Zaśpiewać Hoffmanna

rozmowa z Piotrem Beczałą

Staram się, żeby każda nowa rola dawała okazję do artystycznego rozwoju i wzbogacenia warsztatu - mówi tenor operowy PIOTR BECZAŁA.

Na Festiwalu w Salzburgu zaśpiewał Pan w tym roku nie po raz pierwszy...

- Debiutowałem tu w 1997 roku jako Tarnino w "Czarodziejskim flecie" w inscenizacji Achima Freyera. Potem wykonywałem mniejsze role, jak Jaquino w "Fideliu"; w 2004 roku zaśpiewałem Śpiewaka operowego w "Kawalerze srebrnej róży" Straussa, a dwa lata potem - Don Ottavia w "Don Giovannim" w inscenizacji Martina Kuseja z Nikolausem Haroncourtem za pulpitem dyrygenckim, w zeszłym roku debiutowałem tu jako Książę w "Rusałce".

Czy praca nad festiwalowym spektaklem różni się od tej w innych teatrach operowych?

- Jest bardziej skondensowana i przez to intensywniejsza. Nad operą Gounoda pracowaliśmy tylko trzy tygodnie, a w tej inscenizacji jest wiele ruchu, sceny walki. Dla śpiewaka debiutującego w takiej roli, jak Romeo, to niewiele czasu. Miałem po siedem godzin prób dziennie.

Mawia się, że opera Gounoda to w istocie trzy wielkie duety miłosne. Występował Pan już z Anną Netrebko. Czy to pomagało w pracy?

- Na pewno. Po raz pierwszy spotkaliśmy się pięć lat temu w Covent Garden w Rigoletcie. Od tego czasu w każdym sezonie mamy okazję zaśpiewać razem. Bardzo lubię występować z Anną, bo zawsze przychodzi przygotowana i uwielbia pracować na scenie. Z ilością prób nie należy jednak przesadzać - jeśli wszyscy mają równie profesjonalne podejście, cztery, góra pięć tygodni wystarczy. Niektórzy reżyserzy chcą więcej, nie rozumieją, że przedłużanie czasu prób niewiele zmieni.

W Salzburgu mają oni wiele do powiedzenia, od czasu dyrekcji Gerarda Mortiera, który nade wszystko cenił teatr reżyserski.

- Taki festiwal, jak w Salzburgu, musi dbać o poziom artystyczny spektakli, a w operze wyznaczają go śpiewacy, dyrygenci, orkiestry. Trzeba zachować równowagę między nowatorstwem inscenizacji a treścią muzyczną. Nie wszyscy to potrafią. Doskonale rozumie to Alexander Pereira, który w przyszłym roku obejmie dyrekcję Festiwalu. Kierując Operą w Zurichu uczynił z niej jedną z najlepszych scen w Europie. Ceni i lubi śpiewaków. Jestem spokojny o przyszłość Festiwalu.

Pan jest od lat związany z Operą w Zurichu. Czy to znaczy, że będzie Pan występował w Salzburgu regularnie?

- Istotnie, pracuję tam od 1997 roku. To czy będę występował w Salzburgu zależy jednak od propozycji, które otrzymam. Jeśli będą to ciekawe role, odpowiadające moim warunkom...

Czym kieruje się Pan, wybierając role?

- Staram się, żeby każda nowa rola dawała okazję do artystycznego rozwoju i wzbogacenia warsztatu, a także tak układać kalendarz występów, by poznać ją jak najlepiej. W tym sezonie jest to Romeo - poza występami w Salzburgu śpiewam tę rolę w Covent Garden i Metropolitan Opera. Kolejnym krokiem w repertuarze francuskim będzie De Grieux w "Manon" Masseneta; wykonam go w Met u boku Anny Netrebko.

A wszystko po to, by za kilka lat zaśpiewać Hoffmanna w operze Offenbacha. Są już wstępne terminy: za cztery lata w Wiedniu. Hoffmann to w istocie cztery role, każdy akt wymaga od tenora nieco innych umiejętności, innego rodzaju głosu. Dlatego zanim zacznę pracę nad "Opowieściami" Hoffmanna chcę mieć w repertuarze wszystkie role, które na nią się składają: Fausta i Romea Gounoda, Wertera i Des Grieux Masseneta.

W repertuarze włoskim przyjąłem w ostatnim czasie rolę w "Balu maskowym" Verdiego, która ma pewne cechy spinto. Na tym na razie poprzestanę, bo następnym krokiem byłby weryzm, a na partie tego typu jest dla mnie za wcześnie. Wykonując je, musiałbym poświęcić lekkość i giętkość głosu na rzecz większego wolumenu. Musiałbym pożegnać się z niejedną partią w moim repertuarze, choćby Edgara w "Łucji z Lamermooru". Zostanę więc na razie przy partiach lirycznych, jak Książę w "Rigolettcie" i Rudolf w "Cyganerii".

Bartosz Kamiński
Ruch Muzyczny
4 stycznia 2011
Portrety
Piotr Beczała

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...