Zasługujemy na chaos?

"Cienie. Eurydyka mówi:" - reż. Maja Kleczewska - Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy

Jaki jest spektakl totalny według Mai Kleczewskiej? Jak futbol totalny. Wszyscy atakują i wszyscy się bronią, lecz we wzorowej dyscyplinie, prezentując świetne indywidualne przygotowanie techniczne i fizyczne.

Trudno złapać nawiązanie do greckiego mitu Eurydyki, którą po śmierci Orfeusz usiłował wyprowadzić z Hadesu. Dla aktora piekłem w tej sztuce musi być kompletny brak kontaktu z widzem. Widzowie z trzech stron otaczają prostopadłościan zbudowany z weneckich luster. Gdy zapłonie w nim światło, zobaczymy pustą przestrzeń, w której potem znajdzie się niewiele przedmiotów - trzy foteliki, sterta dziwacznych ciuchów, wieszak na nie. Właściwie tyle. Tajemnicą realizatorów pozostanie podłoga w prostopadłościanie. Czym została pokryta, że aktorzy w jednej ze scen jeździli po niej na łyżwach? Nie na rolkach - na prawdziwych łyżwach! Sądzę, że łyżwiarskie popisy w skrzynce z luster staną się jednym z ważniejszych powodów, dla których w kulturalnym światku będzie się o tym przedstawieniu rozmawiało.

A także to, że jedna z aktorek jeździła po niby-lodzie goluśka jak ją Pan Bóg (albo Zeus) stworzył. Nie ma w tych słowach jadu. Wartość intelektualna przekazu wydaje się w tej sztuce nikła. Na początku pokazano kulturę masową w krzywym zwierciadle. Krzywa kultura wykrzywia psychikę jej uczestników - zarówno tych na scenie, jak i pod sceną. Fanka, gdy tylko ubierze efektowny kostium i dostanie do ręki mikrofon, stanie się gwiazdą. Jedni zwariowali na punkcie ciuchów, inni na punkcie odchudzania, jeszcze inni na punkcie seksu. Toczą na ten temat bezdennie głupie rozmowy. Aktorki (głównie), aktorzy i jeden transwestyta miotają się po scenie w wystudiowanych konwulsjach. Ale to cienka powłoka. Pod nią pustka, chaos, lęk przed śmiercią. Dziewczęta nigdy nie dorastają, wzbiera w nich tylko żółć, zazdrość.

Satyra na popkulturę wywoływała na widowni śmiech. Druga, depresyjna i myślowo zawiła część spektaklu - z lekka nużyła. Niezmiennie dobra była natomiast Katarzyna Nosowska (przy lepszym nagłośnieniu byłaby wyśmienita), która do sztuki Jelinek napisała i wykonała własne piosenki. Aktorzy wyraziści, nawet gdy wygłaszać im przyszło nieco bełkotliwe kwestie. Czy rzeczywiście zasługujemy jedynie na chaos, jak przekonywał widzów klaun w finałowej scenie?

Klasą dla siebie był zaś pies - zapewne Małgorzaty Witkowskiej, który na scenie zachowywał się tak, jakby się pod tą sceną urodził.

Jarosław Reszka
Express Bydgoski
2 kwietnia 2014

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...