Zaprzedać duszę ciszy

"Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać" - Teatr KTO, Kraków

"Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać" w reżyserii Jerzego Zonia to kawałek urzekająco pięknej Hrabalowskiej rzeczywistości pozbawionej słów. Fenomen spektaklu polega właśnie na tym, że obecność pisarza odczuwalna jest w każdej niemalże minucie tego spektaklu, mimo iż nie ma w nim ani jednego cytatu, nawet słowa, autorstwa tego znakomitego czeskiego pisarza

Spektakl to podróż przez zuniwersalizowane etapy życia człowieka – sakramenty. To, co się dzieje między nimi zagłusza odgłos pędzących z każdej strony pociągów – sceny są poszatkowane, każda kończy się i zaczyna doskonale wszystkim znanymi dźwiękami stukoczącej maszyny. Dworzec. Podróż. Decyzje, bilety, każdy skupiony tylko na sobie i swoim numerze peronu. Kierunek każdego z przechodniów jest zindywidualizowany, nie patrzymy sobie w oczy. Stukot kół cichnie. Spotykamy się w momencie które przeżywał bądź będzie przeżywał każdy z nas. Kolejny sakrament, kolejny piękny obraz, niejednokrotnie podszyty ironią i specyfiką Hrabalowskiego humoru. Nie są to jednak kadry stereotypowe. Uderza „prowincjonalność” prezentowanych scen, tzn. wyraźnie zarysowany podział życia na trzy filary: seksualność, religijność i alkohol, co najdosadniej ukazane jest w scenie spowiedzi. Rzeczywistość sceniczna przywodzi na myśl małe miasteczko galicyjskie za czasów monarchii habsburskiej, gdzie dyskurs seksualny bardzo skutecznie tłumiony jest przez władzę, a mimo to istnieje. Takie skojarzenia niesie niema treść spektaklu. Obraz usilnie odsyła do twórczościBohumila Hrabala i jego mrocznych, tajemniczych klimatów, przełamywanych czasem tylko jemu charakterystycznym komizmem. Są płaszcze, kapelusze i duże skórzane walizki. Wszystko sprawia, że bez słowa oporu zatapiamy się w ten pozbawiany słów świat. 

Wyruszamy wraz z Zoniem i jego aktorami w metaforyczną podróż życia. Brzmi banalnie, choć banalnie nie jest wcale. Towarzyszą nam Hrabalowscy bohaterowie i szczątki ich opowieści. Uważniejszy – dobrze zorientowany w prozie tego czeskiego autora – widz, na pewno odnajdzie uscenicznione motywy literackie, choć nie one są tutaj najważniejsze. Zoń każdemu sakramentowi – przystankowi – proponuje nowy, mimo wszystko niecodzienny wymiar. Na przykład scena ślubu. Kilka panien młodych, wszystkie w białych sukniach. Każda w innej, jakby czynność wyboru tej najodpowiedniejszej, była tu najważniejsza. Po chwili ciała aktorek zanikają. Suknie są wszędzie. Na drewnianych kijach wnoszone są ich obracające się miniaturki. W całym tym ślubnym gąszczu ginie zupełnie panna młoda, której już nie widać, słychać za to jej przeszywające ciało wycie.

Jest jeszcze jeden bardzo istotny element w spektaklu Teatru KTO. Element – z jednej strony spajający poszczególne sceny w całość, z drugiej zaś rozbijający sceniczną rzeczywistość– sztukmistrz, kataryniarz. Pan z wózkiem na kółkach, w którym mieści się cały świat. Plastykowa wieża Eiffla, wenecka gondola z papieru czy meksykańskie sombrero. Sztukmistrz jest jedynym „mówiącym”, a właściwie śpiewającym tylko, elementem spektaklu, przez co stanowi swego rodzaju kontrapunkt wobec całej scenicznej rzeczywistości spektaklu (nie tylko na tym poziomie konstrukcji). Przy czym jest również spoiwem łączącym, jak najbardziej przemyślanym i pasującym do całości fragmentem struktury spektaklu. Rozbija sceniczny świat poprzez sensy jakie ze sobą niesie. Jest metaforą marzenia małego chłopca o dużym świecie, tym, do którego nie ma dostępu, poprzez co w jego wyobraźni zostaje zredukowany do tekturowych, napędzanych na korbkę symboli. Za każdym razem kiedy się pojawia, śpiewa piosenkę w innym języku. adekwatnym do ożywianej za pomocą korbki symbolicznej makiety wwożonej na wózku, bardzo łatwej do zidentyfikowania i przyporządkowania danemu krajowi. Kataryniarz bawi nas swoimi tanimi, iluzjonistycznymi sztuczkami, być może chciałby być jak iluzjonista Houdini, niestety to na nic. Jego podróże zamykają się przecież tylko i wyłącznie w kilku -wersowych, obcojęzycznych przyśpiewkach i zmieniających się tekturowych pejzażach. Sztukmistrz stanowi również figurę uniwersalizującą cały spektakl, podobnie jak dźwięk pociągu, nieustannie przypomina o postrzeganiu życia jako ciągłej wędrówki. Kolejne stacje, kolejne państwa to życiowe wybory i decyzje, które wyróżniają nas z otaczającego tłumu.

Publiczność się śmieje, a może raczej uśmiecha pobłażliwie. Mruży oczy na całą tę niemą rzeczywistość, która mimo że uniwersalna, obarczona przecież Hrabalowskim piórem i „prowincjonalnością”. Sam tytuł, ten a nie żaden inny, zapożyczony (i delikatnie przerobiony przez reżysera) od czeskiego pisarza wskazuje na ciągłe bycie w drodze, gdzieś pomiędzy jednym a drugim etapem swojego życia. W spektaklu jest tak samo. Wędrujemy za Zoniem, jego aktorami i Hrabalem. Śmiejemy się, wzruszamy i nie mamy ochoty wychodzić z tej niezwykle plastycznej rzeczywistości.

Magda A. Jasińska
Dziennik Teatralny Kraków
13 stycznia 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...