Zbrodnia, kara i wiara

"Karamazow" - reż. Jacek Orłowski - Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi

Nie ma finałowego okrzyku "Niech żyją Karamazowie", tylko Alosza z bólem i lękiem patrzy na koszmarny los swoich braci. Historia ludzkiej udręki w świecie bez wartości trzyma za gardło.

Jacek Orłowski (adaptacja i reżyseria) zmierzył się z filozoficzno-psychologicznym monumentem Fiodora Dostojewskiego, jego ostatnią, wiecznie do czytania na nowo, powieścią "Bracia Karamazow". Na Scenie Kameralnej Teatru Jaracza stworzył piekło życia, sąd nad irracjonalnością ludzkiej natury. Dostojewski to same fundamentalne pytania - jak żyć, ile znaczy miłość, co może nienawiść, co to jest sumienie, jaki sens ma wiara, czy jest Bóg. Wszystkie filtruje przez charaktery, intelekt, spuściznę po ojcach i rozumienie wolności.

Ojcobójstwo to motyw wiodący inscenizacji zatytułowanej "Karamazow".

Scena, na której linie podziału zaznaczają sznurki, jest realistycznym domem Fiodora Karamazowa i salą sądową (za scenografię uznanie dla Marka Brauna). Widzowie siedzą za barierkami, jak na rozprawie. Z ławki dla oskarżonych podnoszą się, współcześnie ubrani, trzej synowie zamordowanego. Ale za chwilę odsłoni się cała historia, ożyje dom, rodzinne relacje. Dymitr (Przemysław Kozłowski), szalony najstarszy syn z pierwszego związku; nienawidzi ojca, konkuruje z nim o względy Gruszeńki. Dwaj z drugiego to Iwan (Marek Nędza) chłodny intelektualista, głosiciel teorii, że Boga nie ma, a więc wszystko wolno, i Alosza (Hubert Jarczak) zakonnik, zapatrzony w swego duchowego mentora, za jego wskazaniem ma opuścić klasztor i żyć (czytaj: cierpieć) wśród ludzi.

Jest jeszcze Smierdiakow (Radosław Osypiuk) nieprawy, nieuznawany syn, na swój zwyrodniały sposób rozumiejący myśl o wolności w świecie bez wiary.

Ta plątanina osobowości ma źródło i genezę w nim: w ojcu. Fiodor Bronisława Wrocławskiego jest postacią jakby z innego świata - prostak, pijak, groteskowy pan życia. Wizerunek zarysowany grubą kreską wskazuje te cechy, które z każdą chwilą odsłaniają myślenie i działanie jego synów. Kim jest ojciec? Diabłem, który skonfrontuje się z ateistą Igorem? Czy może uosobieniem namiętności, które tak zawładnęły Dymitrem? A może odrzucającym wątpliwości Aloszą? Pierwsza część spektaklu, budująca relacje, wypadła bardziej emocjonująco niż druga, naładowana wizjami i filozofią "człowieka karamazowego". Synowska rozgrywka za sprawą aktorów ma siłę i energię doskonale naznaczone współczesną wrażliwością. Rozprawa o winie, karze i wierze dręczy i robi wrażenie.

Renata Sas
Express Ilustrowany
22 stycznia 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...