety obojętne głównemu bohaterowi - ze śmiechem i zalotnym nawoływaniem toczą w stronę Wiktora dorodne jabłka, podczas gdy on je odtrąca. Scena ta jest kluczowa dla interpretacji ich wzajemnych relacji, bardziej lub mniej ujawnianych afektów, jak i nastawienia Wiktora do uroków życia. 

Chwilę później narracja toczy się już naturalnym torem. Scenę wypełnia wyłaniająca się z zapadni przezroczysta niby-klatka, w której zaaranżowane jest centrum wszystkich wydarzeń - salon dworku w Wilku. Takie rozwiązanie scenograficzne automatycznie odizolowuje aktorów od widzów, stwarzając barierę w odbiorze - odcięci od bohaterów nie mamy możliwości do końca uwrażliwić się na ich emocje. 

Aktorzy, pomimo utrudnionej przestrzeni gry, radzą sobie zadowalająco. Szczególnie zwracają uwagę aktorki - jak zwykle świetna Judyta Paradzińska (Jola) oraz Beata Wnęk-Malec w roli Zosi. Pierwsza tworzy bohaterkę z krwi i kości - pod nerwowym śmiechem i gestami wyraźnie daje się odczuć jej niespokojny charakter. Niestety rola Kazi (Grażyna Misiorowska), potencjalnie tak szczególna, sprowadza się w tym przypadku do „użycia” jej jako przerywników między kolejnymi, w dodatku niespójnymi, scenami. Przy świadomości potencjału tej aktorki czuje się wyraźny niedosyt. Oś wszelkich wydarzeń - Wiktor (Andrzej Jakubczyk) pozostaje w pewien nieodgadniony sposób postacią niedopowiedzianą. Niejednoznaczny w swym zachowaniu może sugerować zarówno głębię przeżyć i przemyśleń jak i niebezpiecznie grząskie i równie możliwe - nieprzekonanie. 

Kolejne wątpliwości piętrzą się z chwili na chwilę. Przyłączenie do realizacji dodatkowych tekstów Iwaszkiewicza („Serenite” oraz „Przyjaciele”) buduje z drugiej części spektaklu osobne widowisko, w którym widać w pełni operowe zacięcie Koniny. Urzekając scenografią i muzyką tworzy, mimo to, dysonans w pełnym odbiorze spektaklu. To, co w pierwszej części jedynie drażniło jako mało płynna ciągłość scen, było zaledwie zapowiedzią tej diametralnie różnej, choć ciekawej wizji przemyśleń Rubena. 

Konina serwuje spektakl niespójny, momentami przydługi. Choć od strony estetycznej dopracowany (dzięki m.in. pięknym pastelowym kostiumom autorstwa Zofii de Ines), wizualnością i rozmachem odwraca uwagę od niedociągnięć swojej inscenizacji.

Agnieszka Bujniak
Dziennik Teatralny Opole
6 czerwca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...