Zbrodnia bez kary
"Sędziowie", Narodowy Teatr Stary w KrakowieŚledztwo można porównać do rozjątrzania rany - rozdrapywania odbytej zbrodni po to, by ją oczyścić i zagoić. Drobiazgowa analiza wydarzenia ma pozwolić zrozumieć i wymierzyć sprawiedliwość, przywrócić i ocalić ład. Co jednak począć w świecie "zakażonym", bez nadziei na wyleczenie, w którym proces śledczy prowadzi donikąd?
„Sędziowie” Marii Spiss w Teatrze Starym to adaptacja dramatu Wyspiańskiego pod tym samym tytułem; historii opartej przez Wyspiańskiego na prasowej relacji z autentycznych wypadków, mających miejsce w galicyjskiej wsi ponad sto lat temu. W ujęciu reżyserki opowieść ta nie traci na aktualności, czemu służy zupełny minimalizm kostiumów i scenografii Łukasza Błażejewskiego. Za pomocą drobnych zabiegów (taśma okalająca scenę, kontur zwłok odrysowany kredą, oświetlenie) historia Żyda Samuela (Zbigniew Ruciński), jego dwóch synów: Natana i Joasa oraz służącej Jewdochy (znakomita Aldona Grochal) przybiera formę wizji lokalnej przeprowadzanej na miejscu zbrodni.
Pomysł ten okazuje się świetnym zabiegiem reżyserskim – dramat już dawno się rozegrał i widzowie nie byli jego świadkami; oglądamy jedynie powtórkę, analizę sytuacji, wymuszającą na nas refleksję i uniemożliwiającą zasłonięcie się emocjonalnym przeżywaniem wydarzeń. Wzmocnieniu i podtrzymaniu efektu służy także zabieg trzykrotnego odegrania kluczowej sceny samego zabójstwa oraz milcząca obecność czwórki przyglądających się przedstawieniu w zupełnym milczeniu Sędziów, usadowionych na krzesłach z boku sceny, tyłem do widowni.
Tekst dramatu został przez reżyserkę znacznie okrojony; wypowiadane przez postacie kwestie to często zaledwie kilka zapętlających się wersów, szkicujących jedynie fabułę, za to podkreślających esencję charakterów. „Nie mam winy/ ani mi cięży grzech – źle mi na świecie!/ Oto wszystko, co się ode mnie dowiecie”, powtarza z bólem i rezygnacją Aldona Grochal, rewelacyjna, przejmująca i przerażająca Jewdocha, nieszczęśliwa, opuszczona dziewczyna popchnięta przez Natana do popełnienia zbrodni na własnym dziecku.
I tak cały przedstawiony w „Sędziach” świat to świat zrezygnowany, popełniający zbrodnie lub w milczeniu na nie przyzwalający – tak jak czwórka sędziów (Aleksander Fabisiak, Leszek Świgoń, Jerzy Święch, Edward Wnuk), którzy obojętnie i może nawet z pewną ulgą opuszczają scenę po otrzymaniu łapówki, bez jednego słowa komentarza. Natan (Błażej Peszek) i Urlopnik (Jacek Romanowski) ze znudzeniem i coraz mniejszym zaangażowaniem powtarzają scenę zabójstwa; w przestrzeni spektaklu aspekt winy i kary rozpływa się i zanika, tracąc zupełnie znaczenie. Jedynie skulony pod ścianą Joas (sztuczny i zupełnie chybiony Piotr Cyrwus lub znacznie bardziej udana rola Wiktora Loga-Skarczewskiego) przeżywa dramat na naszych oczach; to właśnie z jego bezradnych ust widownia usłyszy bezsilne oskarżenie. Krzyk chłopca niczego nie zmieni, świat „Sędziów” (a może nasz?) zmiażdży go i unicestwi. W brudnym świecie, w którym silni depczą słabych, a sprawiedliwość jest towarem kupowanym za pieniądze, nie ma miejsca dla uduchowionych i delikatnych. Natchnione skrzypki milczą.