Zbyt ostrożny ten kot

"Kot w butach" - reż. Jerzy Turowicz - Teatr Muzyczny w Lublinie

„Niech to historia pokaże stuleciom,/że Brzechwa ludziom, że nie tylko dzieciom" - pisał niegdyś Jerzy Kierst o koledze po fachu. Ja zaś obejrzawszy „Kota w butach" przygotowanego przez Teatr Muzyczny w Lublinie, chciałabym dodać kolejny wers: „Niech to historia pokaże stuleciom,/ że teatr w Lublinie gra tylko dzieciom./Rodziców ignoruje i Brzechwy grać nie umie."

Lubelska inscenizacja „Kota w butach" zupełnie nie przypadła mi do gustu. Przede wszystkim irytujące były przerwy co pół godziny, jeszcze się dobrze nie rozsiadłam, a już trzeba było opuszczać salę. Ja oczywiście rozumiem, że scena Lubelskiego Parku Naukowo-Technologicznego posiada swoje ograniczenia, głównie związane ze zmianą scenografii, ale to, co przeżyłam podczas przedstawienia wprawiło mnie w totalne osłupienie. 10 czy 15 minut przerwy tylko po to, by wprowadzić kosmetyczne zmiany scenograficzne czy kostiumowe wydaje się być lekką przesadą. Spodziewałam się jakiejś znaczącej metamorfozy, a tu ... kilka dodatków. Czy naprawdę te przerwy były konieczne?

Towarzyszące mi w projekcji dzieci chciały przede wszystkim wiedzieć co dalej, dlatego z niechęcią wychodziły z sali. Spójny, dynamiczny i krótki tekst Brzechwy wydał mi się tym razem długi i nudny. Aktorzy nie wydobyli dostatecznie warstwy humorystycznej, od której aż kipi utwór bajkopisarza. Za to automaty ze słodyczami i gorącą czekoladą zrobiły furorę, bo jakoś trzeba było te przerwy spędzić.

Ponadto zespół grał bardzo nierówno. Najlepiej w swoją rolę wcieliła się Małgorzata Rapa jako kapryśna Królewna. Do wspólnej zabawy skutecznie porywał także Ochmistrz (Tomasz Głębocki) odpowiedzialny za królewskiego konia, który szybko zaskarbił sobie sympatię widzów. Przyzwoicie wypadła postać Kota (Joanna Witos), choć pani wcielająca się w tę rolę wydała mi się zbyt nieśmiała, grzeczna, cicha, ostrożna i poprawna jak na tak przebiegłe oraz pewne siebie zwierzę. Przecież tytułowy Kot to niezwykle charyzmatyczna i przebojowa istota, która nie boi się realizować swoich szalonych pomysłów. Najsłabiej wypadł Janek kreowany przez Mariolę Drozd. W słynnej bajce Janek jest ciepłym, wesołym, trochę naiwnym, ale zdecydowanie dobrym młodzieńcem, zaś jego radość i dobroć płyną prosto z serca. Natomiast w spektaklu okazał się bezbarwną i obojętną postacią. Miałam wrażenie, iż aktorka bardzo źle czuła się w tej roli i zupełnie nie utożsamiała się z graną przez siebie postacią.

Podobnie jak aktorzy, tak też scenografia wzbudzała skrajnie różne odczucia. Przeciętność mieszała się z artystyczną wyobraźnią. Raz przed oczyma miałam plansze imitujące las i zwykły tron, raz zające, którym już nieco w kościach strzyka i nie mają siły kicać, raz fantastycznego Czarnoksiężnika czy nieszablonową Czarownicę. Z jednej strony za mało magii by bić brawo, z drugiej szkoda krytykować, bo pojawiło się kilka ciekawych pomysłów. Prestiżu miała dodać orkiestra na żywo, jednak pomysł nie do końca się powiódł, ponieważ muzyczny aranż był stanowczo za głośny, dla mnie na granicy wytrzymałości.

Konkludując, przedstawienie poprawne, choć nie dość dobre jak na scenę zawodową. Wystarczy spojrzeć na poziom spektakli przygotowywanych w lubelskich domach kultury czy świetlicach szkolnych. Teatr Muzyczny w Lublinie dysponuje ogromnym zapleczem technicznym, o jakim wielu może tylko pomarzyć. Posiada możliwości, których nie wykorzystuje w pełni. Dzieci to nie widz drugiej kategorii, który i tak nie zauważy takich czy innych niedociągnięć. Panie reżyserze, przedszkolaki same do teatru nie przyjdą, muszą je zabrać rodzice. A skoro ta decyzja w dużej mierze zależy od dorosłych, którzy płacą także za bilet dla siebie, to dobrze by było, aby dostarczyć wrażeń także tej części widowni.

Natomiast jeżeli nie bierze Pan pod uwagę tej grupy odbiorców, to proszę także nie kazać im płacić biletów, wówczas będą oni jedynie opiekunami swych pociech, nie zaś widzami w teatrze. Poza tym uważam, iż pozostawanie niezmiennie w kręgu tych samych tekstów jest mało adekwatne do aktualnej rzeczywistości. Wszyscy dobrze znamy twórczość Andersena, Braci Grimm, Brzechwy czy Tuwima, tylko, że wiele utworów tych pisarzy uległo dezaktualizacji. Ja osobiście nigdy nie opowiedziałam i nie opowiem małemu dziecku bajki o Jasiu i Małgosi, ponieważ przekaz jaki ona zawiera wydaje się być nieludzki i brutalny. Jestem już zmęczona spektaklami o Pinokiu, Calineczce, Kopciuszku, Królewnie Śnieżce czy Czerwonym Kapturku. Warto także pokłonić się nad współczesną dramaturgią dziecięcą oraz zobaczyć na jakim etapie są inne teatry dla dzieci, zarówno w Polsce jak i na świecie, zamiast trzymać się kurczowo dotychczasowych przyzwyczajeń.

Działania teatru przypomniały mi pewną znaną opowieść o mistrzu i uczniach, w której uczniowie pomimo wszelkich starań mistrza nie chcieli podejść do krawędzi, bojąc się, iż spadną w przepaść. Kiedy po długich namowach podeszli nieco bliżej, mistrz ich pchnął...a oni wzbili się w niebo i polecieli. Mali widzowie Teatru Muzycznego w Lublinie z pewnością nie wzbiją się w niebo ponieważ sam mistrz boi się podejść do krawędzi.

 

Magdalena Mąka
Dziennik Teatralny Lublin
6 czerwca 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...