Zbyt zimne i formalne, by mogło poruszyć
"Nocny portier" - reż. Ł. Chotkowski -Teatr Kochanowskiego, OpoleFilm Liliany Cavani z 1974 roku wywołał burzę. "Nocny portier" w opolskim teatrze w reżyserii Łukasza Chotkowskiego takich emocji nie budzi. Prawdę mówiąc, nie budzi żadnych, może poza zdziwieniem - gdy wybrzmiewa monolog o kurestwie - że to już koniec przedstawienia
Obawiam się, że bez znajomości filmu, a przynajmniej przeczytania solidnego streszczenia na którymś z portali filmowych, trudno będzie widzowi zorientować się, o co chodzi. A rzecz jest o tym, że kilkanaście lat po wojnie, Max - były SS-man i oprawca obozowy - spotyka przypadkiem swoją dawną ofiarę i zarazem kochankę, Lucię. Za drutami połączyła ich dziwna więź - od gwałtu i seksualnego przymusu ewoluująca do wzajemnej zależności i zatracenia w namiętności. Po latach ta namiętność i zależność odżywa. Film Cavani właśnie dlatego budził takie kontrowersje, że nikt wcześniej w ten sposób nie pokazał ofiary Zagłady.
Dziś to już nie robi takiego wrażenia, co nie znaczy, że próba zgłębienia relacji kat-ofiara (nawet niezależnie od historycznego, obozowego kontekstu), nie może być interesująca. Ale w opolskim przedstawieniu interesująca nie jest. Chyba dlatego, że temat bardzo gorący reżyser postanowił przedstawić w sposób maksymalnie zimny i formalny. W nieprzyjaznej, industrialnej przestrzeni teatralnej malarni, na czerwonej podłodze (wszyscy brodzą we krwi) rozgrywa się dziwny taniec ludzi umarłych, upiorów. Zdarzenia bieżące mieszają się z minionymi, a jedne i drugie możemy obserwować zarówno na "scenie", jak i na wielkim czarnym ekranie (obraz rzucany jest na ekran ze zdalnie kierowanej kamery). Sceny ukazujące relacje Maksa (Adam Ciołek) i Lucii (Aleksandra Cwen) - gwałt, upokorzenia aż po wzajemną fascynację - obywają się bez słów.
I najmniej przekonująco wychodzi to, co właśnie najistotniejsze. Tej ślepej fascynacji, tej niewytłumaczalnej siły, która ich do siebie pchała i która splotła ich losy po latach, siły wymykającej się i logice, i etyce i systemowi - nie widać.
Trudno się zastanawiać nad czymś, czego nie widać. Złośliwie można by powiedzieć - za dużo choreografii, za mało psychologii.
"Nocny portier" Chotkowskiego to teatralna instalacja. Dużo tu modnych elementów - projekcje, powtarzalność sformalizowanych gestów, powtarzalność słów, rytmiczne zabawy. Jeśli ktoś niemodnie szuka w teatrze prawdziwych uczuć, wyjdzie zawiedziony.