Zasada trailera

"Wejście Smoka. Trailer" - reż. Bartosz Szydłowski - Łaźnia Nowa

Nigdy nie trenowałem wschodmim nich sztuk walki, "wibrująca pięść" kojarzy mi się wyłącznie z regulowaniem kolorów w telewizorze marki Rubin. Nigdy też nie widziałem legendarnego filmu Bruce\'a Lee "Wejście smoka". Obejrzałem za to kiedyś jego trailer, montaż fragmentów scen dających widzowi pojęcie o fabule, dialogach i konwencji pojedynków, które toczą bohaterowie. I nigdy też nie zobaczyłem w całości "Kruka", w którym zagrał syn Bruce\'a Brandon, również tragicznie zmarły

Spektakl Szydłowskiego także jest takim "trailerem": z premedytacją trwa za krótko, by dogłębnie zanalizować fenomen hollywoodzkiego mistrza kung-fu czy pokazać kulisy jego popularności w Polsce. I sztuka Pakuły, na bazie której powstał - również jedynie drwi z filmowej konwencji, anarchizuje narrację. Obiecuje jakiś temat, świadomie nie dając mu spełnienia. Szydłowski z Pakułą zakładają, że żyjemy w erze trailerów, każdy mit zostaje w niej sformatowany i zinfantylizowany, opowiedziany bardzo szybko, sprowadzony do kilku gestów, mgnień, przeczuć. Dlatego ich "Wejście smoka. Trailer" zaczyna się i kończy na poziomie zderzenia i cięcia.

Na casting do roli Bruce\'a Lee przychodzi niebieski człowiek z filmu "Avatar", jest jakiś Murzyn z afro, niedawny Edek z "Tanga" Wiktora Rubina, dziarscy emeryci z "Fakira", poprzedniego spektaklu Szydłowskiego. Postaci fikcyjne konkurują z naturszczykami współtworzącymi Łaźnię, machają mieczami krakowscy mistrzowie sztuk walki. Ich popisy zostają przerwane pojawieniem się Jana Peszka. Czy słynny aktor też startuje do roli, czy może zwariował i uwierzył, że jest polskim Bruce\'em Lee? Potem nadciąga Błażej Peszek w przebraniu Kruka. Rozpoczyna się aktorskie starcie ojca i syna, wyścig wcieleń, oszustw, parodii. W scenicznym świecie nie ma kobiet - Błażej Peszek gra więc i złego pana Hana, i skrzywdzoną przez niego kobietę. Brandona Lee i kogoś, kto się pod niego podszywa. Jan Peszek jest sobowtórem Bruce\'a, ale i sobą, "nieistniejącym, aczkolwiek możliwym aktorem instrumentalnym".

Autoironia starszego z Peszków mierzy się z energią młodszego. Szydłowski ucieka z terytoriów głębinowego teatru na obszar scenicznego popu. Prowokuje nas tym, by traktować jego realizację bardziej jako event i ewenement medialny, skrzyżowanie wszystkiego ze wszystkim: walki i aktorstwa, fikcji i faktu, prywatnego wizerunku aktora i jego scenicznego falsyfikatu. Serwuje tylko pokaz możliwości spektaklu o esencji męskości, brzydkich zabawach dużych chłopców. Bo chyba nie da się zrobić w teatrze na serio filmu kung-fu. Opowieść o Brusie nie zamknie w sobie żadnej prawdy o przekleństwach męskiego świata. Sztuka została sprowadzona do poziomu trailera, życie też jest już tylko trailerem.

Łukasz Drewniak
Przekrój
20 października 2011

Książka tygodnia

Bioteatr Agnieszki Przepiórskiej
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Katarzyna Flader-Rzeszowska

Trailer tygodnia