Zaproście mnie do stołu

„Skur-Wienia" - reż. Aleksandra Skorupa - Teatr Kontrabanda w Krakowie

,,Ta dziewczynka, co tak płacze,
że sukienka nazbyt droga,
ten wodzirej, co wciąż skacze,
choć się skończył bal -
to zabawki Pana Boga,
to zabawki Pana Boga,
których trochę żal."
- A. Osiecka

O przedstawieniu takim, jak „Skur-Wienia" w dziedzinie sztuk plastycznych mówiono by, że jest instalacją „site-specific", dziełem stworzonym z myślą o funkcjonowaniu w precyzyjnie określonym miejscu. Nie sposób nie ulec takiemu wrażeniu gdy w grudniowy wieczór wchodzi się do kameralnej przestrzeni Klubu Kabaret na krakowskim Kazimierzu. Na zewnątrz (czyli „na polu", jesteśmy przecież w Galicji) zmrok i hulający wiatr, pod arkadami snują się lumpy, w podwórzu w oczy rzucają się głownie witryny sklepu z używaną odzieżą i fast-foody. Wejście wygląda lekko burdelowo zaś wnętrze przypomina najlepsze dancingi z lat 70. PRL. Lokal ze sceną i barem, w którym oprócz sznapsa skonsumować można też prawdziwą włoską pizzę, wieczorami bywa estradą drag queens, miejscem czytania poezji, przestrzenią wernisaży plastycznych, dancingów, kostiumowych balów i potańcówek. Od czasu do czasu wśród barowych ciem, samotników na antresoli, w świetle czerwonych lamp majaczy też pewien jegomość– Łukasz Dąbrowski, aktor Teatru Kontrabanda. W tym specyficznym wnętrzu wygląda jak postać wyjęta z płócien i plakatów Henri de Toulouse-Lautreca. Jego show rozgrywa się przy wtórze ekspresu do kawy, dyspozytora piwa oraz gwarnych rozmów stałych bywalców klubu.

„Zawsze wierzyłam w dobroć nieznajomych"

Na scenie bez podwyższenia stoi mężczyzna w dresie. Kibic Wisły, Cracovii, chłopak z Huty, kulturysta-amator? Ustawia krzesła, mówi do nas poprawną polszczyzną, zmienia ubranie na bardziej eleganckie, to znów rozbiera się, szminkuje usta i eksponuje dwa pomalowane paznokcie. Aktor bawi się własnym wizerunkiem: może być menagerem z korporacji, młodym rozwodnikiem, znajomym z gimnnazjum, częścią ciebie samego, o której chcesz zapomnieć.

Mimo przebieranek nie ucieka zupełnie od swojej fizyczności: silnej, muskularnej, męskiej. Będzie się starał się ją skarnawalizować, wykrzywić , przegiąć by ostatecznie powrócić do siebie lecz już trochę odmienionego.

Kim jest bohater „Skur-Wienia"? Nawiązania do tekstu Jerofiejewa mogą sugerować, że to tak zwany „człowiek z przeszłością", mężczyzna po przejściach próbujący rozliczyć się z życiem lub zachować to, co jeszcze ma do ocalenia. Jednocześnie mówi o doświadczeniach bliskich wielu widzom: zawiedzionych nadziejach, niedowartościowaniu i próbie przezwyciężania własnych lęków. Zaprasza do zabawy, częstuje papierosami i alkoholem, ale robi to po to, aby zaskarbić sobie uwagę publiczności. Pozwala sobie przy tym na szczerość oraz bezpośredniość, o którą łatwiej w kontakcie z kimś zupełnie nieznajomym. Przychodząc na spektakl zarówno Wienia dla nas i my dla niego jesteśmy przecież „tabula rasa". Nie zdążyliśmy jeszcze nic stracić ani zyskać. Możemy na pajacowanie bohatera odpowiedzieć szczerze lub zgrywać się jak on do samego końca zachowując bezpieczny dystans aktor-widz.

Gwiazda wieczoru zaprasza nas wszystkich ,,do stołu", lecz chyba tak naprawdę prosi byśmy to my jego zaprosili do siebie. Tak, jak śpiewała Suzanne Vega w przedstawieniu „Lover, Beloved..." poświęconym amerykańskiej powieściopisarce Carson McCullers: „Bogaty i biedny, bezdomny i udomowiony – przychodzą aby nas nakarmić. Na uczcie miejsca wystarczy dla wszystkich. Wznieś toast za błogość i toast za ból, toast za stratę i toast za zysk. Zagubieni, dumni, zdradzający i zdradzeni – każdemu pisany ten stół. Przychodźcie i siadajcie, bierzcie i jedzcie. A jeśli łaska – dołóżcie od siebie i zostańcie na zawsze." Jest w Wieni cała gama zbłąkanych dusz: i „ten podróżny, co spostrzega, że się nagle gmatwa droga" i „ten, kto czuje, ze już jutro stanie przed nim dama sroga" i ,,ta tancerka, którą dusi muślinowy szal" z pieśni Agnieszki Osieckiej. Wszyscy oni mogliby tego wieczoru stanąć w drzwiach Klubu Kabaret i krzyknąć „Ej, Wienia! Jesteś tu?"
W teatrze interakcje z publicznością nie zawsze się udają. Nie zawsze są też uczciwe. Gorzej gdy przeobrażają się w zawstydzające prowokacje. Łukasz Dąbrowski podejmuje to ryzyko, ale na zasadzie serdeczności. Można oczywiście zarzucić mu „nachalną fraternizację", ale nie trzeba tej fraternizacji wcale ulegać. Tak, jest to gra, wciąż jest to „tylko" spektakl, ale spektakl, który ma w sobie postulat bliskości. Mężczyzna przechodzi od wyzywającej bezpośredniości wygłupu do intymności wyznania. Widać w nim pragnienie bycia przyjętym. Niekoniecznie tylko poprzez podlizywanie się, domaganie się współczucia, lecz poprzez obnażanie duszy. Osiłek w dresie z pierwszej sceny staje się kimś znajomym i to chyba jest największa siła „Sku-Wieni". Przestaje być kimś, kogo można się bać, kto wydaje się obcy i odpychający. Zdejmuje maskę klowna i nie stara się już nikogo rozerwać.

Pyta, co powiedzieliśmy Bogu. A może przewrotnie pyta: czy we mnie też jest Bóg? Czy nie mówili Ci na religii jak święty przenosił przez rzekę pod postacią dziecka i że cokolwiek uczyniliście drugiemu człowiekowi Jemu – Bogu uczyniliście? Wienia dopomina się by być dla nas bliźnim. Nie chce być mrocznym typem, którego mijasz na klatce, ale jeszcze nie wie co ci powiedzieć, żebyś przestał tak na niego spoglądać. Jeśli tym właśnie jest bohater „Skur-Wienia", wówczas jest najważniejszym człowiekiem, jakiego spotkałeś przekraczając próg Klubu Kabaret.

Aktor Juliusz Chrząstkowski podczas improwizacji w sztuce „Wróg Ludu" w reżyserii Jana Klaty ostrzega, że „Do teatru nie wchodzi się bezkarnie". Do Teatru Kontabanda również nie przychodzi się bez konsekwencji. Wiedzą to Ci, którzy towarzyszyli Wieni w drodze do Pietuszek na Kazimierzu i od włoskiego szefa kuchni dostali po kawałku pizzy po skończonym spektaklu.

Ciało umęczone, ciało wyzwolone

Po godzinnym seansie błaznowania i zwierzeń Wienia wydaje się psychicznie i fizycznie zmęczony. Zdejmuje podkoszulek nie jak stripteaser, ale jak kończący pracę robotnik. Już nie tańczy, nie flirtuje z publicznością. Jest w nim „ten mężczyzna udręczony ,co hartował stal". Siada tyłem do widowni. To koniec prywatki. Koniec nadrabiania miną. Jest wyczerpanie i wyczekiwanie na niewiadome. Wienia układa dłonie w kształt serca przy dźwiękach oazowej piosenki o dobrym Jezusku. Parodiuje religijne gesty, tworzy pantomimę - teledysk, szuka sensów w pieśni jakby usiłował uszczknąć dla siebie trochę dziecięcej wiary, nadziei i miłości. Jechał do żony i syna czy jechał do siebie samego? Zakończenie „Skur-Wienia" przynosi wyciszenie. Bohater nie ma już nic do ukrycia ani nic do stracenia. Czego chce od nas? Skoro już go wysłuchaliśmy, przyjęliśmy jako gospodarza zabawy w klubie a przez ostatnie 60 minut jako gościa w naszym życiu czego może jeszcze chcieć od nas przyłapanych tą wieczorową porą gdzieś w okolicach świąt Bożego Narodzenia? Może wiary. Wiary w jego tęsknoty, sny i marzenia.

Monolog nie jest gatunkiem prostym a mimo to dość popularnym. Łatwo na nim polec, bo mimo wygody, jaką jest minimalizm stawia przed aktorem wyzwanie jednoczesnej oszczędności i intensywności środków. Do legendy monodramu na polskich scenach przeszły już spektakle takie jak „Biała bluzka" i „Shirley Valentine" Krystyny Jandy, „Kontabasista" Jerzego Stuhra, „Scenariusz dla nieistniejącego lecz możliwego aktora instrumentalnego" Jana Peszka czy „Patty Diphusa" Ewy Kasprzyk. Z oczywistych względów po gatunek ten bardzo chętnie sięgają znane twarze. Gorzej jest w nim zaistnieć aktorowi na początku zawodowej drogi. On nie ma taryfy ulgowej w postaci „nazwiska", które wyprzedza tytuł. Mimo wszystkich tych utrudnień duetowi Łukasz Dąbrowski i Aleksandra Skorupa udało się wyjść poza schemat i uczynić „Skur-Wienia" przedstawieniem bezpretensjonalnym, w którym bardziej niż popisy warsztatowe liczy się spotkanie oraz próba nawiązania więzi między aktorem, widzami a gośćmi lokalu.

___

Aleksandra Skorupa – (IV rok PWST Kraków) teatrolog, dramaturg i reżyserka autorskich spektakli. Jej monodram o legendarnej działaczce komunistycznej pt. „Wasilewska" zdobył w tym roku główną nagrodę na 14. Ogólnopolskim Przeglądzie Monodramu Współczesnego w Teatrze Studio w Warszawie oraz nagrodę Stowarzyszenia Autorów ZAiKS na VI Forum Młodej Reżyserii w PWST w Krakowie „w uznaniu prac z aktorką i ujawnienia niebanalnego portretu postaci, która poległa pod naporem historycznych stereotypów". Jej spektakl „Sońka" wg I.Karpowicza był wystawiany w ramach Obserwatorium Artystycznego ENTREE w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. We współpracy z Teatrem Kontrabanda autorka napisała i wyreżyserowała spektakle „Skur-Wienia" (Teatr Kabaret, Kraków) oraz „I że ci nie odpuszczę aż..." (Śródmiejski Ośrodek Kultury, Kraków).

 

Jakub Wydrzyński
Dziennik Teatralny Kraków
17 grudnia 2016

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia