Zbyt wiele pieśni między światami

"Diabeł" - reż. Radosław Rychcik - Teatr Współczesny w Szczecinie

Czy Ameryka to najlepszy kraj na świecie? Jak wygląda krzyk? Dlaczego ręce Laury Palmer czasem wykręcają się do tyłu? I czy ona w ogóle wie, że nie żyje? To tylko niektóre z pytań padających podczas najnowszego spektaklu Radosława Rychcika pt. „Diabeł". Oczekujący odpowiedzi widzowie nie tylko ich jednak nie otrzymują, lecz zmuszeni są walczyć z jeszcze większą ilością narastających wątpliwości.

Otwierająca nowy sezon artystyczny premiera „Diabła" w szczecińskim Teatrze Współczesnym zapowiadała się obiecująco. Już na kilka dni przed pierwszym pokazem, na fanpage'u sztuki pojawiły się intrygujące zdjęcia bohaterów okrytych zasłoną dymu, unoszącego się nad geometrycznym wzorem podłogi oraz zwiastuny spektaklu, utrzymane w elektryzującej stylistyce słynnego czerwonego pokoju z „Miasteczka Twin Peaks". Jeden z promujących sztukę treaserów prześlizgiwał się po nostalgicznych rekwizytach, takich jak telefon z wykręcaną tarczą czy szklane butelki z mlekiem i pokazywał aktorów naśladujących w tańcu filmowego karła, co pozwoliło zbudować tak pożądaną przez wielbicieli kultowego serialu, niepokojącą atmosferę. Niestety wszystkie te elementy, które zastosowane z większym wyczuciem mogły wywierać na widzach wrażenie, w spektaklu zagubiły się pośród chaosu przedmiotów i wątków, tracąc siłę wyrazu.

Spektakl rozpoczyna występ trzech egzorystów (Michał Lewandowski, Tomasz Nosiński, Adam Kuzycz-Berezowski), którzy stojąc przed zasłoniętą kurtyną, zapowiadają, że przybyli po to, by pomóc wszystkim opuszczonym przez Boga lub przez samych siebie. Próbują nawiązać kontakt z widzami, pytając ich o to, jak wygląda krzyk, wykonując a capella legendarny przebój grupy The Isley Brothers „Shout" i każąc publiczności powtarzać słynną serialową frazę: „Jedna jest pieśń między światami: Ogniu, krocz ze mną!" Sposób deklamacji egzorcystów, gest oraz charakterystyczna mimika upodabniają aktorów do hipnotyzerów i wprowadzają oniryczny nastrój, przywodzący na myśl prawdziwe spirytystyczne seanse.

Niestety efekt ten burzy podnosząca się kurtyna, odsłaniająca galerię przypadkowych postaci, takich jak opętana dziewczynka z filmu „Egzorcysta", Laura Palmer, dziecko na rowerku z „Lśnienia" Kubricka, „krwawy kucharz" czy ojciec Laury, Leland. Aktorki wcielające się w postaci Regan (Grażyna Madej) i Laury (Joanna Matuszak) były mało przekonujące. Ponadto Rychcik (reżyser i scenarzysta) modyfikuje biografie bohaterek, dopisując do nich dramatyczne zwroty akcji, czyniąc z kobiet ofiary gwałtu (Sarah Palmer) lub molestowania seksualnego (Laura Palmer), co jeszcze bardziej oddala postaci od ich filmowych pierwowzorów. Wszystkich łączy jedynie przynależność do świata horroru, która jednak nie została przez reżysera odpowiednio wykorzystana. Zamiast zapowiadanego traktatu na temat genealogii diabolicznego pierwiastka oraz istoty zła widzowie otrzymują chaotyczną mieszaninę filmów grozy, wzbogaconą o wiele bezużytecznych rekwizytów, żywcem wyjętych ze śmietnika popkultury (np. głowa jelenia) i okraszoną solidną dawką erotycznych wyznań głównej bohaterki.

Ponadto całość sprawia wrażenie, jakby reżyser do końca nie mógł się zdecydować, czego tak naprawdę dotyczyć będzie jego sztuka. Z jednej strony pragnął on oddać europejską fascynację Ameryką, a raczej jej wyobrażeniem, każąc aktorom otwarcie demaskować fikcję przedstawianego świata poprzez ujawnianie swoich nazwisk, ściąganie peruk i opowiadanie zakulisowych anegdotek związanych z produkcją „Miasteczka Twin Peaks". Z drugiej – chciał wzbudzić w widzach przerażenie, snując krwawą opowieść o demonach i ludzkim okrucieństwie. Brak zdecydowania zaoowocował dezorientacją odbiorców, którzy reagowali śmiechem na mało zabawne (w założeniu Rychcika) zwroty akcji (np. podczas monologu dwunastolatki proszącej o połączenie się z nią w miłosnym akcie).

Do ciekawszych stron przedstawienia należy opowieść o tym, skąd wziął się Bob, poprzedzona spektakularnym wejściem tego bohatera (Arkadiusz Buszko) oraz monologi Lelanda (Grzegorz Młudzik), wpisujące się w stylistykę serialu. Na pochwałę zasługuje także efektowne wykorzystanie światła oraz ścieżka dźwiękowa Michała i Piotra Lisów, nawiązująca do oryginalnej filmowej muzyki i wykorzystująca błyskotliwe rozwiązania Lyncha (np. pomysł z zacinającą się taśmą, która niepokojąco zniekształca dźwięki). Niestety aktorskie wysiłki nie były w stanie zamaskować faktu, że spektakl jest niespójny, a jego konstrukcja przypomina domek z kart.

„Diabeł" niebezpiecznie zbliża się ku czystej formie. Zestawienie Lycha i Frosta z Žižkiem oraz Baudrillardem okazuje się natomiast mieszanką trudną do przełknięcia dla widzów. Oglądając finalne sceny spektaklu nie sposób oprzeć się wrażeniu, że płynąca pomiędzy światami słynna pieśń zamieniona została w kakofonię zbyt wielu przeplatających się melodii.

 

Agnieszka Moroz
Dziennik Teatralny Szczecin
21 października 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...