Zaśpiewać z perspektywy dobrego diabła

Rozmowa z Moniką Szomko

Spotykam się cały czas z pozytywnym odbiorem. Najpiękniejszą recenzję, którą dostałam, była wypowiedź młodego chłopaka, który mówił, że do tej pory nienawidził poezji, nie czuł jej, nie rozumiał po prostu, a po moim recitalu stwierdził „Wreszcie zrozumiałem poezję! Wreszcie wiem o co chodzi!" - bardzo mu się to podobało. Jestem szczęśliwa, kiedy ktoś, dzięki mnie, jest w stanie przekroczyć swoje dotychczasowe granice lub pogłębić czy poruszyć w jakikolwiek sposób swoją wrażliwość.

Z Moniką Szomko, aktorką, wykonawczynią recitalu pt. "Dobry we mnie diabeł" w reżyserii Jerzego Głybina, rozmawia Ryszard Klimczak.

Ryszard Klimczak: Który to recital w pani wykonaniu?

Monika Szomko: Pierwszy. Zdarzało mi się już wcześniej brać udział w tego typu koncertach poetyckich, ale to jest mój pierwszy, samodzielny program recitalowy.

Czy piosenka to jest to, co pani lubi najbardziej jeżeli chodzi o występy publiczne?

Myślę, że chyba jednak nie do końca... Na pierwszym miejscu dla mnie jest dramat, a piosenka to niejako pasja poboczna, aczkolwiek również bardzo ważna.

Recital zawiera też w sobie elementy aktorstwa i nawet jeszcze bardziej rozbudowane, bo oprócz samego dramatu, jaki trzeba pokazać w piosence, jest jeszcze ucho muzyczne, głos, interpretacja itd.

Oczywiście, ale ma to formę monologu, a dialogować czasem też jest fajnie...

Czyli traktuje to pani jako rodzaj monodramu?

Tak, jako monodram muzyczny, śpiewany.

Kto jest autorem słów i muzyki do tych piosenek? Na bazie czego powstały?

Autorów jest wielu – m.in. Osiecka, Stachura, Turnau, Satanowski, Konieczny, Brel. Są też piosenki z repertuaru Anity Lipnickiej, Katarzyny Groniec, Mariusza Lubomskiego.

Dlaczego właśnie taki repertuar?

Jest on najbliższy mojemu sercu - zdecydowanie dlatego, poza tym jakość tekstów jest najwyższej próby, są to również utwory w większości trudne muzycznie. Pamiętam, że gdy pierwszy raz zaprezentowałam je panu Wojtkowi Sanockiemu czy później Jerzemu Głybinowi, obaj zgodnie stwierdzili, że owszem – są piękne ale i niełatwe zarazem, wymagające i w dodatku w znacznej mierze znane, co wiąże się z jeszcze większym wyzwaniem. Mówili, że jestem odważna, że porywam się na coś takiego - bałam się, że faktycznie mogę nie podołać, nie mogłam jednak odpuścić.

Najbliższy występ odbędzie się 12 maja w Teatrze Korez w Katowicach. Dlaczego postanowiła go pani tam zrealizować?

Uwielbiam ten teatr, jest niezwykle przyjazny. Jestem przekonana, że mój recital idealnie wpasuje się w scenę Korezu, w jej klimat, ponadto bardzo lubię ludzi, którzy tworzą to miejsce, zostałam przez nich ciepło przyjęta, czuję od nich wielkie wsparcie i nie ukrywam, że chciałabym aby nasza współpraca trwała dłużej – kto wie, może także przy innych projektach, spektaklach? To ważne, aby dobrze czuć się w miejscu, w którym się próbuje czy gra, a w Korezie właśnie tak jest i nie mam ku temu wątpliwości.

Jaki udział w tym spektaklu ma pani akompaniator Wojciech Sanocki?

Bardzo duży, ponieważ pan Wojtek jest autorem aranżacji do wszystkich utworów, poświęca swój czas na próby ze mną, udziela mi muzycznych i czasem wokalnych rad – chociaż od tego jest przede wszystkim Katarzyna Haras-Kruczek. Uważam, że wiele się od nich nauczyłam i ciągle uczę.

Który z autorów miał największy wpływ na klimat przedstawienia, który wyśpiewuje pani ze sceny?

Trudno wymienić tego jednego, na pewno nad życie kocham twórczość Edwarda Stachury i cały czas się nim inspiruję, Agnieszka Osiecka również jest mi bliska, w większości podobają mi się autorzy tzw. Krainy Łagodności, Piwnicy pod Baranami. Oprócz nich, osobami które bezpośrednio przyczyniły się do zainteresowania mnie tym właśnie klimatem byli Wiesław Ciecieręga i Mirosława Żak. Chodziłam na ich koncerty poetyckie jeszcze będąc w liceum, to byli również moi pierwsi instruktorzy teatralni – wywarli na mnie duży wpływ, zaszczepili we mnie „to coś", dzięki czemu mogę teraz spełniać się jako aktorka. To ważne, żeby mieć od początku dobre wzorce - można wtedy rozwijać się ze znacznie lepszym efektem. Zawsze marzyłam, żeby móc występować na scenie tak jak oni, i póki co udaje mi się to...

„Dobry we mnie diabeł" to bardzo dowcipny i interesujący tytuł na recital. Skąd się wziął i dlaczego właśnie taki?

Pomysł wziął się z jednej z piosenek, którą śpiewam – „Diabeł przybył" z repertuaru Jacquesa Brela. Pracowałam nad nią jeszcze w szkole aktorskiej, przy czym moja interpretacja różni się od tej, którą na pierwszy rzut oka można rozczytać w słowach – nie chciałam, nie powinno się nawet interpretować wszystkiego 1:1, więc kiedy Anna Kadulska zaproponowała mi, żebym spróbowała odwrócić sytuację i zaśpiewać z perspektywy dobrego diabła, od razu podłapałam temat. Nie wyśpiewuję monologu typowego, demonicznego diabła, który chce źle dla świata, dla ludzi i chce zagarnąć ich do siebie, tylko wręcz przeciwnie – troszczy się o nich i o to co dzieje się na Ziemi.

Czy przypadkiem nie odzwierciedla też pani charakteru i pani duszy, i pani otwarcia się na świat?

Myślę, że coś w tym jest, że drzemie tam we mnie jakiś diabełek, który kusi, ale kusi do działania, do nie stania w miejscu. Może i nieco absurdalny ten tytuł i ta interpretacja piosenki, ale ostatecznie to przecież tylko gra słów. „Diabeł przybył" towarzyszył mi jeszcze przy innych okazjach. W ogóle bardzo polubiłam ten numer, dlatego kiedy zdecydowałam się zrobić recital, wiedziałam, że musi być w jakiś sposób wiodący... I jest.

Kiedy i gdzie odbył się spektakl premierowy?

Premiera odbyła się w Teatrze Bez Sceny Andrzeja Dopierały w Katowicach 29 grudnia ubiegłego roku.

Jaką publiczność miała pani na tym spektaklu?

Najżyczliwszą na świecie, to byli w większości moi znajomi, na sali było ok. 80 osób – doszło do tego, że nie miałam którędy wejść na scenę, musiałam się przeciskać przez widzów, co naturalnie było bardzo miłym uczuciem. Czułam jak wszyscy mocno trzymają za mnie kciuki.

A jak było na pozostały występach, z publicznością z zewnątrz?

Spotykam się cały czas z pozytywnym odbiorem. Najpiękniejszą recenzję, którą dostałam, była wypowiedź młodego chłopaka, który mówił, że do tej pory nienawidził poezji, nie czuł jej, nie rozumiał po prostu, a po moim recitalu stwierdził „Ja wreszcie zrozumiałem poezję! Ja wreszcie wiem o co chodzi!" - bardzo mu się podobało. Jestem szczęśliwa, kiedy ktoś, dzięki mnie, jest w stanie przekroczyć swoje dotychczasowe granice lub pogłębić czy poruszyć w jakikolwiek sposób swoją wrażliwość.

Która z prezentowanych piosenek jest najbliższa pani sercu?

Wszystkie. Wszystkie są bardzo osobiste i bardzo ważne. Jeśli jednak miałabym szczególnie którąś wyróżnić, to chyba byłyby to „Dwa teatry" Stachury.

A co w „Dwóch teatrach" jest takiego, że być może one przeważyły szale?

Miłość, bardzo silna, ale nie do końca spełniona. Kochają się oboje, ale nie mogą ze sobą być, albo kochają się i są razem, choć nie mogą. W sumie na jedno wychodzi – i tak źle i tak niedobrze. „Ty i ja teatry to są dwa"... Dwa światy, może dwa różne pokolenia, dwa różne charaktery...

Recital wyreżyserował Jerzy Głybin. Na jakim etapie przygotowań włączył się on w pomoc przy realizacji pani projektu?

Był od początku zaangażowany w projekt, w każdej chwili mogłam na niego liczyć, chociaż pierwsze wspólne próby odbyliśmy na około półtora miesiąca przed premierą. Najpierw musiałam sama popracować nad stroną muzyczno-wokalną, wczytać się dobrze w teksty, zastanowić się co chcę przez nie powiedzieć, nauczyć się ich porządnie, musiałam mieć jakieś podstawy, żeby móc mu cokolwiek zaprezentować/zaproponować - nie wyobrażam sobie żeby było inaczej, dopiero wtedy mogliśmy zacząć tak naprawdę działać. Bez jego pomocy, na pewno nie udałoby mi się zrealizować tego recitalu, a już na pewno nie z takim pozytywnym skutkiem.

Czy są już plany następnych wykonań tego recitalu?

Plany są, aczkolwiek nie ma jeszcze ustalonych konkretnych terminów, dopiero jestem w trakcie rozmów. W tym sezonie raczej nie uda się już niczego zorganizować, ale w przyszłym na pewno tak. Mam nadzieję, że również w Teatrze Korez.

Czy myśli pani już o jakimś następnym temacie, który chciałaby pani zawrzeć w nowym projekcie?

Chciałabym w przyszłości zrobić jeszcze jeden recital, z tą różnicą, że z autorskimi piosenkami, ze względu na to, że sama podejmuję czasem próbę pisania wierszy, które staram się jednak nazywać po prostu Szomkopisami – swoją drogą, ich próbkę można usłyszeć już podczas obecnego recitalu...

Trzymam kciuki, w takim razie, za powodzenie w Teatrze Korez i mam nadzieję, że projekt rozszerzy się po okolicy i będą mieli go okazję słuchać i melomani, i miłośnicy poezji, i miłośnicy pani talentu również. Dziękuję bardzo.

Monika Szomko - aktorka, ur. 19.07.1990 roku w Bytomiu, w styczniu 2014 roku zdała egzamin eksternistyczny dla aktorów dramatu złożony przed Komisją Egzaminacyjną ZASP w Warszawie; związana głównie z teatrami na Śląsku - z Teatrem Śląskim im. S. Wyspiańskiego w Katowicach, Teatrem Bez Sceny Andrzeja Dopierały, Teatrem Rawa, Teatrem Czwarta Scena, ale również z Teatrem im. J. Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim; sześciokrotnie gościła na Krakowskim Salonie Poezji i Muzyki Anny Dymnej w Operze Śląskiej; brała udział w różnych projektach i warsztatach teatralnych, w tym także międzynarodowych; w grudniu 2015 roku zrealizowała swój autorski projekt – recital piosenki poetyckiej i aktorskiej p.t. „Dobry we mnie diabeł"

Ryszard Klimczak
Dziennik Teatralny
10 maja 2016
Portrety
Monika Szomko

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...